środa, 12 sierpnia 2009

Czy dokarmimy Rosję?


Wychodzi na to, że dla Rosji nawet kryzys i zapaść w finansach publicznych jest dobrą okazją, by poszerzać swoje wpływy.

Oczywiście, używa do tego celu najgroźniejszej broni, jaką dysponuje, czyli surowców, a w naszym przypadku – gazu. Temu mają posłużyć trwające od marca gazowe negocjacje, które po mału wchodzą w decydującą fazę.

I. Rosyjskie finanse - garść danych.


Na dzień dzisiejszy sytuacja w rosyjskich finansach jest następująca:

- prognozowany deficyt budżetowy na poziomie 10 % PKB;

- inflacja jak do tej pory wynosi 8,9 %, a to nie koniec;

- bezrobocie na poziomie 10% osób w wieku produkcyjnym i rośnie;

- planowane pożyczki Rosji: w 2010 - 17,8 mld $, w 2011 r. - 20,7 mld $, w 2012 r. 20 mld $;

- eksport gazu zmniejszył się od stycznia b.r. o 36,9%;

- dochód, który miała odprowadzić Federalna Służba Celna będzie mniejszy o 400 – 500 mld rubli, niż zakładało Ministerstwo Finansów (miało być 3,47 bln rubli (110 mld $), będzie 3-3,1 bln rubli (95,1-98,2 mld $);

- Fundusz Rezerwowy, z którego Rosja chce pokryć straty skurczy się z 3,1 biliona rubli (czerwiec) do 1,6 bln rubli (50,7 mld $) – październik.

Jak łatwo zauważyć, w tym tempie Rosja pozbędzie się bardzo szybko rezerw odłożonych w czasach prosperity i to nawet biorąc pod uwagę dodatkowe pieniądze zgromadzone na Funduszu Dobrobytu Narodowego (90 mld $.). Do końca 2012 r. Rosja ma wykorzystać 60 mld $, czyli 2/3 tej kwoty.

Co więcej, rząd rosyjski planował, iż do 2012 roku dochody płynące z podatków ściąganych od Gazpromu będą wynosiły co rok od 1,5 do 2 mld $. Na skutek wymienionych wyżej czynników (spadek eksportu i zysków - 15,9 mld $, z eksportu do Europy Zachodniej w pierwszym półroczu 2009 przy 33,8 mld $ w analogicznym okresie 2008 r.), Gazprom musi na gwałt znaleźć brakującą kasę, tym bardziej, że Kreml nie zwiększył koncernowi podatków, by te nie odbiły się na cenach akcji.

II. Dywersyfikacyjne szanse.

Polska buduje gazoport w Świnoujściu, który ma być oddany do użytku ok. 2014 r. Początkowa przepustowość – 2,5 mld m3 rocznie. Po rozbudowie – nawet 7.5 mld m3. Przy rocznym zużyciu gazu na poziomie ok. 14,5 mld m3 i wydobyciu własnym oscylującym w okolicach 4,6 mld m3 (z szansami do nawet 6 mld m3 rocznie), tudzież planowanym imporcie z Kataru 1,5 mld m3 od 2014 przez 20 lat (dostawca – spółka Quatargas), mamy szansę na realną dywersyfikację. Planowana przepustowość otwiera możliwości bądź to zwiększenia importu z Kataru, bądź szukania innych źródeł zaopatrzenia.

Nadmieńmy jeszcze, iż po kryzysie gazowym Rosja - Ukraina z początku tego roku, pośrednik - spółka RosUkrEnergo (RUE) została wyeliminowana i przestała dostarczać gaz do Polski (miało to być 2,3 mld m3 rocznie)

III. Imperium kontratakuje czyli trzy uderzenia.

Sytuacja jest zatem następująca: Rosja ze swym budżetem stoi pod ścianą, my zaś pracujemy nad dywersyfikacją i w naszym interesie leży co najwyżej zawarcie krótkoterminowej umowy, która pokryłaby niedobór gazu powstały po odpadnięciu z gry RosUkrEnergo, do czasu, aż wybudujemy terminal LNG.

Interes Rosji jest przeciwstawny – zablokowanie gazoportu, lub uczynienie go nieopłacalnym i zrobienie z nas priwislańskich dojnych krówek, zawsze gotowych sfinansować naszym słowiańskim braciom w jakimś stopniu ich deficyt budżetowy. W imię „partnerstwa i dobrosąsiedzkich stosunków”, oczywiście.

Aby to osiągnąć, Rosja wyprowadza trzy, potencjalnie mordercze, uderzenia:

Uderzenie pierwsze - zadławienie gazem.

Przypomnijmy, że Państwo – Gazprom, w formalnej szacie spółki Gazprom–Export negocjuje z nami od marca aneks do umowy „jamalskiej” z 1993r. Czego pragnie Rosja? Niewiele. Tylko tyle, byśmy zawarli długoterminowy kontrakt do 2035r. (dotychczasowy obowiązuje do 2022r.) ze zobowiązaniem do kupna 10 mld m3 gazu (do tej pory od Gazpromu kupowaliśmy niespełna 7,0 mld m3 gazu rocznie). Oczywiście, na zasadzie „bierz lub płać” (czyli, bez możliwości dalszej odsprzedaży ewentualnych nadwyżek).

Innymi słowy, Rosja chce zadławić nas swoim gazem, tym bardziej, iż Gazprom musi zrealizować swoje cele sprzedażowe, by wspomóc walący się z kwartału na kwartał (a nawet z miesiąca na miesiąc) rosyjski budżet, tak by dywersyfikacja okazała się nieopłacalna.

Negocjacje trwają. Formalnie prowadzi je resort gospodarki z wicepremierem Pawlakiem na czele. Kolejna runda zakończyła się niedawno. Ponoć bez rozstrzygnięcia. Nie znam szczegółów, niemniej, jeżeli podżyrujemy żądania Rosji, staniemy się na długi czas „skarbonką” wspomagającą jej budżet kolejnymi transzami opłat za gaz i to bez ekwiwalentu w postaci rozsądnych opłat tranzytowych.

Uderzenie drugie – przejąć tranzyt.

Ano, właśnie - tranzyt. Następnym postulatem Rosji jest gruntowna przebudowa struktury podejmowania decyzji w EuRoPolGazie zawiadującym polskim odcinkiem gazociągu jamalskiego. Do tej pory, gdy nie udawało się podjąć decyzji zwykłą większością głosów, rozstrzygało zdanie prezesa nominowanego przez PGNiG. Teraz wymagana ma być jednomyślność, która sparaliżowałaby procedury decyzyjne i blokowała możliwość zapadnięcia niekorzystnych dla Rosji rozstrzygnięć. Chodzi tu, między innymi, o opłaty tranzytowe, które ustala Urząd Regulacji Energetyki, a które od czterech lat Gazprom płaci „po uważaniu”, nie uiszczając ich w pełnej wysokości. Na dzień dzisiejszy po 48% udziałów mają PGNiG oraz Gazprom. 4% prawem kaduka przypadło Gas-Tradingowi – zadziwiającej strukturze podzielonej między PGNiG, Gazprom i Bartimpex.

Uderzenie trzecie – zablokować gazoport.

Kolejnym uderzeniem Imperium jest Nord Stream, a konkretnie – głębokość ułożenia rury, która ma przecinać tor wodny portów w Świnoujściu i Szczecinie. Obecnie tor ma głębokość 14,3 m. Na naszym, newralgicznym odcinku, rura ma być położona na dnie, a nie zakopana pod dnem. Przy średnicy rury 1,4 m. tor wodny ulegnie spłyceniu do 12,9 m. W efekcie, uniemożliwi statkom z Kataru dotarcie do świnoujskiego gazoportu, gdyż zanurzenie gazowców Q-Flex, które mają obsługiwać terminal przy pełnym obciążeniu wynosi 12,5 m., zaś wymagany dla nich bezpieczny tor wynosi 14,3 m. głębokości.

Dodajmy, że nasze zastrzeżenia są permanentnie ignorowane przez konsorcjum Nord Stream. Rura na tym odcinku ma bowiem pobiec poza obszarem naszej jurysdykcji.

IV. Wyścig z czasem.

Zatem, mamy wyścig z czasem. Jeżeli uskutecznimy dostawy do terminalu LNG przed Rosją i Niemcami, wówczas albo Nord Stream zakopie rurę pod dnem, albo poprowadzi ją na dnie, spłycając tor wodny i wywołując międzynarodowy skandal. Jeżeli nie zdążymy przed Nord Streamem – wówczas nasz gazoport stanie się mocno problematyczną inwestycją zaopatrywaną przez statki o mniejszym tonażu. Jeżeli zaś zaakceptujemy warunki Gazpromu w sprawie renegocjacji umowy jamalskiej, wówczas:

- zostaniemy naładowani rosyjskim gazem po gardło;

- kontrakt z Katarem pójdzie do kosza, tak jak kontrakt z 2001 z Norwegami (lub, co najwyżej, ocaleje w formie szczątkowej, by nie zagrażał rosyjskiej surowcowej supremacji na naszym rynku);

- dostawy LNG z innych źródeł niż Katar również staną się problemem (zmniejszona drożność portu);

- Rosja przejmie kontrolę nad EuRoPol Gazem, czyli tranzytem gazu przez Polskę;

- pogłębimy uzależnienie surowcowe (a więc i polityczne) od Rosji;

- jako importer gazu, uzależniony od jednego kierunku dostaw, będziemy w większej części niż dotychczas partycypować w „dokarmieniu” budżetu Rosji, która dodatkowo będzie mogła bez ryzyka szantażować nas zakręceniem kurka.

V. Refleksje końcowe.


1) Gazoport z niezakłóconą drożnością toru wodnego i stabilnym zaopatrzeniem w LNG, to na dzień dzisiejszy jedyna realna możliwość uzyskania solidnej karty przetargowej w stosunkach z Rosją. Rosja zresztą doskonale o tym wie, dlatego też licytuje wysoko i z pełną determinacją.

2) Celowo abstrahowałem od kwestii agenturalnych, o których wszyscy wiemy, a których nie sposób udowodnić w sensie procesowym. Zobaczymy, jaki będzie finał. Jeżeli zakończymy negocjacje po myśli Gazpromu – trzeba będzie ustalić, „jacy szatani byli tam czynni” (negocjatorzy, osoby towarzyszące itp.).

3) Do podpisania umowy polsko – rosyjskiej w sprawie gazu ma ponoć dojść 1 września, w ramach obchodów na Westerplatte, podczas których nie będzie co prawda za bardzo wiadomo kto na kogo napadł i kto z kim zawarł pakt wzmiankowaną napaść umożliwiający, jednak wiadomo będzie bezspornie, iż druga wojna światowa była „wielkim nieszczęściem” dla wszystkich, bez względu na zbędne szczegóły kto tam kogo napadał i w jakiej kolejności. Podpisanie nowego kontraktu gazowego świetnie wpisze się w ahistoryczne świętowanie historycznej rocznicy.

Jeżeli do 1 września negocjacje się nie dopną, nic straconego - polecam następną datę – 17 września. Będzie jak ulał.

Gadający Grzyb

P.S. W powyższej notce nie wspomniałem o South Stream, rosyjskich problemach z eksploatacją własnych złóż, przejmowaniu złóż kaspijskich, tudzież Nabucco i dziwnej opieszałości UE „w tym temacie”, mitycznej wspólnej strategii energetycznej i tak dalej. Celowo skoncentrowałem się na rosyjskich roszczeniach i na tym, co nasz rząd z nimi (nie) robi.

1 komentarz:

  1. Jakie byłoby najprostsze rozwiązanie naszych problemów z surowcami energetycznymi?

    Z jednej strony należałoby dokonać liberalizacji prawa geologicznego i górniczego, w wyniku czego komuś opłacałoby się eksploatować gaz i ropę naftową we fliszu karpackim.

    Z drugiej strony należałoby pociągnąć dwa rurociągi - jeden z Norwegii, a drugi z Iranu. Wtedy można by przestać się przejmować humorami Kremla w tym zakresie.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń