Czyżby Warszawa zafundowała sobie najdroższego w Europie bubla? Jeśli tak, to oznacza, że stolica i znaczna część Polski w dolnym biegu Wisły siedzi na permanentnej bombie ekologicznej.
I. „Czajka-gate”
Jak nie idzie, to nie idzie. Nie dość, że Polacy okazali się zadziwiająco odporni na kolejne „afery PiS” w rodzaju niedawnej „bieda-farmy trolli” w Ministerstwie Sprawiedliwości, to jeszcze totalnej opozycji przydarzył się wyjątkowo śmierdzący (i to dosłownie) „casus pascudens” w postaci warszawskiego szamba, które wybiło akurat w trakcie kampanii wyborczej, na jakiś czas nomen omen spłukując wszystkie inne tematy. I ta akurat sprawa ma naprawdę wybuchowy potencjał. Ludzi może średnio obchodzić, kto się z kim pożarł gdzieś w zakamarkach sędziowskiego półświatka - natomiast takie rzeczy, jak nieoczyszczone fekalia spuszczane do rzeki oraz związane z tym nieprzyjemności i zagrożenia związane np. z dostępnością wody pitnej, dotykają każdego i wywołują żywe zainteresowanie.
Nie wiem, czy afera z oczyszczalnią „Czajka” wpłynie na samych warszawiaków (ze szczególnym uwzględnieniem postępowego elektoratu PO), czy też będą ją wypierać ze świadomości, bo w przeciwnym razie musieliby przyznać przed samymi sobą, że zamiast kompetentnych włodarzy wybrali bandę nieudaczników na czele z groteskowym duetem, pożal się boże, „szeryfów” - „kałbojem” Trzaskowskim i „wicekałbojem” Rabiejem. Ale już mieszkańców np. Płocka, tudzież innych miejscowości w dolnym biegu Wisły uraczonych „kontrolowanym spustem” warszawskich nieczystości sprawa powinna poruszyć jak najbardziej, chociażby ze względu na własne zdrowie. Śmierdząca rzeka zasilana dzień w dzień „surowymi” ściekami w tempie trzech tysięcy litrów na sekundę działa na wyobraźnię – tym bardziej, że ludzie stają się coraz bardziej uwrażliwieni na punkcie rozmaitych zanieczyszczeń. To nie jest chwilowe spuszczenie szamba na krótkim odcinku Motławy, jak przed rokiem w Gdańsku, lecz potencjalnie zatrucie największej rzeki w kraju na połowie jej długości.
II. Eko-obłuda
Powyższe wizerunkowe niebezpieczeństwo wyczuli – i to bardziej, niż odór z uszkodzonych kolektorów – kibice oraz sojusznicy „totalnych”, toteż z miejsca pośpieszyli z wyjaśnieniami, że Wisła, jako rzeka praktycznie dzika i meandrująca sama się oczyści, a ścieki będą się rozrzedzać, więc choć można mówić o „lokalnej katastrofie ekologicznej”, to nie ma powodów do paniki, gdyż jest to „zagrożenie czysto biologiczne dla samej Wisły” (poważnie, tak wywiódł ekspert odpytywany przez portal Gazeta.pl). Wprawdzie półgębkiem przyznaje się, że z powodu wyjątkowo niskiego stanu wody i wysokiej temperatury zanieczyszczonej rzece grozi brak tlenu, czyli mówiąc po ludzku, po prostu się „zakisi” – ale cóż, wystarczy się nie kąpać i nie pić wody bezpośrednio z rzeki. Nagle jakoś zabrakło zawodowych ekologów, na co dzień tak wyczulonych na punkcie wszelkich dużych i małych „istot czujących”. Ryby, roślinność, ptactwo wodne, te wszystkie żabki, żuczki i inne żyjątka dotąd stanowiące oczko w głowie i pretekst do protestów przeciw różnym inwestycjom – nagle przestały się liczyć i poszły w kąt. Przyczyna ewidentna – sprawę należy bagatelizować tak, jak to tylko możliwe, żeby „pisiory” nie ugrały na „lokalnej katastrofie” jakichś politycznych punktów. Troska ta przewija się również w komentarzach najwierniejszych czytelników czerskich portali, z których nagle uleciała cała eko-wrażliwość, tak chętnie eksponowana przy okazji obrony kornika, dzików czy wigilijnego karpia. Prawdziwy popis dał tu przedstawiciel „Zielonych” (koalicjanta PO) Radosław Gawlik, gardłując o „władzy wyolbrzymiającej nasze strachy”, któremu wtórowała przedstawicielka Greenpeace Polska Katarzyna Guzek, pomstując na „cyniczną rozgrywkę polityczną”. No tak, „niesłuszna” awaria oczyszczalni odwraca uwagę od „słusznego” blokowania budowy Via Carpatia...
Jak zatem zostaliśmy pouczeni, należy nabrać wody w usta... wróć, zważywszy na okoliczności, może lepiej jednak nie... Chociaż, z drugiej strony, wspomniany pan Gawlik przekonywał, że ścieki spuszczane „na żywioł” to jedynie 1 proc. wody przepływającej w każdej sekundzie Wisłą i „rozcieńczą się” już po kilkunastu kilometrach – zatem nabierajmy, śmiało! Otwartym pozostaje pytanie – skoro „spust” w tempie niemal 260 tys. metrów sześciennych na dobę ma tak znikome konsekwencje środowiskowe, to po co w ogóle Warszawie ta cała oczyszczalnia? Żeby było bardziej światowo?
Zobaczymy, co na to wszystko powiedzą mieszkańcy pozostałych nadwiślańskich miast, miasteczek i wiosek, czerpiących wodę z rzeki zamieniającej się stopniowo w kloakę. Szczególnie ciekawi mnie, jak będzie wyglądała sytuacja, gdy fala dotrze do zalewu i tamy we Włocławku, gdzie zaczną się gromadzić wszystkie zawiesiny z „kontrolowanego spustu”. Tamtejszych obywateli z pewnością uspokoi oświadczenie „kałboja” Trzaskowskiego, że awaria nastąpiła poniżej ujęć wody pitnej... w Warszawie...
III. „Bob budowniczy, co wszystko spierniczy”
A, właśnie, skoro już przy tym jesteśmy - osobnym kryminałem jest reakcja na awarię władz Warszawy, dla których priorytetem najwyraźniej była strategia wizerunkowa: jak „opakować” ten cały syf, by w sprzedać go ludziom w strawnej i przyswajalnej formie, co jest zresztą znakiem rozpoznawczym Platformy od czasów Donalda Tuska i piarowskiej ekipy Igora Ostachowicza. Przypomnijmy, że do usterki pierwszego kolektora odprowadzającego fekalia doszło już we wtorek 27 sierpnia – jego funkcję przejął drugi kolektor, który przestał pracować w środę o 7:20. Dopiero po tym fakcie podjęto decyzję o zwołaniu sztabu kryzysowego i raczono powiadomić stosowne służby państwowe o sytuacji i „kontrolowanym zrzucie” (pod tym eufemizmem kryje się po prostu spuszczenie wszystkiego jak leci) - ponad dobę od początków awarii. Idę jednak o zakład, że wcześniej postawiono na nogi inny sztab - ten od piaru, by przygotował odpowiednią „kryzysową narrację”. Po to była potrzebna ta doba przed oficjalnym ujawnieniem rozmiarów katastrofy. Słowem, jak u sowietów – przyznajemy, że coś „pierdykło” dopiero wtedy, gdy i tak już nie da się tego ukryć, kręcąc przy tym na temat szczegółów do samego końca. Tak było, uczciwszy proporcje, przy Czernobylu – i tak dzieje się po niedawnym wybuchu jądrowym na syberyjskim poligonie. Pogratulować wzorców – miał być Zachód i Europa, a jest Moskwa z jej mentalnością i standardami bezpieczeństwa – dopóki ludzie nie zaczną chorować i umierać, nie muszą niczego wiedzieć. Później zresztą też niekoniecznie. Co więcej, nawet w tych krętactwach co i rusz wyłazi żenująca nieudolność, bo koniec końców „kałboj” Trzaskowski musiał przyznać, że nie ma żadnego alternatywnego planu, problemu nie da się rozwiązać w przewidywalnym czasie, a i przyczyny awarii pozostają nieznane. Zabrakło taśmy klejącej? Żeby było ciekawiej, portal wPolityce dotarł do filmiku na YouTube pokazującego, że podobne sytuacje w Warszawie są normą po każdej ulewie – spuszcza się wtedy do rzeki wszystko hurtem, bez żadnego oczyszczania.
Prokuratura wszczęła w sprawie awarii „Czajki” śledztwo. Cóż, radziłbym się zainteresować nie tylko tym, jak wyglądają procedury bezpieczeństwa w oczyszczalni czy sprawą bieżącego nadzoru i konserwacji, ale przede wszystkim – samą rozbudową i modernizacją „Czajki” z lat 2008-2012. Wiele się wówczas mówiło o niejasnościach przetargowych i najdroższej oczyszczalni ścieków w Europie (niemal 2,5 mld. zł.)... Czyżby miało się okazać, że Warszawa zafundowała sobie najdroższego w Europie bubla, który „wywaliło w kosmos” po raptem 7 latach funkcjonowania? Jeśli tak, to oznacza, że stolica i znaczna część Polski w dolnym biegu Wisły siedzi na permanentnej bombie ekologicznej. Znane powiedzonko „Bob budowniczy, co wszystko spierniczy” pasuje tu jak ulał.
Jan Pietrzak śpiewał niegdyś: „Przez stulecia przepływała razem z nami / modra Wisła, najwierniejsza z wszystkich rzek / Jeśli pomóc nie zechcemy dobrej pani / pozostanie po niej wkrótce brudny ściek”. Wygląda na to, że ta ponura przepowiednia właśnie się spełnia, a „królowa polskich rzek” zmienia się na naszych oczach w największy rynsztok Europy.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 36 (06-12.09.2019)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz