Droga
do dochodzenia roszczeń za II wojnę światową stoi przed Polską
otworem. Mamy w ręku solidne argumenty – oby nie zabrakło woli
politycznej, by ich użyć.
Opublikowana
11 września przez Biuro Analiz Sejmowych „Opinia
prawna w
sprawie możliwości dochodzenia przez Polskę
od Niemiec odszkodowania za szkody spowodowane przez drugą wojnę
światową...”,
przygotowana na wniosek posła PiS Arkadiusza Mularczyka, w sposób
usystematyzowany i poszerzony potwierdza podnoszące się w publicznej
debacie głosy wg których Polska nigdy wiążąco nie zrzekła się
niemieckich odszkodowań za II wojnę światową. Dotyczy to także
deklaracji rządu PRL z 23 sierpnia 1953 r., na co zwróciłem uwagę
niedawno na tych łamach w felietonie „Czy
Polska faktycznie zrzekła się reparacji?”,
powołując się m.in. na pochodzące z 2005 r. ustalenia zespołu
powołanego przez ówczesnego prezydenta Warszawy, Lecha Kaczyńskiego
oraz wyniki kwerendy w Sekretariacie ONZ przeprowadzonej przez
Grzegorza Kostrzewę-Zorbasa w 2014 r.
Tak
się szczęśliwie złożyło, że niedawno własną analizę przedstawiła
również Służba Naukowa Bundestagu na zlecenie wiceprzewodniczącego
tej izby niemieckiego parlamentu, Johannesa Singhammera –
możemy więc sobie porównać argumentację obu stron. Co tu ukrywać,
konfrontacja ta wypada dla Niemiec miażdżąco.
Strona
niemiecka podnosi m.in., że polskie roszczenia utraciły moc wskutek
przedawnienia i milczącej rezygnacji z ich dochodzenia na przestrzeni
minionych dziesięcioleci. Nie jest to prawda. Po pierwsze, prawo
międzynarodowe nie przewiduje przedawnienia w stosunku do zbrodni
wojennych oraz zbrodni przeciwko ludzkości, a także przedawnienia
roszczeń z tytułu tychże. Dalej, postanowienia z Poczdamu wedle
których Polska miała być zaspokojona z sowieckiej części odszkodowań
nie zawierają żadnej przeszkody dla indywidualnego dochodzenia przez
Polskę dalszych roszczeń bezpośrednio od Niemiec. Powyższe znalazło
potwierdzenie w 1947 r. na konferencji wiceministrów spraw
zagranicznych w Londynie, kiedy to zastrzegliśmy sobie prawo
„przedłożenia dalszych konkretnych wniosków w tym przedmiocie”.
Również podczas XXI i XXII sesji Komisji Praw Człowieka ONZ polski
przedstawiciel zwracał uwagę na dyskryminujące ustawodawstwo RFN
pozbawiające polskich obywateli odszkodowań. Po wojnie umowy
regulujące te kwestie RFN zawarła z 12 państwami europejskimi –
jednak nie z Polską (inaczej niż w 1929 r. kiedy to zawarliśmy z
Niemcami umowę regulującą te sprawy w odniesieniu do I wojny
światowej – po II wś. analogicznego aktu zabrakło). Dodatkowo,
wg IV Konwencji Haskiej z 1907 r. państwo prowadzące wojnę odpowiada
za każdy czyn osoby wchodzącej w skład jego sił zbrojnych – w
odniesieniu do Polski Niemcy nie wywiązały się ze swej
odpowiedzialności.
Inny
niemiecki argument, dotyczący deklaracji rządu PRL z 1953 r., również
zostaje obalony oczywistym stwierdzeniem, że na gruncie ówczesnej
konstytucji z 1952 r. rząd nie miał prawa zaciągać na Polskę żadnych
międzynarodowych zobowiązań – ratyfikacja i wypowiadanie
traktatów należały bowiem do prerogatyw Rady Państwa (ale, dodam od
siebie, traktatów, nie zaś składania wiążących na gruncie
prawnomiędzynarodowym deklaracji!). Ponadto, ów polityczny gest
dotyczył jedynie NRD i złożony został w warunkach ewidentnej
niesamodzielności ówczesnego państwa polskiego. Należy też
przypomnieć, iż 15 proc. z odszkodowań ZSRR jakie miało być naszym
udziałem jest mocno problematyczne, jako że w zamian władze PRL
zobowiązywały się do stałych dostaw węgla po preferencyjnych cenach –
zatem rzekome „odszkodowania” nie były świadczeniem
nieekwiwalentnym, co stawia pod znakiem zapytania ich naturę.
Na koniec, sprawa
podnoszonego przez stronę niemiecką „Traktatu 2+4” z 1990
r., mającego ostatecznie „zamykać” rozdział II wojny
światowej. Otóż wedle opinii BAS, zagadnienie reparacji i odszkodowań
wojennych w ogóle nie było w nim podnoszone, co więcej – Polska
nie była stroną owego porozumienia. Wobec powyższego, Biuro Analiz
Sejmowych przypomina Konwencję Wiedeńską o Prawie Traktatów z 1969 r.
wg której zapis danej umowy rodzi obowiązek dla państwa trzeciego (w
tym wypadku Polski) jedynie wówczas, gdy strony traktatu wyrażą taką
wolę, a państwo trzecie wyraźnie na piśmie ów obowiązek przyjmie.
Innymi słowy – RFN, NRD, USA, Wlk. Brytania, Francja i ZSRR
winny były oznajmić, iż „Traktat 2+4” oznacza się
zrzeczenie przez Polskę roszczeń wobec Niemiec, zaś Polska pisemnie
musiałaby to potwierdzić. Nic takiego nie miało miejsca.
Biorąc
pod uwagę powyższe, droga do dochodzenia roszczeń za II wojnę
światową stoi przed Polską otworem – tym bardziej, że jedyne co
przekazały nam do tej pory Niemcy, to 100 mln. marek jednorazowej
pomocy w 1972 r. na rzecz ofiar zbrodniczych eksperymentów medycznych
oraz 731.843.600 zł. wypłaconych przez fundację „Polsko-Niemieckie
Pojednanie” nieco ponad milionowi robotników przymusowych, co
daje 689,97 zł. „na głowę” - ot, taki jednorazowy zasiłek
nijak mający się do rzeczywistych rozmiarów polskich strat
materialnych i ludzkich. Krótko mówiąc, mamy w ręku solidne argumenty
– oby nie zabrakło woli politycznej, by ich użyć.
Gadający
Grzyb
Na
podobny temat:
„Reparacje
– polska broń atomowa”
Notek
w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Artykuł
opublikowany w tygodniku „Gazeta
Finansowa” nr 37 (15-27.09.2017)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz