„Dla większości była to pierwsza i zapewne ostatnia wizyta w Polsce” - podsumowuje swą relację portal „Deutschlandfunk”. I o to właśnie chodzi!
I. Gehenna młodych muzułmanów
A więc, drodzy Państwo, mamy kolejną wersję „spalenia kukły Żyda”. Tamta kukła z Wrocławia już się, nomen omen, wypaliła, bo ileż można do znudzenia epatować tym samym, zatem media rzuciły się na nową sensację – mianowicie, męczeństwo muzułmańskich uczennic z Berlina podczas wycieczki do Polski. Robert Winnicki wprawdzie twierdził, iż czyn Piotra Rybaka dał „Wyborczej” paliwo na następne 10 lat, ale w dzisiejszym pędzącym świecie trzeba podsuwać konsumentom papki wciąż nowe podniety, by utrzymać ich w stanie emocjonalnego rozdygotania, zatem znaleziono kolejnego bulwersującego newsa – czyli rzeczoną wycieczkę. Od momentu, gdy niemiecka rozgłośnia „Deutschlandfunk” opublikowała na swoich stronach internetowych stosowny materiał, skwapliwie nagłośniony w Polsce przez tutejsze pasy transmisyjne, nie było wręcz dnia, by postępowi publicyści nie odnieśli się do rzekomego „oplucia muzułmanki” na ulicy Lublina – oczywiście w duchu potępienia polskiej „islamofobii”. Ostatnio w weekendowym magazynie „GW” pani Paulina Wilk kazała się nam za to „wstydzić”, wygłaszając przy okazji pochwałę „pedagogiki wstydu”, której jakoby dziś bardzo nam brakuje.
Tymczasem wszystko wskazuje na to, że rozpętany na bazie niemieckich doniesień tzw. „shitstorm” (dość rozległy, bo temat podchwyciła też BBC, wiążąc go - jakże by inaczej – z antyimigracyjną polityką obecnego rządu), jest wypreparowanym na zimno tzw. fake newsem wedle recepty znanej z dowcipów o Radiu Erewań. Prawdą w tym wszystkim jest bodaj tylko to, że faktycznie takowa wycieczka się odbyła. Przypomnijmy może jednak dla porządku, jakichże to utrapień mieli doświadczyć w Polsce młodzi muzułmanie. Otóż w wycieczce wzięli udział pochodzący z imigranckich rodzin uczniowie z berlińskiego liceum im. Teodora Heussa, którzy założyli w swej szkole grupę roboczą o nazwie „Erinnern” („Wspominać”) w ramach której uczestniczą w wyjazdach mających przybliżyć im historię holocaustu. W Polsce zwiedzali Treblinkę, Majdanek, a także Lublin, Łódź i Warszawę.
Wycieczka ta miała przerodzić się w nieustające pasmo upokorzeń. W Lublinie uczennicę ubraną w muzułmańską chustę miał opluć jakiś przechodzień. Poinformowani o zdarzeniu policjanci mieli się „śmiać” i odmówili interwencji. Towarzysząca grupie tłumaczka polskiego pochodzenia (nie była świadkiem zajścia) chciała interweniować u policjantów, lecz ostatecznie się „nie odważyła” (ciekawe, dlaczego? Bała się, że ją spałują?). W tymże Lublinie ochrona nie wpuściła grupy do synagogi, na starówce odmówiono im sprzedania wody, a ktoś inny miał rzucić im pod nogi... wibrator (!). W innych miastach nie jest lepiej – na widok hidżabu padają groźby obrzucenia jedzeniem, jakiś mężczyzna wyjmuje z kieszeni nóż (a może widelec, dokładnie nie wiadomo), inna muzułmanka zostaje wyproszona ze sklepu w centrum handlowym za rozmawianie przez telefon po persku, a jakaś kobieta rzekomo oblewa ją i jej kamerę napojem. I tak na każdym kroku – wyzwiska, nieprzyjazne gesty, groźby. Co ciekawe, wycieczka (wraz z dorosłymi opiekunami) poczuła się do tego stopnia sterroryzowana, że zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa zgłoszono... dopiero niemieckiej policji po powrocie do Berlina.
II. Anatomia „fake newsa”
Przepraszam, ale nawarstwienie tych wydarzeń jest tak nieprawdopodobne, że nie jestem w stanie traktować tego poważnie. Od biedy uwierzyłbym w jeden – dwa incydenty, ale tutaj aparat propagandowy preparując całą tę historyjkę zwyczajnie przedobrzył. Wyczuli to nasi lewacy, którzy w swym przekazie skrupulatnie pomijają groźby za pomocą widelca i atak wibratorem, jako jawny absurd, koncentrując się na opluciu jednej z dziewczyn i wokół tego nakręcając histerię. Za granicą natomiast, jak świadczy reakcja BBC, opowieść przyjmowana jest z pełną powagą, bo dobrze wpisuje się w propagandowy wizerunek Polski jako kraju ksenofobicznego, rządzonego przez „nacjonalistyczny” reżim PiS.
Tyle, że nawet owo oplucie to najprawdopodobniej ściema. Tak się składa, że fragment ulicy na którym miało do tego dojść objęty jest miejskim monitoringiem, którego zapis nie potwierdza zajścia. Policji było tam wówczas sporo, bo zabezpieczała trwające wówczas mistrzostwa Europy do lat 21 w piłce nożnej. Zrozumiałe też, że policjanci oddelegowani do zabezpieczenia imprezy i kibiców nie mogli oddalać się samowolnie z wyznaczonych miejsc. Podobnie z oblaniem napojem w centrum handlowym – takie miejsca standardowo objęte są monitoringiem i jakoś nic nie słychać o nagraniach potwierdzających incydent.
Co do synagogi – oświadczenie wydała już warszawska Gmina Żydowska. Uczniów nie wpuszczono, bo synagoga jest częścią zamkniętego kompleksu hotelowego wynajętego wówczas w całości przez jedną z reprezentacji wspomnianego już młodzieżowego Euro. W zamian zaproponowano grupie zwiedzanie cmentarza żydowskiego, co odbyło się bez przeszkód – ale cóż to szkodzi trochę nakłamać? Podobnie można się zastanawiać nad stopniem utraty wzroku u nastoletniej dziewczyny, która nie potrafi odróżnić noża od widelca i nie może się zdecydować jakim konkretnie sztućcem groził jej napastnik.
No i wreszcie ten nieszczęsny wibrator – dobrze, że nie wybuchł, bo z opisu wynika, że ktoś rzucając go pod nogi chciał wykorzystać to narzędzie w charakterze granatu. Zważywszy na nagromadzenie kibiców już bardziej możliwe byłoby rzucenie petardy – najwyraźniej w pogoni za bulwersującą sensacją nie przemyślano zeznań pod kątem prawdopodobieństwa. Jaka jest statystyczna szansa, że na trasie wycieczki znajdzie się akurat osoba mająca przy sobie wibrator i na dodatek nie wahająca się go użyć? Czepiam się tego frywolnego sprzętu, bo najlepiej obrazuje on absurdalność tej opowieści. W internecie ktoś zauważył, że obrzucanie się wibratorami to staropolska tradycja sięgająca czasów Mieszka I, tyle że wtedy były one strugane z lipowego drewna – i niech to posłuży za komentarz.
Nade wszystko zaś – gdzie są zdjęcia, filmy? Uczniowie mieli przy sobie telefony i kamery, jednak to co opublikowano w internecie pokazuje zwyczajną wycieczkę „odhaczającą” kolejne punkty programu. Mam swoje wyjaśnienie tych sprzeczności i posłużę się tu pewną analogią. Otóż wiadomo, że żydowscy uczniowie z Izraela przed obowiązkową wycieczką do Auschwitz poddawani są antypolskiemu praniu mózgu – zabrania się im np. przyjmowania od Polaków wody i jedzenia, bo mogą być zatrute. Sądzę, że podobnych bredni o polskim nacjonalizmie i islamofobii nasłuchali się uczniowie berlińskiego liceum i wszelkie wydarzenia filtrowali przez prymat tego, czym nafaszerowano ich mózgownice – tyle, że szkoła oczywiście się do tego nie przyzna. Ot, jakiś przechodzień mógł „odcharknąć” flegmę na chodnik (niekulturalnie, ale żadna zbrodnia), co zostało zinterpretowane jako usiłowanie „oplucia”. Swoje zrobiła też bariera językowa - funkcjonariusze nie znali i nie mieli obowiązku znać niemieckiego czy angielskiego. I przypuszczam, że tak było ze wszystkim - tu jakieś krzywe spojrzenie na widok muzułmańskich chust, które w Polsce wciąż stanowią niecodzienny widok na ulicach, tam jakieś nieporozumienie, ktoś może pomyślał, że władze samorządowe na własną rękę sprowadziły „uchodźców” na wzór „syryjskich sierot” Adamowicza - i dorobiono do tego całą „story” idealnie utrafiającą w zapotrzebowanie niemieckiej propagandy, tudzież jej miejscowych wyrobników. Faktów i tak nikt nie będzie sprawdzał, bo po co? Dodajmy, że histeria nakręciła się do tego stopnia, że jakaś grupa Polaków z Berlina opublikowała list otwarty z przeprosinami, o czym skwapliwie doniosło „Deutsche Welle” - i nawet znalazło się półtora tysiąca nawiedzonych idiotów, którzy go podpisali.
III. „Bad news” to „good news”!
A teraz, na zakończenie napiszę rzecz straszną i niedopuszczalną. Osoby o słabszych nerwach i rozchwianej wrażliwości uprasza się o zakończenie lektury w tym miejscu.
Już? No dobra, to jedziemy.
Otóż, nawet jeśli wszystko to było klasycznym „fejkiem”, to summa summarum dobrze się stało, że poszedł w świat w takiej formie. Z prostego powodu – tego typu historie mają istotny walor odstraszający i niech będzie o tym jak najgłośniej, tak by „uchodźcy” zapierali się przed relokowaniem ich do ksenofobicznej Polski rękami i nogami. Skoro Polacy są tak przesyceni nienawiścią i są takimi nacjonalistycznymi zboczeńcami, że napastują nawet muzułmańskie uczennice - i to wibratorem - to przysyłanie do tego szowinistycznego kraju imigrantów byłoby z gruntu niehumanitarne, narażałoby bowiem ich zdrowie, a może i życie na niebezpieczeństwo. Warto też rozpropagować, że dzicy Polacy są tak drapieżni, że gotowi są rzucać się na gości z widelcami - kto wie, czy nie w celach konsumpcyjnych. Możliwe też, że „oplucie” jednej z uczennic było efektem nienawistnego ślinotoku i żarłocznego apetytu. „Dla większości była to pierwsza i zapewne ostatnia wizyta w Polsce” - podsumowuje swą relację portal „Deutschlandfunk”.
I o to właśnie chodzi.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Artykuł opublikowany w tygodniku „Polska Niepodległa” nr 28 (12-18.07.2017)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz