Polska nie ma w świecie żadnego wizerunku, który mógłby się „pogorszyć”. Nasz „wizerunek” to „polish death camps”, Jedwabne i przypisana nam rola winowajców. Nie mamy tu nic do stracenia.
I. Grube prowokacje
Wszystko wskazuje na to, że polsko-żydowski konflikt wkroczył właśnie w stadium telenoweli. Najwyraźniej ktoś uznał, że skoro serial dobrze się sprzedaje w mediach, to nie ma sensu kończyć go po kilku pierwszych odcinkach, tylko trzeba eksploatować temat ile wlezie, podgrzewając co jakiś czas atmosferę różnymi prowokacjami – im grubiej szytymi, tym lepiej. Tak było ze słynnym pytaniem skierowanym do premiera Morawieckiego przez Ronena Bergmana (kojarzą Państwo – tego, co to nie może się doliczyć, ile właściwie lat miała podczas wojny jego matka; cudowne dziecko, które już w kołysce otrzymało nagrodę od ministra edukacji). Podobnie rzecz się miała z Ruderman Family Foundation – amerykańsko-żydowską organizacją „charytatywną” o arcyciekawych powiązaniach z putinlandem. Tu z kolei mieliśmy klip na którym różni wynajęci na tę okoliczność szubrawcy syczeli o „polskim holokauście” domagając się od rządu USA zerwania stosunków dyplomatycznych z Warszawą, wzmocniony dodatkowo kampanią billboardową w Izraelu. Za chwilę, gdy macherzy orkiestrujący tę kampanię antypolonizmu dojdą do wniosku, że atmosfera „siada”, będziemy zapewne mieli coś jeszcze innego.
Jeśli chodzi o polską odpowiedź, na wysokości zadania stanęli dotąd jedynie internauci (który to już raz?), doprowadzając do usunięcia spotu Ruderman Family Foundation z serwisu You Tube. Fundacja Filmowa Widnokrąg wypuściła film punktujący kłamstwa żydowskiej organizacji. Świetną robotę wykonał urodzony w Wlk. Brytanii Polak, Stefan Thompson, nagrywając wystąpienie w którym w stonowany, ale do bólu rzeczowy sposób obala antypolskie stereotypy dotyczące naszej roli w II wojnie światowej – co ważne, posługując się perfekcyjną angielszczyzną. Nota bene, w chwili gdy piszę te słowa, film Thompsona, który zdążył zebrać kilkaset tysięcy odsłon, został na You Tube zablokowany z powodu... „treści, które mogą być nieodpowiednie lub obraźliwe dla niektórych grup widzów”. On też jest autorem ulicznej sondy w Berlinie, podczas której młodzi Niemcy popisują się historyczną ignorancją, stwierdzając m.in., że „Polska była po stronie nazistów”.
II. Polityka „uspokajactwa”
Na tym tle, wystąpienia polskich polityków oraz instytucji uderzają swoją niezbornością. Poraża bezwład Polskiej Fundacji Narodowej, powołanej do dbania o wizerunek naszego kraju za granicą. Dość powiedzieć, że strona internetowa PFN nie ma nawet anglojęzycznej wersji, zaś jej oficjalny kanał You Tube zawiera całe osiem filmików, z których żaden nie dotyczy omawianego tu konfliktu – najświeższym dokonaniem jest... montaż z warszawskiego przemówienia Donalda Trumpa. Komentarz internauty: „litości ćwierć miliarda zł i stać was tylko na to?” doskonale oddaje ton reakcji widzów na tę nędzę.
Ale to jeszcze nic. Kolejne strzały samobójcze, to kunktatorskie wypowiedzi różnych osobistości związanych z „dobrą zmianą” odnośnie uchwalonej nowelizacji ustawy o IPN. Marszałek Senatu Stanisław Karczewski publicznie oznajmia, że ustawa przez jakiś czas „nie będzie działać”. Doradczyni prezydenta, Zofia Romaszewska, nazywa nowelizację „idiotyczną” dodając, że wysłała Andrzejowi Dudzie SMS-a w którym zalecała jej zawetowanie. Prof. Zybertowicz wzywa do „poprawienia” przepisów i „audytu legislacyjnego” (to ma być ta słynna MaBeNa?). Nawet prof. Andrzej Nowak, ku mojemu niemiłemu zaskoczeniu, w liście otwartym wraz z prof. Robertem Frostem wyraża „głębokie zaniepokojenie szkodami, jakie wizerunek Polski ponosi w związku z nowelizacją Ustawy o IPN”. Natomiast minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro składa zapewnienia, że spod działania ustawy wyłączeni zostaną nie tylko naukowcy, artyści i ocaleli z holokaustu, ale też... dziennikarze. Wszyscy razem zaś, począwszy od prezydenta, dają do zrozumienia, że ustawę „wyprostuje” Trybunał Konstytucyjny, jakby nie zauważając, że tym samym potwierdzają tezę, iż „nowy” trybunał jest polityczną przybudówką PiS-u i tylko patrzeć, jak z tego prezentu skorzysta Timmermans. Słowem – podszyty strachem chaos i ogólny kociokwik informacyjny.
W tej sytuacji trudno się dziwić, że izraelskie media odebrały powyższe wypowiedzi, jako kapitulację Polski i odtrąbiły, iż ustawa o IPN zostanie „zamrożona” - bo jak inaczej miały zinterpretować przytoczone wyżej sygnały? Tak kończy się amatorska polityka „uspokajactwa”. A już prawdziwym majstersztykiem samozaorania jest wypowiedź wiceministra spraw zagranicznych, Bartosza Cichockiego, stojącego na czele operetkowego zespołu ds. „dialogu historyczno-prawnego z Izraelem”. Stwierdził on mianowicie, że ustawa będzie „obowiązywała”, lecz... prokuratorzy nie będą na jej podstawie stawiać zarzutów (!). Tym samym dowiedzieliśmy się, że można „po uważaniu” nie stosować obowiązującego prawa. W związku z tym warto zapytać – od kiedy to w polskim prawodawstwie istnieje instytucja „zamrażarki” uchwalonych ustaw? I kto decyduje o jej uruchomieniu? Młodszym czytelnikom przypomnę, że już w historii III RP mieliśmy do czynienia z podobnym przypadkiem – chodzi mi o niesławne „moratorium” na orzekanie i wykonywanie kary śmierci. Do 1997 r. mieliśmy bowiem przedziwną sytuację, kiedy to w Kodeksie Karnym figurowała kara śmierci, lecz wskutek jakiegoś niepojętego „konsensusu” sądy odmawiały jej orzekania – i do dziś nie wiadomo, kto owo „moratorium” zarządził. Dziś mamy powtórkę z historii - „moratorium” na ustawę o IPN.
III. Cicha rejterada?
Generalnie, widać jakim błędem było tchórzliwe odesłanie przez prezydenta Dudę nowych przepisów do Trybunału Konstytucyjnego - stworzyło to bowiem okazję do kolejnych nacisków na Polskę i wycofywania się rakiem przez rządzących z własnego projektu. Czyli jak zwykle – najpierw mamy patriotyczne wzmożenie, a następnie cichą rejteradę przestraszonych własną odwagą mężyków stanu w imię „realizmu”, „niezadrażniania” i ogólnie mówiąc, świętego spokoju. Przerabialiśmy to niedawno w przypadku wycofania się przez MSWiA z zamieszczenia wizerunku Cmentarza Orląt Lwowskich i Ostrej Bramy w nowych paszportach – i obecnie scenariusz ten się powtarza, tyle że w o wiele większej skali.
Pora więc sobie coś wyjaśnić. Polska nie ma w świecie żadnego wizerunku, który mógłby się „pogorszyć”. Nasz „wizerunek” to „polish death camps”, Jedwabne i przypisana nam rola winowajców. Nie mamy tu nic do stracenia. Nie ma też powodów, by żydowska „wrażliwość historyczna” pozostawała pod szczególną ochroną. Nas Hitler też mordował – sześć milionów polskich obywateli poszło do piachu. Położenie etnicznych Polaków różniło się od sytuacji Żydów tylko tym, że byliśmy drudzy w kolejce do unicestwienia i gdyby wojna potrwała kilka lat dłużej, nie byłoby czego z nas zbierać.
Po pierwsze zatem – należy wytoczyć proces Ruderman Family Foundation, bo jej spot jest modelowym odzwierciedleniem przestępstwa opisanego w znowelizowanej ustawie. Trzeba wysłać im oczywiście stosowne wezwania, a jeśli nie wezmą udziału w procesie – skazać zaocznie, tak by mieli świadomość, że jeśli kiedykolwiek pojawią się w Polsce, czeka ich odsiadka lub grzywna. I po drugie, co powtarzam jak mantrę – wznowić ekshumację w Jedwabnem. Bez tego nie ruszymy, bo na nasze mozolne przekonywanie, że nie jesteśmy wielbłądami, Żydzi zawsze odpowiedzą jednym słowem: „Jedwabne” - na zasadzie gry w pomidora. Będą tak robili, ponieważ wersja Grossa jest na forum międzynarodowym jedyną obowiązującą - dlatego należy im wybić z ręki ten oręż. Tymczasem nasi mężykowie stanu na samo hasło „Jedwabne” kulą się jakby zobaczyli węża. Nie czas również na dywagowanie o „MaBeNach” - tu trzeba, mówiąc brutalnie, walić na odlew w zakłamane pyski oszczerców, aż im się odechce szkalowania. I, już na koniec – panie ministrze Ziobro, proszę nie mówić, że spod odpowiedzialności zostaną wyłączeni dziennikarze, bo to właśnie dziennikarze zachodnich mediów najczęściej pisali o „polskich obozach”. Jeżeli nie ich, to kogo będzie pan chciał oskarżać – Baracka Obamę?
Gadający Grzyb
Na podobny temat:
Nic tak nie gorszy, jak prawda
Koniec epoki „pedagogiki wstydu”
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 09 (02-08.03.2018)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz