czwartek, 10 grudnia 2015

Zmierzch Mitteleuropy?

Polska to absolutna „perła w koronie” Mitteleuropy i jej utrata podważa sens całego neokolonialnego projektu.

Obserwując histerię niemieckich mediów po objęciu władzy w Polsce przez PiS, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że chodzi tu o coś więcej, niż zwyczajne rozczarowanie perspektywą nieco trudniejszych stosunków na linii Berlin – Warszawa. To nie jest tak, że tamtejszy establishment nagle się przeraził, iż polska polityka stanie się trochę bardziej asertywna, nie wspominając już o rzekomym „zagrożeniu dla demokracji”. Nie chodzi nawet o sprzeciw wobec forsowanej przez Angelę Merkel polityki imigracyjnej. Niemieckie obawy dotyczą kwestii o wiele poważniejszych – o dalekosiężnym, strategicznym znaczeniu dla przyszłości niemieckiej hegemonii na kontynencie.

Oto bowiem Niemcom wymyka się z rąk kolejny, kluczowy element regionalnej układanki. W założeniu, Europa Środkowa miała stać się niemieckim dominium (no, może z pewnymi koncesjami na rzecz Rosji) – tak gospodarczym, jak i politycznym – powiększającym potencjał Berlina w ramach Unii Europejskiej. Innymi słowy, na przestrzeni ostatnich lat realizowana była współczesna odsłona starej koncepcji Mitteleuropy – uczynienia z naszego regionu czegoś w rodzaju półkolonialnych peryferii uzupełniających i wzmacniających potęgę Niemiec. Kolonii tym wygodniejszych, że położonych tuż pod bokiem, a nie gdzieś na drugim krańcu świata. Same Niemcy nie są w stanie zdominować Europy – a przynajmniej nie w takim stopniu, jaki sobie założyły. Do utrwalenia swego przywództwa potrzebują imperium. I taki właśnie „imperialny oddech” zapewniała Berlinowi wasalizacja „nowej Europy” - podporządkowanie sobie grona państw członkowskich, wspierających na forum unijnym niemiecką politykę i zabezpieczających na polu gospodarczym jako rynki zbytu i podwykonawcy niemiecką machinę przemysłową.

Ucieleśnieniem owego zamysłu był słynny „hołd berliński” Radosława Sikorskiego w którym ówczesny szef MSZ otwarcie zrezygnował z politycznej podmiotowości Polski na rzecz realizacji wytycznych płynących z Kancelarii Rzeszy... to jest, chciałem rzec, „płynięcia z głównym nurtem Europy”. Pozostałe kraje regionu widząc naszą woltę również dostosowały się do sytuacji – ze znamiennym wyjątkiem Węgier Orbana. Wywindowanie Tuska na prominentne stanowisko w Brukseli miało zabezpieczać ten układ na poziomie unijnych struktur, przy pozostawieniu w Warszawie sterowanej pilotem, miernej i bezwolnej Ewy Kopacz.

Przejęcie władzy przez PiS może wysadzić tę koncepcję w kosmos. To już nie są małe Węgry, które gospodarczo i tak są wciąż w dużej mierze zdominowane przez niemiecki przemysł (choćby fabryki samochodów, newralgiczne jeśli chodzi o węgierski rynek pracy). Polska to absolutna „perła w koronie” Mitteleuropy i jej utrata podważa sens całego neokolonialnego projektu. „Drugi Budapeszt byłby fatalną sprawą. Gdyż wszystkie nieprawidłowości w Polsce nie dadzą się tak łatwo bagatelizować. Polska jest zbyt ważna” - napisał cytowany przez „Deutsche Welle” komentator gazety „Märkische Oderzeitung“ i choć odnosi się on do „wartości europejskich”, to równie dobrze powyższe można przyłożyć do kwestii stricte politycznych. Dlatego Gerhard Gnauck w „Die Welt” słusznie bardziej troska się ekspresowym „przenicowaniem kraju” przez nową władzę niż odstawieniem unijnej flagi przez premier Szydło. Wie, że owo „przenicowanie” oznacza automatycznie redukcję na różnych poziomach niemieckich wpływów nad Wisłą. Panikę wywołuje też wizja „repolonizacji” mediów – nie tylko ze względu na możliwość utraty zyskownego rynku, lecz także z powodu ograniczenia siły rażenia niemieckiej propagandy.

Tymczasem dekompozycja Mitteleuropy postępuje również na skutek ofensywy dyplomatycznej prezydenta Dudy. Mini-szczyt regionalnych członków NATO w Bukareszcie zaowocował już wspólnym stanowiskiem w kwestii zwiększenia obecności Sojuszu na wschodniej flance, co Berlinowi ze względu na stosunki z Rosją jest wybitnie nie na rękę. Ostatnio z kolei rządy Polski, Bułgarii, Czech, Grecji, Estonii, Litwy, Łotwy, Słowacji, Rumunii i Węgier wystosowały pismo do Komisji Europejskiej domagające się debaty w sprawie Nord Stream 2 jako zagrażającego solidarności i bezpieczeństwu energetycznemu. Jeżeli dodamy odbudowę jedności państw Grupy Wyszehradzkiej i Rumunii w sprawie „kwot” imigrantów – i to krótko po ciosie zadanym jej przez Ewę Kopacz – to zobaczymy bezprecedensową emancypację regionu. Póki co, odbywa się ona w sferze politycznych gestów, ale i tak jest to „niesubordynacja” wobec niemieckiego hegemona, która do niedawna byłaby nie do pomyślenia.

Jakiś czas temu Viktor Orban zapowiedział kres kolonizacji węgierskiej gospodarki. Pozostaje mieć nadzieję, że po latach będziemy mogli powiedzieć, iż objęcie władzy przez PiS zapoczątkowało koniec współczesnej Mitteleuropy.

*

A poza tym:

  • kiedy wprowadzony zostanie zakaz reklamowania podmiotów publicznych w prywatnych mediach?

  • kiedy nastąpi przewalutowanie kredytów frankowych?

  • kiedy zostanie odtajniony aneks do raportu ws. rozwiązania WSI?

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Zapraszam na „Pod-Grzybki” -------> http://www.warszawskagazeta.pl/felietony/gadajacy-grzyb/item/2929-pod-grzybki

Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 49 (04-10_12_2015)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz