Jeżeli poważnie
traktujemy kwestię oczyszczania wymiaru sprawiedliwości, to może
warto zacząć od upublicznienia akt „Temidy”.
I. Zwerbować
sędziego
Na
marginesie zawieszonej chwilowo kampanii o reformę wymiaru
sprawiedliwości sądzę, że nie od rzeczy będzie przypomnienie
operacji „Temida”, jaką w 2000 r., za czasów rządów
AWS-UW, przeprowadził ówczesny Urząd Ochrony Państwa, a która polegać
miała na werbowaniu pracowników śląskich organów ścigania i wymiaru
sprawiedliwości – prokuratorów i sędziów.
Sprawa ta i jej różnorakie wątki poboczne bowiem skupiają jak w
soczewce rozmaite patologie funkcjonowania III RP z sądownictwem
włącznie.
Interesująca
nas historia zaczęła się 12 października 2000 r., kiedy to śląski UOP
aresztował Krzysztofa Porowskiego – biznesmena znanego z
postkomunistycznych powiązań. Zatrzymanie miało skłonić go do zeznań
przeciw znanym politykom SLD – Sekule, Millerowi,
Siemiątkowskiemu, a także wiceprezesowi katowickiego sądu
wojewódzkiego – sędziemu Andrzejowi Hurasowi. O ile w przypadku
działaczy lewicy można od biedy założyć, że celem było obnażenie
jakichś nieczystych układów polityczno-biznesowych (miano zbierać
materiały dotyczące m.in. nielegalnych inwestycji z pieniędzy PZPR),
o
tyle ustawienie celownika na sędzim Hurasie miało ewidentnie ułatwić
jego werbunek.
Tu zastrzegę od razu, że sędzia Huras to żadne niewiniątko –
członek PZPR, były komornik a następnie wizytator komorników, który
wspólnie z żoną (też komornikiem) na swej działalności dorobił się
znacznego majątku, by później lekką stopą przeskoczyć na fotel
sędziowski i ostatecznie dosłużyć się funkcji wiceprezesa sądu
wojewódzkiego. Już sam fakt, że taka kariera była w III RP możliwa
świadczy o głębokich patologiach aparatu sprawiedliwości.
II. Sfingowany
proces
W
tym jednak przypadku mamy do czynienia z „szyciem” ze
strony UOP ewidentnej prowokacji opartej na preparowaniu fałszywych
dowodów w celach werbunkowych.
Był to zresztą główny modus
operandi
– prokuratorów i sędziów pozyskiwano bowiem poprzez
szantażowanie ich groźbą wytoczenia sfingowanych procesów
korupcyjnych. Całość operacji „Temida” nadzorować miał
wiceszef śląskiej delegatury UOP – kpt. Mariusz Szekiel. On też
miał namawiać Porowskiego do dostarczenia „haków” na
sędziego Hurasa, którego wcześniej UOP próbował zwerbować, jednak bez
powodzenia. Porowski odmówił, co przypłacił wieloletnim procesem.
(Też ciekawostka – tacy ideowi, czy bali się narazić współpracą
z „prawicowym” UOP komuś jeszcze możniejszemu?). Zemstą
służb (a zapewne również przestrogą dla pozostałych werbowanych
pracowników sądów i prokuratury) stała się wytoczona sędziemu
Hurasowi sprawa.
Na podstawie zeznań dwóch powiązanych z Porowskim świadków (zwanych w
UOP „dwiema świniami”, bo zeznawali wszystko czego się od
nich żądało) zarzucono mu m.in., przyjęcie od Porowskiego 100 tys.
dolarów łapówki, a także ułatwienie nabycia po korzystnej cenie od
komornika Jana G. 400 skonfiskowanych samochodów, za co Porowski
zrewanżować się miał sędziemu prezentem w postaci mercedesa. Co
interesujące, sprawy zarówno Porowskiego, jak i Hurasa trafiły szybko
do prokuratury w Gdańsku, którą kierował wówczas... osławiony Janusz
Kaczmarek. Jana G. również werbowano do współpracy – i również
wytoczono mu proces.
W
każdym razie, okazało się, że jedna z firm Porowskiego faktycznie
nabyła od Jana G. samochody, lecz po normalnej cenie, zaś mercedes
należał do żony Hurasa i został nabyty za jej własne pieniądze, które
potrafiła udokumentować (mówimy o zamożnej właścicielce kancelarii
komorniczej). Sprawa toczyła się w sumie do 2015 r. Najpierw, w 2010
r. krakowski sąd prawomocnie uniewinnił Hurasa stwierdzając m.in., że
prokuratura
„stawiała
zarzuty bez dowodów lub nawet wbrew nim”,
a także, iż interpretacja dokumentów „różniła się od tego, co z
nich faktycznie wynika”. Dodać
należy, że sąd zwrócił się również o wydanie akt operacji „Temida”,
lecz ABW (następczyni UOP) odmówiła.
Następnie Andrzej Huras wytoczył Skarbowi Państwa proces o
zadośćuczynienie w wys. 500 tys. zł. Warszawski sąd okręgowy
odszkodowanie przyznał w 2014 r., lecz rok później - w czerwcu 2015
- Sąd Apelacyjny uchylił wyrok I instancji, argumentując, iż
„czynności organów ścigania nie nabierają cech bezprawności
tylko dlatego, że oskarżonego uniewinniono”. Zwróćmy
uwagę, że sąd w tym przypadku kompletnie pominął wątek zaangażowania
w sprawę służb specjalnych i operacji „Temida”.
III.
Przyszyć „Temidę” Kaczyńskiemu
Na
uwagę zasługuje tu pewien wątek poboczny. Otóż
w operację „Temida” usiłowano wmanipulować Lecha
Kaczyńskiego – jako, że był ministrem sprawiedliwości podczas
opisywanych tu wydarzeń.
Sprawę odgrzano w czasie jego prezydentury - m.in. „Wirtualna
Polska” opublikowała w 2006 r. obszerny tekst Anny Szulc
„Temida
w rękach tajnych służb”
niedwuznacznie sugerujący powiązania ówczesnego ministra
sprawiedliwości z operacją. Głównym zarzutem przeciw Lechowi
Kaczyńskiemu był przebieg spotkania z sędzią Hurasem do jakiego
doszło w sejmowej restauracji już po wszczęciu sfingowanego procesu.
Kaczyński miał domagać się ustąpienia Hurasa z funkcji wiceprezesa
sądu, grożąc, że w przeciwnym wypadku go „zniszczy”.
Ponadto Lech Kaczyński podczas wizyty na Śląsku w grudniu 2000 r.
żądał podania się do dymisji prezesa sądu w Katowicach –
sędziego Tadeusza Kałusowskiego. Przy sejmowej rozmowie obecny był
mec. Leszek Piotrowski – obrońca zarówno sędziego Hurasa, jak i
Krzysztofa Porowskiego. Zmarły w 2010 r. Piotrowski w latach '80
zasłynął jako obrońca górników, w III RP związany był z prawicą, zaś
w latach 1997-1999 z rekomendacji Porozumienia Centrum był
wiceministrem sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka, zamieszczał
także felietony w „Gazecie Polskiej”. Później jednak
dokonał dość raptownej i zastanawiającej wolty, przechodząc na wrogie
wobec PiS pozycje.
Rzecz
w tym, iż Lech Kaczyński sugerował się aktami prokuratury
przygotowanymi pod dyktando UOP, zaś o operacji „Temida”
nie wiedział.
Przypomnę, że sprawę Hurasa i Porowskiego prowadziła gdańska
prokuratura pod kierunkiem Janusza Kaczmarka do którego Lech
Kaczyński miał pełne zaufanie – jak się okazało, na własne
nieszczęście, zważywszy na ponurą rolę Kaczmarka u schyłku pierwszego
rządu PiS. Krótko mówiąc, Lech Kaczyński padł ofiarą dezinformacji i
podsuniętych mu spreparowanych dowodów. Wkrótce zresztą wybuchł
konflikt między Ministerstwem Sprawiedliwości a UOP – co
ciekawe, na tle aresztowania odpowiedzialnego za „Temidę”
kpt. Mariusza Szekiela (choć samo zatrzymanie miało związek z inną
sprawą). Prokuratura domagała się przeszukania w siedzibie śląskiej
delegatury UOP za którą ujął się koordynator ds. służb specjalnych
Janusz Pałubicki. Jerzy Buzek w sporze stanął po stronie
Pałubickiego, co skończyło się dymisją Lecha Kaczyńskiego.
IV.
Ujawnić agenturę!
Tak
to, proszę Państwa, wyglądało „demokratyczne państwo prawa”
za jakie uchodzić ma wedle jej obrońców III RP. A teraz konkluzja.
Otóż akta operacji „Temida” wciąż pozostają utajnione –
zakładając oczywiście, że jeszcze istnieją, bowiem Robert Walenciak w
rozmowie z Siemiątkowskim dla postkomunistycznego „Przeglądu”
(2005 r.) napomknął, że były one niszczone w 2002 r. – czemu
Siemiątkowski nie zaprzeczył. Zwróćmy uwagę – mieliśmy
zakrojoną na szeroką skalę operację werbunkową w aparacie
sprawiedliwości. Wiadomo, że nie udało się zwerbować sędziego Hurasa
i komornika Jana G., którym przetrąciło to kariery.
A
contrario
wynika z tego, że pozostali werbowani poszli na współpracę, bo tylko
wspomnianej dwójce uszyto lipne procesy. Kim są ci, których
zwerbowano? Jakie pełnią obecnie funkcje? I czy operacja „Temida”
zawężona do Śląska była jedyną taką akcją?
Jaki jest powód, że po dziś dzień pozostaje tajna, zaś ABW odmawia
wydania akt nawet sądowi? Myślę, że są to dobre pytania do
koordynatora ds. służb specjalnych – min. Mariusza Kamińskiego.
Jeżeli poważnie traktujemy kwestię oczyszczania wymiaru
sprawiedliwości, to może warto zacząć od upublicznienia akt „Temidy”
- lub tego, co z nich zostało...
Gadający
Grzyb
Artykuł
opublikowany w tygodniku „Warszawska
Gazeta” nr 32 (11-17.08.2017)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz