niedziela, 12 maja 2013

Smoleńsk jako narzędzie zmiany

„Oficjalna wersja wydarzeń” ma to do siebie, że istnieje tylko tak długo, jak reżim który ją wspiera.

I. Zwycięstwo Macierewicza

W okolicach kolejnej smoleńskiej miesięcznicy naszła mnie taka - może mało odkrywcza - refleksja, że Antoni Macierewicz wraz ze swym Zespołem Parlamentarnym tak naprawdę już wygrali. Jedyne wyzwanie przed którym stoją szeroko rozumiane środowiska opozycyjne, to doprowadzenie sprawy do końca tak, by nie zaprzepaścić zwycięstwa. Niemniej, zasadniczy „egzamin” - że nawiążę do nieszczęsnej wypowiedzi Bronisława Komorowskiego – został już zdany.

Zwycięstwo to polega na uprawomocnieniu hipotezy zamachowej w publicznej debacie. Tego już nie da się odwrócić, choćby „Wyborcza” wraz z przyległościami i Maciejem Laskiem na dokładkę nie wiadomo jak się natężali. Zwróćmy uwagę: przecież tezy z raportu Millera powtarzane są w kręgach Obozu Beneficjentów i Utrwalaczy III RP już tylko i wyłącznie siłą rozpędu. Tak naprawdę liczy się jedno - że, jak ujęła to Katarzyna Kolenda-Zaleska – „prawda już została ustalona, żadne fakty jej nie zmienią”. To oświadczenie jest dla nas fantastyczną wprost wiadomością. Oznacza ono bowiem ni mniej ni więcej, tylko uznanie swej porażki i wycofanie się do okopów „oficjalnej wersji wydarzeń”, zaś „oficjalna wersja wydarzeń” ma to do siebie, że istnieje tylko tak długo, jak reżim który ją wspiera.

II. W butach trepa

W jednym ze swych felietonów nieodżałowany Seawolf wspominał jakiegoś wykładowcę ze szkoły marynarskiej, który przed studentami twierdził, że jego obowiązkiem jako funkcjonariusza państwowego jest głoszenie oficjalnej – czyli sowieckiej – wersji o zbrodni katyńskiej. Niezależnie od wszystkiego, a w szczególności od faktów, on – lojalny funkcjonariusz PRL – zobligowany jest do popierania państwowej, jak byśmy to dziś ujęli, „narracji” i już. No więc dziś te wszystkie Laski, te „Wyborcze”, TVN-y i „Polityki” są w sytuacji właśnie tego uczelnianego trepa. Oni również „muszą popierać”, bo związali się z Dyktaturą Matołów na dobre i na złe. Tyle, że jak uczy nas przykład Katynia, siła propagandy zależna jest od siły reżimu, dlatego obecnie ich jedynym celem pozostało już tylko nie dopuszczenie Kaczyńskiego do władzy. Bowiem wojnę o utrwalenie w społecznej świadomości rosyjsko-Millerowskiej wersji Smoleńska już przegrali.

Poczuciu temu dali wyraz - z podobnie bezradną otwartością jak Kolenda-Zaleska – Janicki i Władyka w „Polityce” swym tekstem o „smoleńskich agnostykach”. Osią tego artykułu jest założenie, że ludzie wcale nie muszą masowo uwierzyć w zamach. Wystarczy, że dopuszczają hipotetycznie, obok innych, również i taką możliwość, szczególnie gdy wedle badań TNS Polska, 52% respondentów deklaruje, że nie wie co tak naprawdę wydarzyło się na Siewiernym. Już samo to, ów brak pewności jak się rzeczy miały, w opinii publicystów „Polityki” wystarczy, by „agnostycy smoleńscy” obiektywnie stali się grupą działającą na korzyść PiS-u. Tworzy to bowiem sytuację, w której PiS i Macierewicz zamiast „muru” trafiają na „przyjazną strefę buforową” podatną na „spiskowe toksyny”.

I jest to wielka zasługa Macierewicza oraz członków i ekspertów Zespołu Parlamentarnego. Budowana i uzasadniana z benedyktyńską cierpliwością hipoteza zamachowa po pierwszym szoku i odruchu odrzucenia zakorzeniła się w społecznym obiegu. Ludzie się do niej przyzwyczaili, oswoili się z nią i zaczęli brać pod uwagę jako jedną z dopuszczalnych możliwości – tym bardziej, że w międzyczasie wychodziły na światło dzienne kolejne blamaże i matactwa rządu Tuska w sprawie wyjaśniania przyczyn Tragedii.

Zresztą, spójrzmy na niedawny „anty-smoleński coming out” mecenasa Rogalskiego. Niezależnie od tego czy był to „kret” podstawiony Jarosławowi Kaczyńskiemu i rodzinom smoleńskim, czy też sfrustrowany ambicjoner mszczący się za uniemożliwienie mu kariery politycznej w PiS-ie, to jeśli „sekta Pancernej Brzozy” może liczyć jedynie na takich „Rogalskich”, to znaczy, że prawie jesteśmy w domu. Że „tamci” - niezależnie od tego ilu jeszcze „Rogalskich” czeka na odpalenie i swoje medialne pięć minut - ostatecznie wyprztykali się z ciężkiej amunicji.

III. Instrument zmiany

No dobrze, ale czemu zatytułowałem tę notkę „Smoleńsk jako narzędzie zmiany”? Ano dlatego, że kwestia Tragedii – jakkolwiek byśmy się nie oburzali na zarzuty o „instrumentalizowanie katastrofy” - takim narzędziem już się stała. Coś, co w opinii różnych mędrków miało być dla PiS-u i szerzej – obozu niepodległościowego – polityczną kulą u nogi uniemożliwiającą odniesienie sukcesu, może w połączeniu z pozostałymi czynnikami (jak np. bezrobocie i pogłębiający się kryzys) wynieść tenże obóz do władzy. I biada tym, którzy po drodze pod wpływem medialnego ciśnienia skrewią, jak onegdaj „PJoNki”. Znikną z horyzontu i nawet kurz po nich nie zostanie.

Uparte obnażanie wielopoziomowych przyczyn Tragedii w sprzężeniu z bezradnością obecnego rządu w załatwianiu najbardziej elementarnych potrzeb obywateli stwarza niepowtarzalną szansę uświadomienia szerokim rzeszom Polaków, że zwyczajnie nie opłaca się mieć państwa byle jakiego, bo to się mści na najróżniejsze sposoby. I prędzej czy później dotyka każdego z nas osobiście, w najbardziej przyziemnych aspektach codziennego życia. Opozycja ma w rękach niepowtarzalny instrument politycznej i społecznej przemiany Polski i Polaków, pozwalający na przekucie klęski w triumf. Ma przed sobą słabnącego przeciwnika okopanego na ostatniej linii obrony. Pozostało nie zaprzepaścić tej szansy – tym bardziej, że w gruncie rzeczy wystarczy tylko drążyć prawdę aż do końca i komunikować ją ludziom. Opłaca się być uczciwym.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz