czwartek, 2 kwietnia 2020

„Kura” wyleciał z kurnika?

Większość elektoratu PiS głosuje na tę partię nie dzięki Kurskiemu, ale POMIMO tej topornej i paździerzowej sieczki serwowanej przez „Kurę” i jego podwładnych.

I. Łańcuch błędów

Zagadka: co się robi w momencie, gdy na dobre rozkręca się kampania wyborcza? Odpowiedź: wywołuje się wojenkę domową we własnym obozie politycznym. Do takich wniosków można dojść obserwując awanturę wokół podpisania przez prezydenta Andrzeja Dudę ustawy abonamentowej i dymisji Jacka Kurskiego. Ostatni raz tak spektakularne i rozgrywane na oczach opinii publicznej frontalne starcie w obozie władzy mieliśmy przy okazji sporu pałac prezydencki – rząd, zakończonego dymisją Antoniego Macierewicza. Tyle, że wtedy PiS nie miał na karku kluczowych wyborów. Teraz buldogi znów wylazły spod dywanu i zaczęły się żreć na oczach wyborców. Ktoś chyba doszedł do wniosku, że jest za dobrze i trzeba sobie pogorszyć notowania. Zwróćmy uwagę - „totalnej opozycji” udało się sprawić rękoma samego PiS, by kwestia rekompensaty dla mediów publicznych, będąca dotąd sporem na linii rząd-opozycja, przekształciła się w wewnętrzny konflikt w szeregach Zjednoczonej Prawicy. Mistrzowie, po prostu mistrzowie...

Mamy tutaj do czynienia z całym łańcuchem błędów. Błędem numer jeden było procedowanie ustawy o rekompensacie dla mediów publicznych w przededniu kampanii prezydenckiej. Nikt nie przewidział konfliktogennego potencjału takiego ruchu? Owszem, TVP i Polskiemu Radiu należy się wyrównanie utraconych wpływów z abonamentu – ale tę sprawę trzeba było załatwić albo zaraz po wyborach parlamentarnych, albo poczekać z nią do zakończenia wyborów prezydenckich. Przez te kilka miesięcy TVP by nie zbankrutowała – w ostateczności mogłaby się poratować linią kredytową w banku. Tymczasem PiS podał opozycji na tacy znakomity temat do „grzania”, na dodatek okraszony bonusem w postaci „palca” posłanki Lichockiej. Wymarzony pretekst do urządzania demagogicznej małpiarni, co opozycja natychmiast wykorzystała, podbijając stawkę nośnym społecznie żądaniem przekazania tych 1,95 mld. zł. „na onkologię” (przy czym do opinii publicznej jakoś nie przebiła się informacja, że „zapomoga” dla mediów publicznych zostanie wypłacona nie jako żywa gotówka, lecz w formie obligacji do spieniężenia w kolejnych transzach).

Błędem numer dwa było podesłanie uchwalonej w takiej atmosferze ustawy rozpoczynającemu kampanię Andrzejowi Dudzie „do wykonu”, nawet bez prób pozorowania jakichkolwiek konsultacji. To ważne, bo taka symboliczna nasiadówka w Pałacu Prezydenckim stanowiłaby komunikat, że ustawa jest efektem szerokiego porozumienia w obozie władzy. Można było nawet urządzić teatrzyk, na zasadzie – rząd/parlament chce dla TVP, dajmy na to, 3 mld. zł., na co Duda odpowiada – nie, to za dużo, dajmy 2 mld. I w ten sposób kwota, jaka miała i tak od początku trafić do państwowych mediów, jawiłaby się jako efekt kompromisu, co pozwoliłoby Andrzejowi Dudzie zaznaczyć swą podmiotowość i zachować twarz. Tymczasem PiS postawił stojącego u progu kampanii prezydenta w wyjątkowo niezręcznej sytuacji, podsyłając mu „zgniłe jajeczko” i traktując go tym samym niczym „Adriana” - „człowieka-długopis” rodem z memów „Soku z Buraka”.

Na powyższe nakłada się dodatkowo „błąd pierworodny” - czyli chroniczna niemożność uchwalenia ustawy medialnej, która załatwiłaby kwestię finansowania i statusu publicznych mediów raz na zawsze, bez konieczności corocznej łataniny ich budżetu subwencjami (bo rekompensaty przyznawano również w poprzednich latach). Była na to cała kadencja, a zajmować się tym miał osobiście szef Rady Mediów Narodowych Krzysztof Czabański.


II. „Kurnik” TVP

Żeby nie było, że odpowiedzialnością obarczam jedynie stronę partyjno-rządową. Andrzej Duda również mógł się powstrzymać przed żądaniem dymisji Jacka Kurskiego, a ustawę chociażby skierować do Trybunału Konstytucyjnego, gdzie przeczekałaby sobie spokojnie do końca maja. Ale nie – nagła szansa na uwalenie nielubianego „Kury” okazała się zbyt kusząca. Kto wie, kiedy znów trafiłaby się taka okazja? Bóg mi świadkiem, że nie należę, delikatnie mówiąc, do fanów Jacka Kurskiego i topornego stylu jaki prezentuje zarządzana przez niego TVP – ale moment, podobnie jak z uchwaleniem ustawy abonamentowej, był najgorszy z możliwych.

Generalnie, wokół TVP i Kurskiego zbiegają się linie najróżniejszych podziałów i sprzecznych interesów. Do zaprzysięgłych wrogów Kurskiego należą chociażby wspomniany wyżej Krzysztof Czabański i Joanna Lichocka (członek pięcioosobowej Rady Mediów Narodowych). Przypomnijmy, że ta dwójka już w sierpniu 2016 r. usiłowała przeprowadzić medialny „pucz”, doprowadzając do odwołania Jacka Kurskiego z funkcji prezesa TVP. Trzeba było osobistej interwencji Jarosława Kaczyńskiego, by RMN wycofała się rakiem ze swej decyzji i to w dość kuriozalny sposób: formalnie odwołany Kurski pozostał p.o. prezesa do czasu „konkursu” na stanowisko szefa TVP, który to „konkurs” wygrał – cóż za niespodzianka – tenże Jacek Kurski... Nic więc dziwnego, że od tamtego blamażu stronnictwo Czabańskiego dyszało żądzą zemsty – a że Andrzej Duda dał im sposobność, by „Kurę” utrącić, to skwapliwie z niej skorzystali. Czabański w ekspresowym tempie zarządził korespondencyjne głosowanie – i wszystkich pięciu członków Rady Mediów Narodowych zagłosowało za odwołaniem prezesa TVP. Wytworzył się przy tym egzotyczny sojusz między „pisowcami”, a przedstawicielami opozycji – Juliuszem Braunem i Grzegorzem Podżornym (z ramienia Kukiz'15). Fajnie się bawią, nie ma co...

Komu natomiast potrzebna była „kurska” TVP? Przede wszystkim okołopisowskim ośrodkom medialnym, które z dotychczasowego rozdania czerpały swoje partykularne korzyści – to ich przedstawiciele brylowali na antenie, reklamując przy tym siłą rzeczy swoje media. Wystarczy prześledzić z których redakcji w ostatnim czasie podnosiły się najmocniejsze głosy w obronie aktualnego układu. Z całą pewnością natomiast TVP w swej obecnej formule nie była potrzebna widzom – również elektoratowi PiS (który i bez tego ma sprecyzowane poglądy), a już w szczególności mitycznemu „umiarkowanemu wyborcy”. Większość elektoratu PiS głosuje na tę partię nie dzięki Kurskiemu, ale POMIMO tej topornej i paździerzowej sieczki serwowanej przez „Kurę” i jego podwładnych. Wszystkie badania pokazują, że elektorat PiS (w odróżnieniu od wyborców „totalnych”, nie oglądających niczego poza TVN) jest najbardziej pluralistyczny i otwarty - ogląda nie tylko „Wiadomości”, ale również „Fakty” TVN i „Wydarzenia” Polsatu. Słowem, konfrontuje różne punkty widzenia i nie pozwala robić sobie wody z mózgu. Traktowanie tych ludzi jak „ciemnego ludu”, któremu trzeba wbić partyjny przekaz do głów młotkiem, jest dla nich zwyczajnie obraźliwe. Biorąc to pod uwagę, nie dziwi, że Andrzej Duda wolał się od „kurnika” TVP dystansować (zresztą z wzajemnością).


III. Bądźmy mądrzejsi od politykierów

Zadziwiająca jest przy tym słabość, jaką ma do Kurskiego Jarosław Kaczyński, który najwyraźniej wierzy, że taka medialna kłonica jest niezbędna do mobilizowania „żelaznego elektoratu”. Rzecz zdumiewająca tym bardziej, że jak dotąd jedyną namacalną „zasługą” Kurskiego było... wypromowanie Konfederacji – czyli konkurenta przełamującego monopol PiS po prawej stronie. Jego TVP bojkotowała i oczerniała polityków „Konfy” tak konsekwentnie, że w końcu osiągnęła efekt przeciwny do zamierzonego. Kaczyński dotąd zdawał się pozostawać na to wszystko ślepy - ale nawet Naczelnik musiał jednak poświęcić swego protegowanego w imię zażegnania politycznego kryzysu.

Cały ten konflikt pokazuje, jak wiele złej krwi nagromadziło się w minionych latach w obozie Zjednoczonej Prawicy. Tam literalnie nikt nikomu nie ufa, poszczególne frakcje gryzą się między sobą jak wściekłe psy – i wystarczył stosunkowo niewielki detonator, by wszystko to wylało się na widok publiczny. Jeżeli poszczególnych politykierów i koterii nie powstrzymała przed skoczeniem sobie do oczu nawet perspektywa absolutnie kluczowych wyborów, to znaczy, że jest naprawdę niedobrze – i cała nadzieja, że w maju wyborcy okażą się mądrzejsi od własnych wybrańców.


Gadający Grzyb


Na podobny temat:

Lichocka do szafy!

Finansowanie mediów publicznych – do zmiany

Media państwowe, nie „publiczne”

Zrobieni w abonament


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 11 (13-19.03.2020)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz