przyczynek do Antycywilizacji Postępu (A.P.)
1) Kindersztuba.
Niegdyś, pewne sprawy załatwiało dobre wychowanie, zwane kindersztubą. Kindersztuba oznacza zasady. Zbiór wpojonych i niezachwianych, nieusuwalnych przekonań, które człowiekowi wpaja się od pacholęctwa i którymi winien kierować się do końca życia.
Gdybym miał określić kindersztubę jednym słowem, byłoby nim: szacunek. Szacunek wobec rodziców i, generalnie, osób starszych. Szacunek dla otoczenia, czyli uprzejmość (nie mylić z kelnerską uniżonością). Szacunek dla ułomności (nie poniżać i nie pastwić się nad niepełnosprawnymi, głupszymi, słabszymi, zacofanymi kulturowo). Szacunek względem środowiska (nie dręczyć zwierząt, dbać o higienę, nie śmiecić itd.). Szacunek dla prochów przodków, wiary, Ojczyzny, spuścizny pokoleń, języka, słowem – szacunek dla cywilizacji, która cię ukształtowała i dzięki której funkcjonujesz w tym świecie.
Oczywiście, powyższy wykaz jest pewnym bytem idealnym. W praktyce, ludziska postępowali różnie. Niemniej, jeżeli postępowali wbrew powyższym wskazówkom, było wiadome zarówno im, jak i otoczeniu, iż czynią źle. Tu był kulturowo akceptowalny kanon zachowań (z niezbędnym marginesem hipokryzji – owego hołdu składanego przez występek cnocie), poza pewną granicą – już nie. Jeżeli świadomie łamiesz zasady i mimo napomnień, tudzież oferowanej pomocy, nie zawracasz ze złej drogi, sam pozbawiasz się szacunku, a co za tym idzie – inni są zwolnieni od okazywania szacunku wobec ciebie. Stajesz się wyrzutkiem.
2) O wyrzutkach.
Wyrzutkowie, generalnie, dzielą się na dwie odmiany: twórczych i destrukcyjnych.
Ci pierwsi, wprowadzają życiodajny ferment, wybudzając cywilizację z zastoju i godząc się z ewentualnymi szykanami, orzą, zepchnięci na margines – ale dla jej dobra! Noszą w sercu cywilizację, zaś po pewnym czasie (często po śmierci) okazuje się, iż mieli rację. W ten sposób dokonuje się postęp i warto pochylić łby przed tymi autentycznymi nonkonformistami (kłania się tu przede wszystkim szereg niedocenianych początkowo naukowców, wynalazców, artystów itp.).
Wyrzutkowie drugiego typu, destrukcyjni, są zapatrzonymi w siebie egoistami, którzy uznali, iż to świat powinien dostosować się do nich, nie oni do świata. Co więcej, w miarę postępującej alienacji uznają, że właśnie oni i ich idee powinny panować nad globem i ludzkością po wsze czasy. Dla dobra ogółu, oczywiście, który to ogół jest podobnie jak oni ciemiężony, tylko nie zdaje sobie z tego sprawy.
Różnica pomiędzy jednymi a drugimi jest z grubsza taka, jak różnica między pokorą a pychą.
Portrety destrukcyjnych wyrzutków znakomicie opisał Paul Johnson w swej książce „Intelektualiści”. Polecam zwłaszcza zaznajomienie się podejściem do dzieci J.J. Rousseau. (Wiem, że to banalne, niby wszyscy znają, ale czasem warto się odnieść).
3) Holocaust kindersztuby.
Ale, co mają zrobić biedne misie, destrukcyjni wyrzutkowie, skoro otoczenie zostało ukształtowane przez kindersztubę? Charakteryzującą się zbiorem zasad, które to właśnie ich, oświeconych marzycieli zepchnęły na margines i nie pozwoliły rozwinąć skrzydeł? Należy wroga unicestwić. Zdemolować kindersztubę w każdym jej aspekcie, zwłaszcza cywilizacyjnym. Tradycyjne wychowanie stanowiło podstawową tamę; barierę, którą należało usunąć, by otworzyć szeroko podwoje dla antycywilizacji postępu.
I zrobiono to. Skutecznie suflowane, antywychowawcze trendy proroków nowej pedagogiki w rodzaju doktora Benjamina Spocka zaowocowały bezstresowym wychowaniem, którego prostą konsekwencją była kontrkulturowa rewolucja porąbańców (pokolenie ’68) spod hasła „zabrania się zabraniać”, sterowana przez parnasiarskie gremia, dyskretnie wspierane przez mocodawców z Kremla.
Nowa pedagogika trafiła na podatny grunt. Rodzice obarczeni traumą dwóch wojen światowych, pragnęli zapewnić swym dzieciom wszystko co najlepsze i w ten sposób odreagować to, czego sami nie mieli, z poczuciem bezpieczeństwa, brakiem trosk i pokojem na czele. W efekcie, ukształtowali stado rozpieszczonych dobrobytem neo-barbarzyńców, pożytecznych idiotów z dobrych domów, którzy ochoczo rzucili się z siekierami, by rąbać w drzazgi zachodnią (łacińską) cywilizację.
4) Miejsce dla political correctness!
I porąbańcy porąbali. Suworowowskie „gawnojedy”, dokonały wraz z innymi cywilizacyjnymi aspektami, holocaustu tradycyjnego wychowania. W tej podstawowej z punktu widzenia każdej cywilizacji materii z dziesięciolecia na dziesięciolecie powstawała ziejąca pustka.
Do czego potrzebna była pustka? Ano, do tego, by można było ją wypełnić odpowiednią treścią - skrojonym na miarę aktualnych potrzeb ersatzem kindersztuby – polityczną poprawnością, którą sukcesywnie wmontowywano w kolejne obszary odebrane łacińskiej cywilizacji.
Pozwolę sobie przytoczyć to, co napisałem w pierwszej części Antycywilizacji Postępu:
4) A.P. oparta jest na fluktuacyjnej dogmatyce politycznej poprawności, zmienianej w zależności od aktualnych zapotrzebowań Parnasiarzy dyktujących obowiązujące trendy.
6) A.P. bazuje na zakłamaniu pojęć charakterystycznych dla cywilizacji łacińskiej. Świadomie wytwarza „zapaść semantyczną” rozmywając, bądź podkładając pod tradycyjne pojęcia nową treść sprzeczną z pierwotnym ich znaczeniem;
Jak łatwo zauważyć, o ile tradycyjne wychowanie cechuje stałość zasad, o tyle political correctness (P.C.) jest zmienna, w zależności od doraźnych potrzeb.
5) Parnasiarscy dyktatorzy i medialne modelki.
Chciałbym szczególnie podkreślić fluktuacyjność polit-poprawnej dogmatyki, której swoistym paradygmatem metodologicznym jest giętkość poglądów, w zależności od aktualnego kaprysu/interesu dyktatorów intelektualnej mody. Parnasiarze (dyktatorzy mody), orzekają, iż dziś myśli się (nosi) to, jutro co innego, zaś modelki na medialnych wybiegach upowszechniają. W walce cywilizacji i idei rolę modelek spełniają dyżurne „mediorytety”(medialne autorytety), tudzież mediodajniane wycirusy – dziennikarze na różnym szczeblu ujemnego zaawansowania intelektualnego i celebrities na zbliżonym stopniu duchowej degrengolady.
Zresztą, jedni mieszają się z drugimi na tyle, że nie odróżnisz, czy to co prawi ci znany dziennikarz, komunikowane jest z pozycji zawodowych, dziennikarskich, czy też celebryckich. I odwrotnie. Czy dotychczasowy celebryta, znany z ptasiego móżdżku, stał się poważanym dziennikarzem? Czy treści, które wyraża mamy, jak dotąd, zbywać ironicznym uśmieszkiem/wzruszeniem ramion, czy też te same treści stały się nagle obowiązujące, bo poparły je jakieś autorytety?
Powyższe grupy cechuje jedno – należy łączyć modne fatałaszki z modnymi poglądami. Bez tego – krzyż Pański, kaplica i zapaść wydrążonego ze wszelkiej treści jestestwa. Odebrać im modne ciuchy, posady i apanaże, odciąć od kamer i mikrofonów, tudzież pozbawić podszeptów, mówiących co w danej chwili na określony temat sądzić wypada – to pozbawić ich życia. Sami z siebie poglądów nie wykrzeszą, sami z siebie nie będą wiedzieli w co ubrać swe mózgownice. Zapadną się, niczym pasożyt z „Inwazji porywaczy ciał” zbyt wcześnie odcięty od żywiciela.
Ach, jakiż to ból, jakaż rozterka, jaka trwoga…
6) Antypedagogika Postępu.
I tu niezastąpiona okazuje się polityczna poprawność, spełniająca zarówno w indywidualnym, jak i ogólnospołecznym wymiarze rolę antypedagogiki postępu.
Czym jest antypedagogika postępu? Jest to jedna z funkcji political correctness, mająca zastąpić kindersztubę, czyli podmienić stałość zasad opartych na szacunku do cywilizacji łacińskiej na fluktuacyjną, zmienną dogmatykę politycznej poprawności, ukierunkowaną na zniszczenie cywilizacji zachodu.
Dziś dogmatem jest to, jutro – co innego. Przykładowo – generalnie słuszne mniejszości - Murzyn / kobieta / niepełnosprawny / Żyd / homoseksualista / ekolog być dobrzy, jeśli są należycie postępowi, a być źli, gdy mają konserwatywne poglądy. Ooo, wtedy nawet to być bardzo źli i zdradzieccy, albowiem „wysługują się prawicy”, wprowadzając zbędny zamęt w ludowych mózgownicach i, generalnie, sypią piach w tryby machiny społecznej inżynierii.
Antypedagogika postępu nakierowana jest masowo, niczym broń antycywilizacyjnej zagłady, na całe poddane tresurze społeczeństwo, na wszystkie grupy wiekowe – od kołyski do emerytury.
Owa masowość antycywilizacyjnego przekazu jest niezmiernie ważna, tak by osaczony człowiek słyszał podobnie brzmiące komunikaty dosłownie zewsząd – od serialowej gwiazdki, poprzez „poważnego dziennikarza”, polityka, sędziego aż do profesorskiej głowy włącznie. By odnosił wrażenie, że słuszność tego co słyszy jest niepodważalna, zaś garstka pomyleńców, kontestujących wiodący, antycywilizacyjny przekaz to oszołomy, frustraci i pogrobowcy zdemonizowanej do granic obłędu inkwizycji.
7) Zmysł krytycyzmu.
Szczególnym obiektem ataku jest, właściwy każdej inteligentnej istocie, zmysł krytycyzmu, pozwalający oddzielać ziarno od plew, czyli, na podstawie dostępnych danych analizować, czy ktoś przypadkiem nie usiłuje zrobić z nas idiotów. Ten zmysł bywa niekiedy bolesny, powodując psychiczny dyskomfort, tudzież dysonans poznawczy między tym, co wylewa się na co dzień z mediodajni, ust polityków, spod szkolnych tablic i z uniwersyteckich katedr, a „coraz bardziej nas otaczającą” rzeczywistością.
Większości społeczeństw niegdyś naszego kręgu kulturowego cierpienia związane z posiadaniem wspomnianego zmysłu krytycyzmu zostały na skutek permanentnej tresury w odpowiednim duchu, oszczędzone. Antypedagogika postępu wyskrobała go z dusz, tudzież mózgownic już w wieku przedszkolnym, u co bardziej opornych – w wieku szkolnym.
8) Współcześni wyrzutkowie.
Najbardziej upierdliwi, z których nie dało się wyplenić wstecznickich miazmatów, w A.P. pełnią rolę nowych wyrzutków. Z tą różnicą, że o ile destrukcyjni wyrzutkowie opisani kilka podpunktów wyżej, pragnęli zniszczyć zastaną cywilizację, to wyrzutkowie współcześni, pragną jedynie zachować w swych sercach ginący na ich oczach dorobek pokoleń, z nadzieją na przyszłą odbudowę. Oni pragną jedynie nieść w sobie herbertowskie Miasto.
I za to odsądzani są od czci i antycywilizacyjnej wiary.
Nastąpiła wymiana miejsc. Ideologiczni potomkowie wyrzutków rządzą światem, świadomi obywatele Polis wegetują na marginesie.
9) Konformistyczna większość.
I nie łudźmy się, że gdzieś tam funkcjonuje tyleż słynna, co mityczna „milcząca większość”. Owa, „milcząca”, pielęgnująca w domowych pieleszach cywilizacyjne korzenie „większość”, zmieniła się pod wpływem opisywanej w tej notce antypedagogiki w większość konformistyczną i łyka gładko to, co podaje się jej do połknięcia, zaś w życiu codziennym stosuje osobistą, podświadomą samoobronę przed szaleństwem – kultywację postawy, typu „moja chata z kraja”.
Ludziska zapytani o poglądy, wydalają z siebie zestaw aktualnie obowiązujących sloganów. I jeden diabeł wie, czy faktycznie zinternalizowali antycywilizacyjne prikazy, czy też stosują społeczny kamuflaż, by nie odróżniać się in minus od reszty i nie popaść w kłopoty. A może, jest im autentycznie wszystko jedno – stanowią obowiązkowo zadowolone, odurzone dobrobytem społeczeństwa rodem z „Nowego Wspaniałego Świata” Huxleya. Tyle że, jak poskrobać nieco głębiej – spod świecącej, nowoczesnej pozłoty wyłazi zmięta, zniechęcona do wszystkiego, szara masa, duchowych, orwellowskich „proli”.
Z punktu widzenia parnasiarskich doktrynerów to w sumie jeden pies. Grunt, że społeczna inżynieria się kręci. Z dziesięciolecia, na dziesięciolecie. Z pokolenia na pokolenie. Tym łatwiej ich urabiać, im mniej gruntu zostaje pod nogami – im bardziej zanika cywilizacyjne podglebie. Antypedagogika postępu orze niestrudzenie, wprzęgnięta do antycywilizacyjnego pługa.
10) Zakończenie: cywilizacja destrukcyjnych wyrzutków.
Podsumowując, naszkicowane tu zjawiska są dziełem potomków opisanych w pkt.2 destrukcyjnych wyrzutków, których nieposkromiona pycha popchnęła na drogę społecznej inżynierii. Tę społeczną inżynierię wykuwaną na co dzień, na naszych oczach, widzimy w spektaklach mediodajni, w antycywilizacyjnych inicjatywach, w skrupulatnie segregowanych informacjach, w wyjących od autocenzury i starannego dobierania słów wypowiedziach panów/pań z mikrofonami w garści i kamerą skierowaną na fizys.
Tradycyjne wychowanie, rozumiane jako oparta na szacunku kindersztuba, zostało najzupełniej świadomie i celowo zniszczone, po to, by zrobić miejsce na postępową antypedagogikę, będącą funkcją politycznej poprawności, w której nie ma nic pewnego, a która stanowi wielce użyteczny, bo nader giętki, ideologiczny kręgosłup antycywilizacji.
Człowiek pozbawiony własnego, tożsamościowego podglebia jest w stosunku do stosowanych wobec niego indoktrynacyjnych technik bezbronny, niczym samotny liść na wietrze. Jest w stanie tylko gapić się z rozdziawioną gębą na procesy demolujące przestrzeń kulturową, bez świadomości czego tak naprawdę jest świadkiem i jakie mogą być konsekwencje obserwowanych przezeń szaleńczych korowodów.
Nam zaś pozostaje tylko próba ocalenia resztek cywilizacyjnego dobytku, wyniesionego z płonącego, łacińskiego domu.
Gadający Grzyb
pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl
Linki do moich tekstów o zbliżonej tematyce:
http://niepoprawni.pl/blog/287/antycywilizacja-postepu
http://niepoprawni.pl/blog/287/antycywilizacja-postepu-cz-2
http://niepoprawni.pl/blog/287/antycywilizacja-postepu-cz-3
http://www.niepoprawni.pl/blog/287/mala-analiza-ideologii-tolerancjonizmu
http://www.niepoprawni.pl/blog/287/geje-kontra-homoseksualisci
http://niepoprawni.pl/blog/287/wypisy-z-antycywilizacji-postepu-ap-odc-1
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz