niedziela, 7 kwietnia 2019

ACTA2 – do kosza!

ACTA2 to efekt intensywnego lobbyingu potentatów rynku medialnego mający na celu wykoszenie internetowej konkurencji, na co nakłada się polityczny interes dotychczasowego liberalno-lewicowego establishmentu.

I. Jurgieltniczy instynkt

Trudno o lepszy prezent dla PiS w kontekście tegorocznych wyborów od tego, który sprawiła siódemka eurodeputowanych PO, głosując za dyrektywą określaną potocznie jako ACTA2. Przypomnijmy te nazwiska, by nie przepadły w mroku zapomnienia: Danuta Hubner, Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, Barbara Kudrycka, Julia Pitera, Marek Plura, Bogdan Zdrojewski i Tadeusz Zwiefka – do tego, jako ósmy, swój głos dołożył „niezrzeszony” Michał Ujazdowski. Siedmioro innych europosłów Platformy wybrało natomiast taktyczny unik i nie wzięło udziału w głosowaniu, zaś czwórka pozostałych zagłosowała przeciw. Słowem, pełna schizofrenia, a warto nadmienić, że ta sama PO jeszcze w marcu zarzekała się, że jest absolutnie przeciwna dyrektywie. Co więcej, głosowanie całościowe zostało poprzedzone głosowaniami proceduralnymi dotyczącymi najbardziej kontrowersyjnych i mogących potencjalnie skutkować cenzurą internetu artykułów – 11. i 13. do których miały zostać naniesione poprawki, łagodzące ich treść. Tutaj do wprowadzenia poprawek zabrakło zaledwie pięciu głosów – zgadnijcie dzięki komu? Otóż 4 posłów Platformy głosowało przeciw poprawkom, a pięcioro nie wzięło udziału. Do tego dochodzi jeszcze dokonana w międzyczasie tajemnicza zmiana numeracji spornych artykułów – art. 11 i 13 zmieniono na art. 15 i 17, co mogło dodatkowo wprowadzić w błąd innych deputowanych. Widać, że komuś bardzo zależało na tym, by dyrektywę przepchnąć bez istotnych zmian.

Całej sprawie dodatkowego smaczku nadaje ujawniona przez niemieckie media kwestia politycznego dealu zawartego pomiędzy Francją a Niemcami. Na przeforsowaniu ACTA2 najbardziej zależało bowiem Francji, gdzie już obecnie obowiązują restrykcyjne przepisy dotyczące praw autorskich. Stanowisko Paryża nie dziwi – tamtejszy establishment chwieje się w posadach, a tradycyjne media są jego emanacją i jako takie pozostają w ogniu krytyki, m.in. za tendencyjne opisywanie protestów „żółtych kamizelek”, przedstawianych jako banda warchołów i zadymiarzy. W naturalnym interesie zarówno mainstreamowej prasy, jak i prezydenta Macrona jest więc przyblokowanie internetowej „samowolki” obnażającej medialne manipulacje. Ochrona praw autorskich jest do tego wymarzonym pretekstem, bo nie sposób udowodnić nierzetelności bez przytoczenia oryginalnego materiału – a ten będzie chroniony, jako intelektualna własność wydawcy. Niemcy od czasu kryzysu migracyjnego mają zresztą podobny problem, który z całą mocą ujawnił się po pamiętnym sylwestrze w Kolonii, kiedy to głównonurtowe media zgodnie przemilczały przypadki gwałtów i molestowania, jakich dopuściły się zorganizowane gangi muzułmańskich migrantów. Od tamtej pory w niemieckim społeczeństwie upowszechnił się termin „Lügenpresse” („kłamliwa prasa”), a wiodące tytuły zanotowały w sondażach znaczący spadek zaufania. Niemcy jednak dotąd nieco się krygowały w jednoznacznym poparciu ACTA2 – i tu pomocną dłoń podała właśnie Francja, składając propozycję nie do odrzucenia: wy poprzecie ACTA2, a my przestaniemy zgłaszać obiekcje do gazociągu Nord Stream2. Propozycja została przyjęta i niemieccy deputowani zagłosowali za dyrektywą.

Pozostaje pytanie, czy europosłowie PO dostali otwarte polecenie, czy też wyczuwszy zmianę nastrojów u niemieckich kolegów postanowili się na wszelki wypadek dostosować do oczekiwań swych protektorów, powodowani swoistym jurgieltniczym instynktem. Tak czy inaczej, po raz kolejny postanowili zagłosować przeciw oficjalnemu stanowisku Polski. W efekcie, to czego nie udało się przeprowadzić za rządów Tuska i polskiej europrezydencji, zostało „klepnięte” obecnie – za panowania tegoż Tuska w charakterze „króla Europy”.


II. Internet pod kontrolą

Jakie konkretnie zagrożenia wiążą się z ACTA2? Dyrektywa w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym wprowadza m.in. wymóg uzyskania licencji na rozpowszechniane treści od właścicieli praw autorskich i pokrewnych. Niby oczywistość, rzecz jednak w tym, że w praktyce będzie to dotyczyć głównie serwisów społecznościowych typu You Tube czy Facebook, które bazują na treściach zamieszczanych przez użytkowników. Jeżeli zatem np. You Tube nie zawrze stosownych umów z innymi wydawcami (telewizjami, koncernami muzycznymi itp.), to będzie zmuszony usuwać takie materiały. Więcej – zostanie zobligowany do zastosowania prewencyjnego filtru zawczasu wyłapującego treści łamiące prawa autorskie. Wyjaśnię konsekwencje takiego mechanizmu na przykładzie. Otóż jedna z wiodących stacji komercyjnych znana jest z tego, że wyjątkowo skrupulatnie ściga w sieci „nieautoryzowane” materiały – dziwnym trafem takie, w których jej dziennikarze bądź zaproszeni goście z którymi sympatyzuje wykazali się niekompetencją, stronniczością, nierzetelnością lub zaliczyli inne kompromitujące wpadki. Do tej pory uderzała „punktowo”, interweniując w poszczególnych przypadkach. Teraz natomiast zyska narzędzie „ramowe”, pozwalające en bloc ścigać niewygodne treści pod pretekstem naruszenia praw autorskich. W naturalny sposób zatem, media społecznościowe by się chronić zastosują wzmożoną prewencję. To zaś oznacza, że użytkownicy, którym chodzi o coś więcej niż wrzucanie filmików ze śmiesznymi kotkami stracą poważny kanał komunikacji.

Jednak internetowi giganci dadzą sobie radę – najwyżej trochę mniej zarobią, zmuszeni do opracowania algorytmów i sztabu ludzi rozpatrujących wnioski i odwołania. Gorzej będzie w przypadku małych, niezależnych portali, które zwyczajnie nie będą w stanie udźwignąć kosztów tak rozbudowanej kontroli i opłat licencyjnych. Do tego dochodzi również obowiązek monitorowania komentarzy czytelników – jeśli ktoś w komentarzu wrzuci materiał objęty prawami autorskimi (fragment artykułu, film, zdjęcie itp.), konsekwencje poniesie właściciel portalu. W skrajnych przypadkach może się to skończyć wyłączeniem możliwości dodawania komentarzy – a więc dojdzie do zachwiania swobody wymiany informacji, opinii oraz interaktywności, która jest esencją funkcjonowania internetu. Wrócimy do epoki mediów „jednokierunkowych”, w których odbiorca był jedynie biernym konsumentem tego, co serwuje mu prasa, radio, telewizja. Dla niewielkiego portalu oznacza to po prostu śmierć. Podsumowując – ACTA2 to efekt intensywnego lobbyingu potentatów rynku medialnego (koncernów wydawniczych, muzycznych, filmowych) mający na celu wykoszenie internetowej konkurencji, na co nakłada się polityczny interes dotychczasowego liberalno-lewicowego establishmentu żyjącego z medialnym mainstreamem w symbiozie.

Nie jest tajemnicą, że do tej pory wolny internet działał przede wszystkim na korzyść prawicy – również w Polsce. Ponieważ przekaz mediów tradycyjnych był skutecznie zabetonowany przez jedną, liberalno-lewicową opcję, to właśnie w internecie prawica znalazła swoją niszę, skutecznie promując alternatywny punkt widzenia i poddając krytyce przekaz głównego nurtu – również poprzez utrwalanie treści o których ich twórcy woleliby zapomnieć. Bez tego nie byłoby możliwe podwójne zwycięstwo PiS w 2015 r., a obecnie nie doszłoby do ofensywy antysystemowych ugrupowań w Europie. Z punktu widzenia słabnących elit, taka sytuacja jest niedopuszczalna, stąd kolejne zakusy na poddawanie internetu coraz dalej idącej kontroli.


III. ACTA2 – do kosza!

W konfrontacji z powyższym, wyjątkowo groteskowo brzmią dziś histeryczne wrzaski o tym, że to PiS i Jarosław Kaczyński mieliby „wyłączać internet”. Jak wspomniałem na wstępie, PO dała właśnie PiS-owi niezastąpiony prezent – PiS już teraz zapowiedział, że korzystając z marginesu swobody, jaki ACTA2 daje państwom członkowskim, będzie implementował dyrektywę w maksymalnie złagodzonej wersji, na co zresztą ma dwa lata. Dla wolnościowego elektoratu zaś pojawia się kolejny argument, by nie lekceważyć majowych wyborów do PE. W przypadku korzystnego wyniku pojawia się bowiem szansa, by w kolejnej kadencji nowe unijne władze odesłały tę poronioną dyrektywę tam, gdzie jest jej miejsce – do kosza.


Gadający Grzyb


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 14 (05-11.04.2019)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz