Unia Europejska rocznie na unikaniu opodatkowania traci 170 mld. euro – zatem suma strat podatkowych krajów członkowskich jest o 1/5 większa od całego budżetu UE!
Na tegoroczny szczyt w Davos Polski Instytut Ekonomiczny przygotował prezentację raportu pt. „Niesprawiedliwość podatkowa w Unii Europejskiej. W kierunku większej solidarności w walce z unikaniem opodatkowania”. Głównym autorem publikacji jest dr Jakub Sawulski (niemal rok temu omawiałem tu jego inny raport pt. „Kogo obciążają podatki w Polsce?”), a wstępem opatrzył ją premier Mateusz Morawiecki. Dokument ten był punktem wyjścia dla panelu dyskusyjnego z udziałem wspomnianego Mateusza Morawieckiego oraz sekretarza generalnego OECD Jose Angela Gurrii i francuskiego ministra finansów Bruno le Maire'a, zorganizowanego pod hasłem „Współpraca podatkowa: jak uniknąć wyścigu do dna”. Niestety, trudno dociec, czy oficjele doszli do jakichkolwiek konstruktywnych konkluzji – a takowe byłyby wielce pożądane, bowiem dane zaprezentowane w raporcie stawiają włosy na głowie.
Otóż cała Unia Europejska rocznie na unikaniu opodatkowania traci 170 mld. euro - z czego na wyprowadzanie pieniędzy przez wielkie korporacje przypada 60 mld., najzamożniejsze osoby prywatne – 46 mld., zaś luka w VAT odpowiada za 64 mld. euro. Można to porównać chociażby z unijnym budżetem – obecnie to ok. 960 mld. euro., co daje nieco ponad 137 mld. euro rocznie. Zatem, jak podkreślają autorzy raportu, suma strat podatkowych krajów członkowskich jest o 1/5 większa od całego budżetu UE! Jest to w znacznej mierze wynikiem zjawiska określanego często jako „wyścig do dna”, który na swój użytek nazywam „konkurencją o to, kto lepiej dogodzi bogatemu”. Poszczególne kraje prześcigają się w różnych ulgach i ułatwieniach, mających ściągnąć zagranicznych inwestorów – tyle, że w ostatecznym rozrachunku niewiele z tego mają, bo wypracowane w danym kraju zyski transferowane są do rajów podatkowych. W ramach Unii Europejskiej funkcje takich rajów pełni sześć państw: Luksemburg, Cypr, Malta, Irlandia, Belgia i Holandia. Warto dodać, iż państwa te nie zawsze są punktami docelowymi i często stanowią jedynie „stacje przesiadkowe” przed ostatecznym transferem kapitału poza granice UE – czyli na różne „Wyspy Bergamuty” w rodzaju Kajmanów czy innych Seszeli.
Jak to się odbywa? Ano, globalny koncern dogaduje się np. z rządem Holandii, że zarejestruje tam spółkę-wydmuszkę z kilkuosobową obsadą – ale spółka ta jest właścicielem np. znaku towarowego, który następnie „wydzierżawia” funkcjonującym w innych krajach podmiotom z tej samej grupy kapitałowej, pobierając za to opłaty. Ze ściągniętego w ten sposób kapitału „odpala” holenderskiemu rządowi w ramach CIT powiedzmy 3 proc. Dla rządu Holandii to i tak czysty zysk, bo przecież taka spółeczka nie generuje dla państwa żadnych kosztów (praktycznie nie korzysta chociażby z publicznej infrastruktury). W zamian za tę „dolę” holenderski rząd przymyka oko na wytransferowanie reszty funduszy poza UE – i tak oto, wygenerowane w Europie zyski nagle „znikają z horyzontu”. Inny sposób to udzielanie przez takie „spółki-wydmuszki” powiązanym firmom pożyczek na realizację inwestycji, które następnie ściąga z odpowiednim oprocentowaniem.
Jaka jest skala tego procederu? Dla Belgii dochód z praktyk optymalizacyjnych to 16 proc. ogólnych rocznych wpływów z CIT, dla Holandii – 30 proc., dla Luksemburga – 54 proc., dla Irlandii – 65 proc., Malty – 88 proc. Skutek? Efektywne opodatkowanie korporacji w skali UE w ciągu ostatnich 20 lat spadło z 24 do 16 proc. Najbardziej poszkodowane kraje to Niemcy (tracące rocznie ok. 28 proc. potencjalnych wpływów z CIT), Węgry i Francja (ok. 24 proc.) i Wlk. Brytania (jeszcze w ramach UE traciła ok. 17 proc. wpływów z CIT rocznie). Polska prezentuje się na tym tle nie najgorzej – rocznie tracimy „tylko” nieco ponad 10 proc. wpływów z CIT.
Konsekwencje tego paserstwa (bo trudno inaczej nazwać programowe czerpanie korzyści z okradania innych państw z należnych im podatków) są rozliczne. Okradane kraje zmuszane są do cięć odbijających się na jakości usług publicznych i poziomie życia obywateli; zadłużania się w większym wymiarze, niż byłoby to konieczne, gdyby wypracowane zyski zostawały na miejscu; wreszcie – przerzucania obciążeń podatkowych na mniejsze podmioty gospodarcze i zwykłych ludzi, nie dysponujących możliwościami „optymalizacyjnymi”. Do tego należy doliczyć pogłębiającą się nierównowagę, zaburzającą rynkową konkurencję – dociśnięta daninami średnia firma nie ma szans w konkurowaniu z gigantem nie płacącym niemal żadnych podatków.
W ramach środków zaradczych, autorzy raportu postulują m.in. wprowadzenie minimalnej unijnej stawki CIT, stworzenie „czarnej listy” rajów podatkowych (takowa nawet powstała, ale... nie obejmuje ona państw UE – i trudno się dziwić, skoro na czele KE stał wówczas b. premier Luksemburga Jean-Claude Juncker) oraz nadanie KE prawa do wymierzania sankcji wobec państw członkowskich biorących udział w optymalizacyjnym procederze. Ciekawe, czy nowa Komisja włączy ten problem do swej agendy? Byłby to prawdziwy test na słynną „europejską solidarność”.
Gadający Grzyb
Na podobny temat:
Regresywny system podatkowy, czyli śmierć frajerom
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Felieton opublikowany w tygodniku „Gazeta Finansowa” nr 7 (14-20.02.2020)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz