Uczyńmy Polskę w oczach Amerykanów Chrystusem, Mesjaszem narodów, który winien nadejść w chwale i od którego losów zależy dopełnienie się biblijnych proroctw - a staniemy się nim również w oczach reszty świata.
I. Historyczna giełda pamięci
Zanim ktoś na widok tytułu popuka się w głowę uznając, że zwariowałem i odlatuję w jakieś anachroniczne mistycyzmy, proszę o chwilę cierpliwości - rzecz dotyczy bowiem konieczności poprawy polskich notowań na światowym historycznym rynku pamięci, którą to konieczność sygnalizowałem w ubiegłotygodniowym artykule. Gdy niniejszy numer „Warszawskiej Gazety” trafi do Państwa rąk, będzie już wiadomo, co wydalił z siebie Putin podczas jerozolimskiego Światowego Forum Holocaustu i z jaką spotkał się reakcją, również z naszej strony. Jednak doraźne, akcyjne działania, choć niezbędne, nie zastąpią nam długotrwałej, metodycznej pracy nad budową wizerunku Polski, a do tego niezbędna jest spójna i konsekwentnie wdrażana narracja, czyli inaczej mówiąc – doktryna historyczna zbudowana na użytek świata. To jest sedno „polityki historycznej”, a nie mniej lub bardziej skuteczne interwencje i sprostowania, gdy jakaś gazeta użyje sformułowania „polish death camps”, strugając przy tym głupiego, że chodziło tylko o „geograficzną lokalizację obozów”. W taką ciuciubabkę można bawić się bez końca, nie osiągając żadnych długofalowych i trwałych efektów.
Tutaj uwaga – zdaję sobie sprawę, że spora część historyków (również tych patriotycznie nastawionych) na hasło „polityka historyczna” dostaje drgawek, kojarząc je z utylitarnym „krojeniem historii” na polityczne zamówienie, co stanowić ma zaprzeczenie rzetelnego uprawiania nauki i degradować zawód historyka. Jest w tym wiele racji – problem polega jednak na tym, że samo przeprowadzenie rzetelnych badań i opublikowanie wyników nie wystarczy. Po prostu nikt się nimi nie przejmie. Mówiąc brutalnie – prawda nie obroni się sama, bo świat ma wprawę w ignorowaniu tego, czego nie chce w danym momencie zauważyć. Trzeba go więc zmusić. A tu niezbędne jest państwo ze swoim – nie bójmy się tego określenia – aparatem propagandowym. Owszem, oznacza to szereg uproszczeń i wprzęgnięcie historii w oficjalny, państwowy przekaz – ale jest to niezbędna cena za dotarcie do świadomości masowego odbiorcy, szczególnie za granicą. Robią tak wszystkie liczące się kraje, chcące ugruntować swą pozycję na arenie międzynarodowej i mają po temu dobry powód – niezbędnym składnikiem budowania „soft power” jest zaliczenie do grona tych „dobrych” (jakby powiedzieli Amerykanie - „good guys”). Do tego właśnie służy polityka historyczna – zbijania wizerunkowego kapitału procentującego następnie w innych, pozornie niezwiązanych z historią kwestiach. Dziś ów kapitał tworzy się przede wszystkim w odniesieniu do II wojny światowej oraz roli poszczególnych państw i narodów w tym konflikcie. Dlatego tak potwornym błędem było dotychczasowe samobiczowanie w wydaniu polskich elit politycznych i intelektualnych – ta cała pedagogika wstydu, której ostatnią odsłoną jest tzw. „nowa szkoła historii holocaustu” afiliowana przy Centrum Badań nad Zagładą Żydów PAN i muzeum POLIN. I dlatego również tak ważne jest chociażby przeprowadzenie ekshumacji w Jedwabnem. Paradoksalnie, światowy skandal, jaki nieuchronnie będzie towarzyszył temu przedsięwzięciu, może nam tylko pomóc – bo dzięki niemu ten sam świat nie będzie mógł przemilczeć wyników...
II. Chrześcijański syjonizm i religia holocaustu
Obecnie wiodącą narracją historyczną na międzynarodowej „giełdzie pamięci” jest tzw. „religia holocaustu” - podstawowy zwornik państwowotwórczy Izraela, idealne narzędzie moralnego szantażu wobec reszty świata i maszynka do robienia pieniędzy. Doktryna ta zakłada m.in. absolutną wyjątkowość Zagłady, dlatego jedyną ofiarą II wojny światowej o której warto wspominać są Żydzi. Stąd też bezceremonialne deprecjonowanie głównego konkurenta w „martyrologicznym rankingu” – czyli Polski, czego elementem jest odbywające się na naszych oczach spychanie Polaków do roli „współsprawców” na równi z anonimowymi „nazistami”. „Religia holocaustu” swój sukces zawdzięcza w znacznej mierze połączonym siłom Izraela i wpływom żydowskiej diaspory. Owa izraelsko-żydowska polityka historyczna nie przyniosłaby jednak aż tak spektakularnych efektów, gdyby nie zyskała możnego protektora w postaci Stanów Zjednoczonych, będących potężnym pudłem rezonansowym oddziałującym na resztę świata.
Dlaczego tak się stało? Tutaj dotykamy amerykańskiej specyfiki, bez uwzględnienia której nie zrozumiemy zarówno szeregu posunięć Waszyngtonu, jak i źródła żydowskich wpływów w USA. Otóż stosunkowo nieliczna mniejszość żydowska w Stanach nie zbudowałaby swej potęgi bez szerokiego społecznego zaplecza wśród samych Amerykanów. Tym zapleczem jest szacowany na 50. do 70 mln. obywateli ruch „chrześcijańskich syjonistów” wywodzących się z konserwatywnych, protestanckich wspólnot religijnych (plus mormoni), głównie z tzw. „pasa biblijnego”. Sam termin „chrześcijański syjonizm” ukuł w XIX w. żydowski działacz Teodor Herzl na określenie chrześcijan sprzyjających ruchowi syjonistycznemu. Doktrynalnie chrześcijański syjonizm wywodzi się z literalnego odczytania biblijnych, głównie starotestamentowych proroctw, w myśl których Pan będzie błogosławił tym, którzy błogosławią Izraelowi, zaś powtórne nadejście Chrystusa i koniec świata nastąpi wtedy, gdy Izraelici znów zgromadzą się w Ziemi Świętej. W związku z tym, pobożni protestanci (głównie post-kalwinowskiej proweniencji) za swój religijny obowiązek uznają wspieranie zarówno Żydów, jak i państwa Izrael, by w ten sposób przyśpieszyć wypełnienie się biblijnych przepowiedni, zaś dziejową misją Ameryki jest dopomóc w tym dziele wszelkimi możliwymi sposobami. Jak łatwo zauważyć, takie podejście ustawia zarówno chrześcijaństwo, jak i Stany Zjednoczone w pozycji podporządkowanej Izraelowi i chrześcijańscy syjoniści formułują to otwarcie – wg nich Ameryka ma popierać Izrael, nawet gdyby było to wbrew jej własnemu interesowi. Chrześcijańscy syjoniści stanowią przy tym dobrze zorganizowaną grupę nacisku i skrupulatnie rozliczają swoich polityków z działań na rzecz Izraela. Paradoksem jest, że stanowią oni trzon bazy wyborczej Republikanów, podczas gdy sami Żydzi w USA głosują na Demokratów.
Stąd właśnie gesty Donalda Trumpa w rodzaju przeniesienia amerykańskiej ambasady do Jerozolimy, uznania izraelskiej suwerenności nad Wzgórzami Golan, czy podpisanie Ustawy 447. Warto wspomnieć, że zagorzałym chrześcijańskim syjonistą jest również wiceprezydent Mike Pence.
III. Doktryna polskiego mesjanizmu
Powyższe sprawia, że USA postawione przed dylematem – wziąć w spornej sytuacji stronę Polski czy Izraela, zawsze wybiorą Izrael. I dopóki tego nie zmienimy, niczego nie będziemy w stanie wskórać. Należy zatem odpowiedzieć własną doktryną historyczną zarówno na „religię holocaustu”, jak i na chrześcijański syjonizm. Tak się szczęśliwie składa, że taką doktrynę mamy, wystarczy ją odkurzyć i zmodernizować – jest nią nasz XIX-wieczny mesjanizm. Należy rozpropagować we wciąż jeszcze religijnej Ameryce przeświadczenie, że to Polska jest Mesjaszem narodów, odkupującym grzechy świata swym cierpieniem – a nasza martyrologiczna historia nadaje się do tego jak żadna inna. Do tego należy zaprząc nasze służby dyplomatyczne, intelektualistów, literatów, historyków, fundacje, środowiska polonijne – na czele z Polską Fundację Narodową, która może wreszcie przyda się do czegoś poza przewalaniem budżetu. Powtarzam: uczyńmy Polskę w oczach Amerykanów Chrystusem, Mesjaszem narodów, który winien nadejść w chwale i od którego losów zależy dopełnienie się biblijnych proroctw - a staniemy się nim również w oczach reszty świata.
A że to irracjonalne? A chrześcijański syjonizm jest niby racjonalny? Zagrajmy tą kartą. Skoro przez ostatnie dwa stulecia poddawani byliśmy bezlitosnej eksterminacji, wykrwawialiśmy się w powstaniach i na frontach wszelkich możliwych wojen, budując (jak nauczono nas wierzyć) „kapitał krwi” - to niech ta szaleńcza inwestycja wreszcie zacznie się zwracać, a gigantyczny kapitał – procentować. Najwyższa pora.
Gadający Grzyb
Na podobny temat:
Chrześcijański syjonizm czyli fanatycy apokalipsy
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 04 (24-30.01.2020)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz