środa, 11 listopada 2015

Kotobójca

Cholera.

Kot zeżarł mi kanapkę.

Oczywiście nie całą - skrupulatnie ściągnął plaster wędliny, gdy polazłem do łazienki, żeby się odlać. Ile czasu to zajmuje? Chwilę? Dwie?

A sierściuch zdążył. Opędzlował moją kanapkę i ani myślał się przyznać.

Gdy wróciłem, stał z głupią miną w progu kuchni i się gapił. Nie, patrzył - gapił się właśnie na mnie, a ogólny wyraz pyska miał taki, że już wszystko wieeedziałem. Cholernie sugestywne są te sierściuchy, nieprawdaż?
Wszedłem zatem do kuchni i ujrzałem tam moją przeszłą/niedoszłą kanapkę.

Zrozumcie mnie dobrze - nie jestem nadpobudliwy ani małostkowy. Strata plasterka wędliny jako takiego mnie nie rusza. Chodzi o ten szczególny stan, kiedy wstajesz rano (choć nie musisz), dajesz swojej zwierzynie ogrzane i pokrojone drobiowe serduszka, przyrządzasz sobie kanapkę (tak, właśnie w tej kolejności!) robisz kawę, potem idziesz do klopa, a po powrocie widzisz.

Kanapkę.

Obnażoną, pogwałconą, wyjedzoną, słowem - odartą z majestatu mięsa. Wiecie, co to jest mieć mięso, a nie mieć mięsa? To są dwa mięsa, tyle wam powiem!
A ten sierściuch obżarł mnie z plastra rolady z kurczaka nabytej po promocyjnej cenie 12,99/kg.

Każdy by się wkurwił, co nie?

Ochłonąłem. Przemyślałem. I postanowiłem gnoja zajebać.
Czysta kalkulacja - albo mój komfort psychiczny, albo jego.

Jak się zabrać do zajebania kota?
Przede wszystkim, nie należy patrzeć mu w oczy. Tyle już wiem. Spojrzysz mu w oczy - koniec, nie zajebiesz.

Zabrać go w worek i rzucić do rzeki? Miotał się i wył, skurczybyk, a potem usnął-nie usnął, w każdym razie zaczął intensywnie mruczeć. Rejestry jego mruczanda pomasowały mnie po kichach i wprawiły w błogostan. Usnąłem. Mówicie o marihuanie? Zero porównania do kota.

Może po prostu nożem, w kuchni? Nie da rady. Wijąc się, prędzej czy później spojrzy ci w oczy i jesteś ugotowany.

W końcu wymyśliłem – dam go gołębiarzowi z pobliskiej działki. Gołębiarze nienawidzą kotów i zapierdalają je widłami. Bez sentymentów. Poradzi sobie - gołębiarz, znaczy.

Wrócił. Skurwysyn. Walił w okno łapami i wył. Gołębiarz chyba wymiękł.
*

No i co?

Nie zajebałem kota.

Kurwa, pizda ze mnie jest.

Mam przesrane.
 

Gadający Grzyb

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz