niedziela, 27 sierpnia 2017

Czy Polska faktycznie zrzekła się reparacji?

Oświadczenie z 1953 r. było jedynie pustym politycznym gestem nie rodzącym dla Polski (nawet dla PRL!) żadnych skutków prawnomiędzynarodwych.



Na początek mała podróż w czasie. Mamy dzień 9 maja 2005 roku. Prezydent Warszawy Lech Kaczyński wraz ze współpracownikami prezentuje drugą część „Raportu o stratach wojennych Warszawy”, będącą uzupełnieniem opublikowanej rok wcześniej części pierwszej zawierającej szczegółowe wyliczenia zniszczeń i ofiar w ludziach, jakie dotknęły stolicę w wyniku niemieckiej okupacji. Część druga „Raportu” koncentruje się natomiast na tekstach źródłowych: mamy w niej umowy międzynarodowe, porozumienia, akty prawne krajowe i międzynarodowe - słowem, wszystko, co od strony prawnej dotyczy zagadnienia reparacji z tytułu strat wojennych. Materiały poddano analizie z punktu widzenia ich mocy wiążącej dla Polski. Wnioski są jednoznaczne: Polska nigdy nie zrzekła się praw do niemieckich odszkodowań za II wojnę światową. Początkowo PRL miała pobierać „swoją” część reparacji za pośrednictwem Związku Radzieckiego, który egzekwował je ze swojej strefy okupacyjnej (późniejszej NRD) – regulowała to „Umowa o wynagrodzeniu szkód” z 16 sierpnia 1945 r. Ostatecznie Związek Radziecki w 1953 r. „po uzgodnieniu” z rządem PRL rezygnuje z dalszego pobierania odszkodowań z dniem 1 stycznia 1954 r. - co z kolei znajduje odzwierciedlenie w umowie zawartej między ZSRR a NRD 22 sierpnia 1953 r. Dzień później, 23 sierpnia 1953 r., rząd PRL podejmuje uchwałę – deklarację o zrzeczeniu się reparacji od Niemiec. Dziś przeciwnicy naszych żądań odszkodowawczych podają ją w charakterze koronnego argumentu na rzecz bezzasadności podnoszenia polskich roszczeń.
Jest tylko mały szkopuł. To wszystko było „na gębę”, bez dochowania przewidzianych prawem międzynarodowym procedur. Grzegorz Kostrzewa-Zorbas przypomniał już pod koniec 2014 r., że deklaracja władz Polski Ludowej nie została notyfikowana w Sekretariacie ONZ – co ma znaczenie o tyle, że na akty prawne nie zarejestrowane w Sekretariacie nie można się powoływać w postępowaniach przed organami ONZ. A zatem, w przypadku wniesienia przez Polskę sprawy przed Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze (będący organem sądowym ONZ) strona niemiecka nie mogłaby się powołać na wspomnianą deklarację.
Może zatem uchwała obowiązuje przynajmniej w bilateralnych stosunkach polsko-niemieckich? I tu też pudło – PRL-owskie władze bowiem nie pofatygowały się, by przekazać ją formalnie rządowi NRD. Oddajmy głos Józefowi Menesowi kierującemu pracami zespołu powołanego przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego: „Dotychczasowe poszukiwania w archiwach wskazują, że polskie MSZ nigdy nie przesłało do władz byłej NRD noty dyplomatycznej, w której rząd polski zrzekałby się roszczeń z tytułu strat wojennych. Nie ma również noty zwrotnej rządu NRD. Tym samym brak jest podstaw prawnych do przyjęcia, że rozliczenie wartości dostaw reparacyjnych między PRL i ZSRR jest tożsame z rozliczeniem między PRL i Niemcami”. Pozostaje tylko do ustalenia, czy rząd PRL oficjalnie upoważnił ZSRR do reprezentowania go w „negocjacjach” z NRD i zawarcia również w jego imieniu umowy z 22 sierpnia 1953 r. Najprawdopodobniej nie, o czym świadczą słowa Bieruta podczas zebrania na którym uchwalono deklarację:również Rząd PRL powinien ustosunkować się do sprawy odszkodowań niemieckich” - po co miałby się dodatkowo „ustosunkowywać”, jeśli wcześniej scedowałby na ZSRR prowadzenie rozmów z NRD?
Jeżeli zatem takowego upoważnienia nie było, to nie ma o czym mówić, tym bardziej, że są wątpliwości co do legalności samej uchwały. Konstytucja PRL w art. 25 p.7 głosiła jedynie, iż Rada Państwa „ratyfikuje i wypowiada umowy międzynarodowe” - a zatem jednostronna deklaracja zaciągająca na Polskę zobowiązania międzynarodowe była przekroczeniem konstytucyjnych prerogatyw tego organu. Co za tym idzie, wszystkie późniejsze „potwierdzenia”, zarówno kolejnych rządów PRL, jak i III RP (ostatnie z 2004 r. głosiło, iż „oświadczenie rządu PRL z 23 sierpnia 1953 r. o zrzeczeniu się przez Polskę reparacji wojennych rząd RP uznaje za obowiązujące”) nie mają żadnej mocy prawnej.
Tym samym, można rozwiać obawy tych, którzy podnoszą, że jeśli „zdelegalizujemy” PRL, to straci swoją moc także umowa z 1970 r. o normalizacji stosunków z RFN uznająca granicę Polski na Odrze i Nysie. Niczego nie trzeba „delegalizować” - w odróżnieniu od deklaracji z 1953 r. układ PRL-RFN został podpisany i ratyfikowany przez obie strony i ma moc wiążącą. Natomiast oświadczenie z 1953 r. było jedynie pustym politycznym gestem nie rodzącym dla Polski (nawet dla PRL!) żadnych skutków prawnomiędzynarodwych. I odnoszę wrażenie, że Niemcy zdają sobie sprawę na jak kruchych podstawach oparte jest ich stanowisko, wg którego „kwestię reparacji uznajemy za ostatecznie uregulowaną” - inaczej nie zareagowałyby tak nerwowo na pojawienie się tego tematu w przestrzeni publicznej. Tymczasem nic nie jest „uregulowane” - i to, czy Polska zdecyduje się ostatecznie na formalne wystąpienie z roszczeniami jest wyłącznie kwestią kalkulacji politycznych zysków i strat.

Gadający Grzyb

Na podobny temat:
Zbrodnie niemieckiego kolonializmu
Od reparacji do „polexitu”

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Artykuł opublikowany w tygodniku „Gazeta Finansowa” nr 34 (25-31.08.2017)

3 komentarze:

  1. Oczywiscie w odpowiedzi NRF zazada zwrotu "Ziem Odzyskanych", ktore jeszcze za moich mlodych latach pojawialy sie w atlasach swiatowych jako bedace pod tymczasowa administracja polska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie nie zażąda, bo kwestie graniczne uregulowane są traktatowo, a reparacje - nie.

      Usuń
  2. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń