czwartek, 7 września 2017

Trudna młodzież

Młodzi wystający ze świeczkami sami wyborów nie wygrają, ale odpowiednio ukierunkowani mogą spełnić rolę języczka u wagi.


I. Gorąca jesień

Szanowni Państwo, nadchodzi gorąca jesień, a wraz z nią nieuchronne demonstracyjne wzmożenie – bo powodów nie zabraknie. Pierwszy, to prezydenckie projekty ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa mające wkrótce wpłynąć do Sejmu w miejsce tych zawetowanych przez Andrzeja Dudę. W ciemno można obstawiać, że jeżeli będą one zakładały jakiekolwiek zmiany mające ukrócić sądokrację, to będziemy mieli powtórkę ulicznego cyrku w obronie „trójpodziału władzy”. Druga rzecz, to zapowiedziana przez Jarosława Kaczyńskiego walka o dekoncentrację mediów, co również spotka się z histerycznym oporem w imię, ma się rozumieć, „wolności prasy”. Można się spodziewać, że protesty będą jeszcze lepiej zorganizowane niż te lipcowe, bo ich uczestnicy się policzyli, zadzierzgnęli kontakty, nade wszystko zaś – dzięki wspomnianym prezydenckim wetom przekonali się, że mogą wygrać, a to bardzo podnosi morale.

W tym miejscu chciałbym po raz kolejny zwrócić uwagę naszych czcigodnych wybrańców, czyli polityków „dobrej zmiany”, na pewną specyficzną grupę protestujących, która objawiła się właśnie przy okazji niedawnych manifestacji, a która do tej pory nie angażowała się czynnie w życie publiczne. Grupą tą jest lewicowo-liberalne pokolenie 20- i 30-latków, które opisywałem już na tych łamach w takich tekstach jak „Nowa generacja” czy „Ludowa rewolucja kontra rokosz elit”. Czynię tak nie dlatego, że podzielam ich poglądy (zwłaszcza w sferze kulturowo-obyczajowej), lecz dlatego, że głupotą byłoby wpychanie ich w objęcia „totalnej opozycji” od której – przynajmniej na tę chwilę – wyraźnie się dystansują. Na dodatek, na co również zwracałem uwagę – oni nie są obarczeni atawistycznym odruchem nienawiści wobec, mówiąc hasłowo, „pięćsetplusów” i „pisiorów”, nie ma więc sensu robić sobie z nich przeciwników większych, niż obecnie. To kwestia czysto praktyczna – nie dopuścić do powiększania i jednoczenia się szeregów wroga.


II. Młodzi – języczek u wagi

Dlatego też na dzień dobry uczulam przedstawicieli obozu „dobrej zmiany” i wszystkich, którzy sądzą, że im szerzej walną na odlew tym lepiej, by wystrzegali się idiotyzmów w rodzaju nazywania dwudziestoparoletnich dziewczyn „ubeckimi wdowami” i demonstrowania hurtowej pogardy wobec wszystkich oponentów jak leci – bez różnicowania kim tak naprawdę są. Swoje bojowe zapały zostawcie na beneficjentów III RP, zaplutą w nienawistnym amoku kodowszczyznę z ich Mazgułami czy neopalikociarnię od „UBywateli RP” - bo z nimi faktycznie nie da się i nie ma sensu postępować inaczej. Natomiast ci, o których będzie tu mowa, to jednak inna para kaloszy – jest to, upraszczając, wielkomiejski prekariat, któremu często transformacja i post-balcerowiczowski model rozwoju dały w tyłek równie mocno jak nam. I oni o tym wiedzą, tyle że na autentyczne problemy znaleźli fałszywą odpowiedź (znów upraszczając - „postęp” obyczajowy i socjalizm). Póki co, na widok Schetyny czy innego Petru dostają drgawek. Nie znaczy to jednak, że ktoś ich w końcu nie zagospodaruje. I właśnie tego należy się ustrzec.

Oczywiście, ci młodzi wystający ze świeczkami sami wyborów nie wygrają, ale odpowiednio ukierunkowani mogą spełnić rolę języczka u wagi. Oni już się zaktywizowali i tego nie odwrócimy – a pamiętajmy, że na każdego demonstranta przypada X osób z jego grupy rówieśniczej na które oddziałuje. Zgodnie z teorią wieloetapowego przepływu informacji kluczowy wpływ na poglądy i decyzje ma bezpośrednie oddziaływanie najbliższego otoczenia. Rzecz w tym, żeby nie doprowadzać ich do desperacji, która sprawi, że zatykając nos zagłosują na zasadzie „wszystko, byle nie PiS”. Pamiętajmy, że oni z zasady nie ufają prawicy, bo podejrzewają ją o autorytarne zapędy - natomiast chodzi o to, by się nie zradykalizowali. A taka radykalizacja może nastąpić w każdej chwili. Już teraz dali się wmanipulować w obronę prawniczego establishmentu, bo wmówiono im, że w ten sposób bronią wolności (to dla nich pojęcie kluczowe), zapewne też pogalopują bronić mediów – o ile jednak jakieś nadgorliwe orły nie zaczną ich wyzywać od „ubeków”, to ich udział w protestach nie musi się przełożyć na głosy dla „totalnej opozycji”, co pokazał sondaż przeprowadzony po lipcowych demonstracjach – PO i Nowoczesnej nie przyrosło. Czyli, lewicowa młodzież demonstrowała nie w imieniu opozycyjnego mainstreamu, lecz niejako „obok”. Także żałosna akcja PO na plażach i Woodstocku oraz drętwe próby kokietowania młodzieży okazały się klapą. Wszystko to na kilometr jechało sztucznością i młodzi tego nie kupili.

Tyle, że za chwilę wezmą się za nich zawodowi spece od kreowania społecznych nastrojów (oni nie zwykli przegapiać takich okazji), co będzie o tyle łatwiejsze, że z obecnej perspektywy społecznej PiS to nie jest żadna „partia zmiany” (to już nie jest 2015 rok!), lecz po prostu ugrupowanie władzy. W lipcu macherzy z branży PR – Jakub Bierzyński (OMD) i Jakub Benke zgłosili projekt „społecznej organizacji, która w profesjonalny, systematyczny sposób zajmie się prodemokratycznym (i częściowo antyrządowym) marketingiem: cele, strategia, kreacja i publikacja w mediach. Ludzi i całych firm chętnych do darmowej pomocy znajdziemy teraz aż za wiele”. Słowem - „astroturfing” na masową skalę, a jego „targetem” w pierwszej kolejności będą właśnie opisywani tu młodzi ludzie, którym wmówi się, że działają w imię wyższych celów i wartości – po to, by utorowali drogę do władzy jakiejś zliftingowanej wersji starych układów.


III. Wygrać z astroturfingiem

Na szczęście, ten planowany „astroturfing” wcale nie musi się udać – o ile nie padnie na podatny grunt i nie stanie się rezonatorem oraz wzmacniaczem autentycznych, oddolnych emocji. Należy tylko uświadomić sobie kilka kwestii. Po pierwsze – perspektywa pokoleniowa. Obecne młode pokolenie w 2004 r., gdy wstępowaliśmy do Unii Europejskiej, było jeszcze dziećmi w wieku szkolnym, a 1989 r. to dla nich już w ogóle prehistoria. Dlatego narracja oparta na kombatanckich resentymentach na nich nie zadziała. Gdy ktoś ich nazywa „ubekami”, to sięgają po smartfony, by dowiedzieć się co to znaczy, a gdy się już dowiedzą, to wybuchają pustym śmiechem – w ten sposób PiS może się w ich oczach tylko skutecznie „zaorać”. Taki sam błąd popełniła z fatalnym dla siebie skutkiem druga strona hurtem zaliczając młodzież patriotyczną do „faszystów”. Młodzież lewicowa w tej chwili przechodzi w przyśpieszonym tempie ten sam proces, który stał się udziałem ich prawicowych odpowiedników w czasach dominacji salonowszczyzny. Po prawej stronie zaowocowało to chociażby półmilionowym Marszem Niepodległości. Chcemy mieć za chwilę analogiczne lewackie demonstracje? No właśnie.

Dzięki Bogu, PO i Petru również traktują ich protekcjonalnie, myśląc, że to taka młodsza wersja KOD-u. I ten błąd opozycji należy wykorzystać, tym bardziej, że sami młodzi odżegnują się od podpinania pod partyjne szyldy. Oni jeszcze nie są „zagospodarowani”. Jeszcze jest czas, by do nich wyjść i normalnie porozmawiać (również poprzez internet i media) - a wbrew pozorom, da się, trzeba tylko chcieć i umieć. Więcej, właśnie takim otwartym podejściem można ich skutecznie zneutralizować. Na PiS wprawdzie nie zagłosują, ale na tamtych też nie – i o to właśnie chodzi. Niech lewicowa młodzież, skoro już musi, głosuje zgodnie z własnym sumieniem – na jakichś „Zielonych”, na „Razem” - i niech się Zandberg cieszy, że ma te swoje 3 procent... Dlatego warto podsycać w nich niechęć do partyjnego establishmentu i weteranów salonowszczyzny, do całej tej nachapanej kasty beneficjentów III RP - bo też obiektywnie młodych prekariuszy z nimi nic nie łączy, nie mają wspólnych interesów. Tamci, niczym Bourbonowie po rewolucji, chcą wyłącznie restauracji starego porządku, nie mają dla młodych żadnej oferty – i na tej strunie warto pograć. Trzeba im unaoczniać czym jest tak naprawdę kasta sędziowska i że ich protesty utwierdzają ją jedynie w aroganckim poczuciu bezkarności. Tylko, błagam, z wyczuciem, a nie w stylu topornej propagandy a la Kurski, bo to ich nawet nie irytuje, tylko zwyczajnie śmieszy.

Niestety, PiS po znakomitych kampaniach wyborczych z 2015 r. znów zatraciło umiejętność przejrzystej i sprawnej komunikacji, powracając do oblicza siermiężnej prawicy, co skutkuje wrażeniem „obciachowości”. I tu pytanie do „dobrej zmiany” - macie ludzi zdolnych do podjęcia się zarysowanego tu zadania, czy też zafiksowaliście się już ze szczętem na wewnętrznych wojenkach? Drodzy politycy, poza wszystkim, zechciejcie łaskawie uwzględnić, że w tym i poprzednich wzmiankowanych na wstępie artykułach odwaliłem za was kawał roboty, którą powinniście byli wykonać sami, lecz bądź to z gnuśności, bądź to z przyrodzonej tępoty jakoś tego nie zrobiliście. Upraszam więc o pochylenie się nad tym tekstem, by nie skończyło się na rzucaniu pereł przed wieprze. Kończąc, przypomnę hasło niedawnej kampanii przeprowadzonej na Węgrzech: „nie pozwólmy, by Soros śmiał się ostatni”.


Gadający Grzyb


Na podobny temat:

Nowa generacja

Ludowa rewolucja kontra rokosz elit

Symetryzm i postpopulizm – nowe zaklęcia liberałów


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Polska Niepodległa” nr 35 (30.08-05.09.2017)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz