Czy brytyjskie władze wysłuchają petycji ws. Tommy'ego Robinsona? Czy też może liczą po cichu, że problem niepokornego aktywisty sam się „rozwiąże”?
I. Gag order
Kiedy niedawno opisywałem na łamach „Warszawskiej Gazety” mord sądowy dokonany rękami lekarzy na Alfiem Evansie, nazwałem Wielką Brytanię „lewackim imperium zła”. Sprawa skazanego na 13 miesięcy więzienia Tommy'ego Robinsona pokazuje, że w tym określeniu nie było cienia przesady – więcej, dzisiejszy Albion to kraj szalejącego, lewackiego faszyzmu, którego oficjalną doktryną stały się najdziksze odloty z zakresu political correctness. Hołdują im (lub boją przeciwstawić, co na jedno wychodzi) wszystkie liczące się ugrupowania polityczne z rzekomymi „konserwatystami” włącznie, zaś na straży ideologicznego zamordyzmu postawiono instytucje publiczne, wraz z państwowym aparatem przemocy i wymiarem sprawiedliwości.
Tommy Robinson (własc. Stephen Yaxley-Lennon) – znany brytyjski aktywista społeczny, założyciel English Defence League i dziennikarz obywatelski – naraził się tym, że relacjonował sprzed budynku sądu w Leeds za pomocą smartfona proces gangu pakistańskich gwałcicieli. Uczynił to wbrew sądowemu zakazowi informowania (tzw. gag order) – jest to specyficzne dla Wysp rozwiązanie prawne pozwalające sądowi nałożyć swoisty knebel informacyjny, jeśli podawanie wiadomości o procesie mogłoby zdaniem sędziego wpłynąć na jego przebieg, np. poprzez wywieranie presji społecznej. Swoją drogą, nie za dobrze świadczy to o odporności psychicznej i „niezawisłości” tamtejszych sędziów – ale jakoś organizacje międzynarodowe i NGO'sy tak wyczulone na poziom praworządności w Polsce i na Węgrzech oraz na kwestię transparentności, dziwnym trafem przechodzą nad tym do porządku dziennego.
W każdym razie, Robinson złamał gag order – a że w jego przypadku była to recydywa, to z miejsca został zapakowany przez policję do radiowozu i odwieziony na „dołek”. Należy podkreślić, że jego obecność w żaden sposób nie wpływała na to, co dzieje się na sali rozpraw – nie nawoływał do zamieszek, nie próbował wszczynać awantur. Mimo to, nastąpił ekspresowy proces (w ciągu doby od zatrzymania), w którym jako się rzekło, zasądzono mu trzynaście miesięcy więzienia. I tu uwaga – w przypadku tego wyroku sąd również zarządził zakaz informowania o sprawie. Żadne brytyjskie medium – gazeta, telewizja, radio, portal internetowy – nie miało prawa poinformować opinii publicznej nie tylko o przebiegu rozprawy, ale nawet o samym fakcie skazania! Okazało się, że jeden facet z telefonem komórkowym stanowi śmiertelne zagrożenie dla porządku publicznego i brytyjskiego systemu sprawiedliwości.
II. Pełzający totalitaryzm
Na pierwszy rzut oka, mamy tu konflikt wartości – z jednej strony prawidłowy proces, który ponoć byłby narażony na szwank poprzez upublicznianie jego przebiegu. Z drugiej jednak mamy wolność słowa i prawo do informacji – fundamentalne swobody obywatelskie, którymi szczyci się „najstarsza demokracja świata”. Tyle, że jest to konflikt pozorny – instytucja gag order, pierwotnie mająca stronom postępowania zagwarantować uczciwy i bezstronny proces, uległa w systemie wyspiarskiego sądownictwa wynaturzeniu i dziś służy przede wszystkim do zamykania ust. Ten wybieg jest np. stosowany nagminnie w sprawach o odebranie dziecka rodzicom i przekazanie go pod nadzór wszechwładnej opieki społecznej (dla „dobra dziecka” oczywiście) – co w tamtejszych realiach może się przydarzyć każdemu i pod byle pretekstem. Skrępowani sądowym nakazem milczenia rodzice nie mają prawa nawet nagłośnić swojej krzywdy – bo narażają się na sankcję karną. Innymi słowy, gag order jest po prostu rodzajem prewencyjnej (i represyjnej zarazem) cenzury, często skrywającej stronniczość sędziów. Zatem nie mamy tu konfliktu równorzędnych wartości, lecz starcie wolności z instytucjonalnym, nakładanym „po uważaniu” kagańcem. A to jest już cechą systemów totalitarnych.
Oczywiście, totalniactwo brytyjskie (podobnie, jak resztę zalewaczonego Zachodu) charakteryzuje „rozwodnienie” - nikt nie dekretuje nowego systemu oficjalnie, jest on zaprowadzany stopniowo i tylnymi drzwiami, metodą „gotowania żaby”. Jednak skutek – przy zachowaniu całego demokratycznego sztafażu – jest taki, że w kluczowych momentach wszystkie zainteresowane organy stają w zwartym szeregu i wykazują się ideologiczną dyscypliną godną kompartii – to zaś przekłada się na konkretną politykę państwa.
III. Ofiary multi-kulti
W interesującym nas tu przypadku, państwo brytyjskie, hołdujące lewackim urojeniom spod znaku wojującego tolerancjonizmu, multi-kulti, walki z „mową nienawiści” itp. wykazywało się absolutnie świadomą i celową indolencją w kwestii działających w poczuciu bezkarności imigranckich gangów sutenerów i gwałcicieli. Prym wiedli tutaj Pakistańczycy – ich grupy przestępcze funkcjonowały bez przeszkód całymi latami w Newcastle, Rotherham, Rochdale, Oxfordzie, Telford, Derby, Keighley, Peterborough... Liczba ofiar szła w tysiące. Nieletnie dziewczęta gwałcono i zmuszano do prostytucji przy całkowitej bierności lokalnych władz i policji bojących się panicznie oskarżeń o „islamofobię”. Policja niemal każdorazowo uznawała ofiary za „niewiarygodne” i odsyłała dziewczyny z kwitkiem – sprawę ułatwiał fakt, że często pochodziły z nizin społecznych, zatem stereotypowo uznawano je za zwykłe „puszczalskie”. Dopiero, gdy wzburzenia miejscowych społeczności nie dało się już dłużej ignorować, przystąpiono do działania – miejsce miały pierwsze procesy i wyroki (często brak o nich bliższych informacji ze względu na nagminnie stosowany gag order). Były to jednak akcje ewidentnie wymuszone, wokół których budowano medialną atmosferę niedomówień – np. określając sprawców jako „azjatyckich gangsterów” (jużci, Pakistan leży w Azji), bądź w ogóle nie informując o ich etnicznej przynależności, by nie szkodzić „jedności społeczeństwa”. Słów „islam” czy „muzułmanie” wystrzegano się jak ognia – co jest o tyle bulwersujące, że sami gwałciciele często nie kryli, że kierowały nimi pobudki religijne: w ich oczach nastolatki prowadzące się i ubierające „nieskromnie” nie zasługiwały na nic innego, niż na gwałt. Zazwyczaj zbiorowy.
Jednocześnie głównym „zagrożeniem” zdiagnozowanym przez brytyjskie władze stali się „prawicowi ekstremiści” - czyli ci, którzy ośmielali się głośno artykułować swój sprzeciw. W konsekwencji, w ostatnim czasie na wielomiesięczne kary więzienia skazani zostali m.in. przywódcy antyimigracyjnego ugrupowania Britain First - Paul Golding i Jayda Fransen. Ich skazano za „szerzenie nienawiści na tle religijnym i światopoglądowym”. Na Tommy'ego Robinsona, jak widać, udało się znaleźć inny paragraf – złamanie „świętego” gag order. Dodatkową sankcją „prywatną” było natychmiastowe skasowanie profili ww. „ekstremistów” przez media społecznościowe na których się udzielali. Partnerstwo publiczno-prywatne w pełnej krasie.
IV. Wyrok śmierci?
Jak można było się domyślać, przypadek Robinsona nie zainteresował różnych zawodowych obrońców praw człowieka w rodzaju Amnesty International (wyobraźmy sobie, co by się działo, gdyby w Polsce potraktowano w ten sposób jakiegoś kodziarza, albo „ubywatela RP”). Na szczęście, obudziło się (wreszcie!) brytyjskie społeczeństwo. Protest przeciw zakazowi informowania o skazaniu działacza zgromadził na ulicach Londynu w ostatni weekend maja wielotysięczne tłumy – w efekcie, gag order został cofnięty i o sprawie Robinsona można już mówić legalnie. Wciąż jednak pozostaje w więzieniu – i tu dochodzimy do kolejnego aspektu wydarzeń. Tommy Robinson jest postacią powszechnie znaną, a w angielskich więzieniach muzułmanie stanowią dominującą liczebnie i bardzo agresywną grupę – Paul Golding zdążył już przypłacić pobyt za kratkami ciężkim pobiciem. Oznacza to, że ponad rok w takim otoczeniu może dla Robinsona oznaczać tak naprawdę wyrok śmierci. Dlatego też trwa społeczna akcja zbierania podpisów pod petycją o jego uwolnienie. Czy brytyjskie władze wysłuchają? Czy też może liczą po cichu, że problem niepokornego aktywisty sam się „rozwiąże”?
Gadający Grzyb
Na podobny temat:
Wielka Brytania – lewackie imperium zła
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 23 (08-14.06.2018)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz