wtorek, 4 sierpnia 2009
Ściema antykryzysowa.
W ustawie antykryzysowej jest wszystko za wyjątkiem tego, co powinno się było w niej znaleźć w pierwszej kolejności.
No i mamy ustawę antykryzysową, która wg szacunków Ministerstwa Pracy ma ponoć ochronić ponad 200 tys. miejsc pracy.
Czegóż tam nie ma!
Jest pomoc finansowa/rządowe gwarancje dla firm, których obroty spadły od lipca ub. roku w ciągu 3 miesięcy o 25%. Jest uelastycznienie warunków na jakich zatrudnia się pracowników, by firmy mogły zmniejszać koszty. Jest możliwość redukcji czasu pracy, wysyłanie pracowników na szkolenia ze stypendium w wysokości zasiłku, urlopy postojowe, ruchomy czas pracy… Pomyślałby ktoś naiwny – rząd walczy z kryzysem na całego!
Nic bardziej mylnego. Po pierwsze, uzyskanie pomocy obwarowane jest rozlicznymi biurokratycznymi barierami ( http://www.rp.pl/artykul/2,342928_Chcesz_pomocy_w_kryzysie__Wystarczy_10_zaswiadczen_.html">) . Po drugie, ustawa obowiązywać ma raptem przez 2 lata. Po trzecie wreszcie i najważniejsze, mamy tu do czynienia z typowym zestawem działań pozornych, starannie omijających meritum problemu, innymi słowy, w ustawie jest wszystko za wyjątkiem tego, co powinno się było w niej znaleźć w pierwszej kolejności.
Deregulacja, głupcze!
Podstawowym problemem polskiej gospodarki jest przeregulowanie, tłumiące inicjatywę i krępujące rozwój kraju. Ta biurokratyczna poducha, na którą składają się tysiące częstokroć sprzecznych ze sobą przepisów, w połączeniu z urzędniczą wszechwładzą, tłamsi przedsiębiorczość i przyczynia się do kryzysu o wiele silniej, niż zawirowania na rynkach finansowych, blokuje bowiem setkom tysięcy zwykłych ludzi podjęcie i rozwój własnej działalności. I właśnie tą kwestią walczące z kryzysem państwo winno zająć się w pierwszej kolejności.
Owszem, coś „w tym temacie” usiłowała zrobić sejmowa komisja „Przyjazne państwo” pod przewodem Palikota. Zakończyło się to jak wszystkie inicjatywy rzeczonego osobnika – błazenadą. Wyzwanie redukcji biurokratycznych absurdów wymagające żmudnego przekopania się przez setki tysięcy przepisów najróżniejszych ustaw, okazało się ponad siły posłów – tak z Palikotem, jak i bez niego.
Poniżej zajmę się pokrótce pewnymi obszarami, których naprawa sama z siebie dałaby większego kopa naszej gospodarce, niż wszystkie incydentalne „pakiety antykryzysowe” razem wzięte.
Reglamentacja działalności gospodarczej i zawodowej.
Obecnie, (dane z marca b.r., link pod tekstem), w Polsce obowiązuje sześć różnych form reglamentowania działalności gospodarczej. Są to:
- koncesje (6 branż),
- wpis do rejestru działalności regulowanej (25 branż),
- zezwolenie na prowadzenie działalności gospodarczej (32 branże),
- licencje (3 branże),
- zgoda na prowadzenie działalności gospodarczej (1 branża),
- uprawnienia zawodowe (8 branż).
Łącznie powyższymi formami reglamentacji objętych jest 75 różnych obszarów działalności gospodarczej. Pomyślmy - 75 obszarów wyjętych z normalnego, konkurencyjnego krwioobiegu gospodarki. Ale to jeszcze nie wszystko. Dodać bowiem należy jeszcze listę tzw. zawodów regulowanych (link pod tekstem) obejmujących – uwaga – 104 różne kategorie zawodowe. Jeśli dodać, że wiele z powyższych 104 kategorii dzieli się na szereg poszczególnych zawodów, otrzymamy ich na oko, grubo ponad 300 (tzn. przy doliczeniu do trzystu poddałem się – proszę mi wierzyć, jest tego znacznie więcej), z czego jakieś 20 zawodów ma charakter korporacyjny, tj. pardon, skupia się w „samorządach zawodowych” (jak taka sitwa działa i jak skłonna jest na otwieranie się na nowych członków, widać chociażby po profesjach prawniczych).
Krótko mówiąc – gdzie się nie ruszysz, tam państwo łapie cię za rękę i pyta: a gdzie papier? Jeżeli dodamy do tego nieprecyzyjne (często celowo) przepisy i dużą uznaniowość urzędniczą, otrzymujemy atmosferę jakby specjalnie zniechęcającą obywateli do brania spraw w swoje ręce i sprzyjającą usitwowieniu gospodarki w skali nieznanej poza krajami Trzeciego Świata.
Państwo permanentnej kontroli.
Weźmy takie kontrole - jedną z podstawowych bolączek nękających przedsiębiorców. Organów uprawnionych do tego, by wjechać do firmy i sparaliżować jej działalność jest co niemiara – od skarbówki, poprzez PIP, Sanepid, ZUS, nadzór budowlany i sam diabeł wie, co jeszcze. Zakaz więcej niż jednej kontroli w tym samym czasie to fikcja, gdyż z łatwością można go ominąć nasyłając kilka kontroli jedna po drugiej, lub też robiąc tzw. kontrole krzyżowe.
Właśnie – kontrole krzyżowe. To dopiero jest kryminał w majestacie prawa. Robi się, dla pozoru, po jednej kontroli u, powiedzmy, siedmiu kontrahentów danego przedsiębiorcy, następnie zaś wysyła się urzędników z tychże siedmiu różnych kontroli na „czynności sprawdzające” do tego przedsiębiorcy, którego pragnie się docelowo udupić. Chyba nie muszę wyjaśniać jakie to stwarza możliwości różnym lokalnym sitwom, którym przypadkiem jakiś nieszczęśnik nadepnie na odcisk. W takich sitwach, burmistrz, miejscowi „biznesmeni” z często partyjnym, lub esbeckim rodowodem (lub synkowie tychże, dziedziczący koneksje po tatusiach), naczelnicy urzędów, prokuratorzy i sędziowie stanowią jedno zblatowane środowisko, pijące razem wódkę i chodzące na te same dziwki. Można się domyślać, jak pilnie dbają, by nikt „spoza układu” nie bruździł im w interesach.
Wolności! Wolności!
Dodajmy jeszcze korupcję, skandaliczne prawo podatkowe, brak uwłaszczenia, niewydolne sądy i otrzymamy komplet, dzięki któremu Polska w tegorocznym Indeksie Wolności Gospodarczej Heritage Foundation zajęła zaszczytne 82 miejsce (ostatnie w UE) za m.in. Ugandą, Mongolią i Madagaskarem. (link pod tekstem).
Zamiast wpompowywać podatnicze miliony w molochy ponadnarodowych koncernów (bo to przecież one będą głównymi beneficjentami pakietu antykryzysowego), które łaskawie zgodziły się pozakładać u nas swoje filie deklarując zatrudnienie iluś tam przedstawicieli „lokalnej siły roboczej” za c-a 1500 peelenów brutto, (dodajmy, przy ulgach i zwolnieniach o których nie może marzyć np. rzemieślnik, czy kupiec, utrzymujący swą ciężką harówą rodzinę), należałoby przede wszystkim pomyśleć o drobnych przedsiębiorcach, którzy w swej masie są w stanie o wiele skuteczniej zapewnić materialne upodmiotowienie narodu.
Tylko, zapytam retorycznie, po co politykowi sklepiki, czy warsztaty gdzie obywatel gospodaruje na swoim, co przynajmniej częściowo uniezależnia go od państwa i uczy krytycyzmu w stosunku do poczynań władzy?
Takim ludziom przyjęty właśnie pakiet antykryzysowy nie pomoże. Nie odblokuje branż, w których dzięki uznaniowej reglamentacji rozmnożyły się przeróżne układy i układziki. Nie uprości prawa podatkowego, pozwalającego urzędnikowi jednego zgnoić, drugiemu zaś umorzyć należność (przypomnę sprawę „mafii w ministerstwie finansów” – jakoś nie słyszałem, by zlikwidowano nonsensy umożliwiające podobną korupcyjną działalność). Nie otworzy dostępu do regulowanych zawodów. Nie zlikwiduje zorganizowanego system łupiestwa i obszarów żerowisk, z jakich de facto składa się nasze państwo.
To zadanie dla straceńców, którzy nie boją się narazić rozlicznym a wpływowym grupom interesów, zaś obecny rząd właśnie takim grupom (od postkomunistycznego biznesu po korporacje zawodowe) zawdzięcza w znacznej mierze władzę. I dobrze wie, że każdy zamach na trzęsące Polską para – mafie, oznaczałby jego koniec.
Gadający Grzyb
pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl
Linki:
Reglamentowane obszary działalności gospodarczej:
http://firma.wieszjak.pl/abc-malej-firmy/78442,Kiedy-potrzebne-sa-koncesje--zezwolenia--wpis-do-rejestru-dzialalnosci-regulowanej--licencje-i-uprawnienia-zawodowe.html">
Lista zawodów regulowanych:
http://www.buwiwm.edu.pl/eu/public/db/index.php?fullinfo=true">
Indeks Heritage Foundation:
http://www.heritage.org/Index/Ranking.aspx">
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz