sobota, 8 października 2011

Polska jak Bhutan


Nie mierzmy Produktu Krajowego Brutto – mierzmy Szczęście Narodowe Brutto! Notka ciszo-wyborcza.

I. Szczęście Narodowe Brutto i nasz kult Świętego Spokoju

Jak pamiętamy, z „Diagnozy Społecznej 2011” prof. Czapińskiego wynika, że Polacy są ogólnie rzecz biorąc zadowoleni i optymistyczni, mimo że inne badania mówią, iż ci sami Polacy uważają, że sprawy w kraju idą generalnie w złym kierunku a gospodarka znajduje się w kryzysie. Rozbieżności te są dla mnie źródłem nieustającego zdumienia, a nawet pewnej frustracji, czemu dawałem wyraz w notkach „Polski błogostan 2011” i „Straszni tubylcy w Lechistanie AD 2011”. Po głębszym namyśle (powiedzmy, że jakieś 100 gram namysłu) dostrzegłem jednak tutaj pewien twórczy potencjał do wykorzystania, co niniejszym podrzucam gratis następnej ekipie rządzącej, jaka by ona nie była (choć nie da się ukryć, że do jednej z opcji politycznych poniższe rozwiązanie pasuje zdecydowanie lepiej niż do tej drugiej, ale każdy może, prawda, spróbować).

Otóż należy skończyć z ustawicznym zamartwianiem się wskaźnikami ekonomicznymi takimi jak PKB, deficyt, dług publiczny czy poziom bezrobocia, które co gorsza podawane są do publicznej wiadomości i tylko frustrują naród, powodując kwękolenie o kryzysie i „sprawach” co to idą „w złym kierunku”. Tym bardziej, że jak dowodzi wspomniane wyżej badanie profesora Czapińskiego, Polacy są z natury optymistami stworzonymi do życia w głębokiej prywatności i olewają szeroko rozumiane sprawy publiczne – przede wszystkim, by nie psuć sobie samopoczucia, albowiem Święty Spokój jest w naszym permanentnie uszczęśliwianym kraju świętością najwyższą, otoczoną kultem o dalece większym zasięgu i dużo głębiej zinternalizowanym niż każda inna religia z tysiącletnim nadwiślańskim katolicyzmem na czele.

Wyjdźmy zatem na spotkanie tym naturalnym, oddolnym tendencjom, tak pięknie odmalowanym przez „Diagnozę Społeczną” i profesora o łagodnym uśmiechu zawieszonym pod okularkami pożyczonymi od Ławrientija Berii. Postuluję: nie mierzmy Produktu Krajowego Brutto (ani żadnych innych takich) – mierzmy Szczęście Narodowe Brutto! Tak jak w królestwie Bhutanu, które (o czym doskonale wiemy ale przypomnimy) posługuje się właśnie takim parametrem na określenie państwowego dobrostanu. Gdzieś obiło mi się o uszy, że Szczęście Narodowe Brutto wplecione zostało nawet do odpowiedniej mantry, ale nawet jeśli to nieprawda, to cóż szkodzi nam spróbować, tym bardziej, że zasygnalizowany wcześniej kult Świętego Spokoju jest obrządkiem bardzo pojemnym i fraza „Szczęścia Narodowego Powszedniego (Brutto) daj nam dzisiaj” z pewnością Świętego Spokoju nie urazi.

II. PPB – Program Powszechnej Bhutanizacji

Warto nadmienić, tak na zachętę, że himalajska oaza szczęśliwości jaką jest Bhutan bardzo pięknie harmonizuje z jednym takim, co to czas jakiś temu obwieścił zdobycie korony Himalajów i ma w naszym permanentnie uszczęśliwianym kraju coś niecoś do powiedzenia, więc zapewne nie zaprotestuje, a nawet jeśli, to może gdzieś poleci i wszystko się zmieni. Ponadto tytuł władcy Krainy Grzmiącego Smoka (Bhutanu, znaczy się) zapewne wielce odpowiadałby, że tak powiem, konstrukcji psychofizycznej tego himalaisty.

Bhutan ma specjalnego ministra do spraw wskaźnika szczęścia narodowego, co także można by twórczo zaimplementować do naszych warunków. Ja osobiście na takiego ministra desygnowałbym przemykającego się w tej notce a-po-li-tycz-ne-go profesora Czapińskiego, którego dobrotliwy uśmiech dyrektora psychuszki i beriowskie okulary idealnie predestynują do tej roli. Tym bardziej, że prof. Czapiński dysponuje odpowiednim backgroundem intelektualnym, bowiem, jak powiadają, jest on twórcą cebulowej teorii szczęścia. Ja tam nie wiem wprawdzie co to znaczy, ta cebulowa teoria szczęścia, takie wzloty umysłu nie są na moją moherową łepetynę, ale musi być to coś strasznie mądrego, ważnego, ubogacającego i w ogóle. Cebulowa teoria szczęścia kojarzy mi się z gościem, który płacze przy krojeniu cebuli lecz zarazem śmieje się do rozpuku, bo ktoś z boku opowiada właśnie coś okropnie zabawnego. Kto raz widział podobny obrazek nigdy go nie zapomni i to by z grubsza się zgadzało z ogólnym trendem społecznym w naszym permanentnie uszczęśliwianym kraju.

O ile się orientuję, doktryna SNB (Szczęścia Narodowego Brutto) zakłada prymat wartości niematerialnych - takich bardziej uwznioślających, duchowych i kulturalnych - nad przyziemnymi wartościami materialnymi. I to również by się zgadzało, a nawet wychodziło, rzekłbym, bardzo na przeciw tendencji rozwojowej obecnej Polski. Mantrujmy zatem o SNB i bądźmy szczęśliwi – tym bardziej, że jak wiadomo, można być gołym ale wesołym.

Nie do przecenienia w stymulowaniu wzrostu SNB będzie organizatorska rola mediodajni, sprawujących zarząd nad tubylczą opinią, z przeproszeniem, publiczną. Jestem absolutnie przekonany, że ochoczo i z poświęceniem włączą się w trudny i odpowiedzialny proces przekształcania nas w szczęśliwy Lud Grzmiącego Smoka, uświadamiając nam jacy jesteśmy szczęśliwi, jak powinniśmy być szczęśliwi oraz jak złe, nienawistne i antypaństwowe jest uporczywe i malkontenckie zaniżanie poziomu Szczęścia Narodowego Brutto i hamowanie Programu Powszechnej Bhutanizacji. Teraz też robią mniej więcej coś w tym duchu, ale odnoszę wrażenie, że nie wykorzystują jeszcze pełni swych możliwości, podlegając ze strony niedostosowanych jednostek i wywrotowej konkurencji niezdrowemu krytycyzmowi. Tę chorą sytuację należy zmienić, mam nadzieję, że to oczywiste.

Mierzenie poziomu SNB również nie powinno nastręczać większych trudności. Wyobraźcie sobie, że odwiedza was w domu profesor Czapiński z wypchaną teczką pod pachą i spoglądając wam głęboko w oczy, z tym błyskiem szkieł na nosie i z tym swoim uśmiechem spełnionego psychopaty, zadaje pytanie: - Czy jest Pan/Pani szczęśliwy(-a)? - Jak określiłby Pan/Pani poziom swojego dobrostanu na skali cebulowej teorii szczęścia? I jeszcze podtyka wam wyjętą z teczki cebulę, każąc w ramach pogłębionych badań mówić z czym się wam ta nieszczęsna cebula kojarzy i wskazywać na niej różne miejsca, nawet takie o której ta cebula nigdy nie miała pojęcia. No i co takiemu odpowiecie? No przecież...

III. Szczęście szczęściem...

Snując te luźne dywagacje napotykamy jednak na potencjalnie jątrzące i dzielące (jakby napisał Seawolf) zagadnienie - czym różni się Szczęście Narodowe Brutto od Szczęścia Narodowego Netto i dlaczego o tym ostatnim jakoś nie słyszymy. Szczególnie frapujące jest tu oddzielenie kosztów (brutto) od zysków (netto) i ustalenie kogo obciąża żmudny proces osiągania szczęścia, do kogo zaś trafia szczęście w stanie czystym, powiedziałbym, esencjonalnym. I czy nie jest aby tak, że tę esencję rozdziela się następnie statystycznie na głowę mieszkańca. No bo gdy ktoś ma małpkę a ktoś zero siedem, to statystycznie obaj mają prawie po pół litra – proste.

Zaryzykuję hipotezę, że znajdzie się wielu pretendentów – jak zwykle tych samych – do roli konsumentów SNB, my zaś będziemy statystycznie szczęśliwi... ich szczęściem. Genialne. Ale tu wstrzymajmy się, gdyż takie rozważania to już poważne wykroczenie przeciw państwowotwórczej doktrynie SNB i brudna woda na oszczerczy młyn zbankrutowanych, destrukcyjnych sił. Ponadto z klatki schodowej dobiegają mnie charakterystyczne miękkie kroki profesora od cebulowej teorii szczęścia i niecierpliwe poskrzypywanie jego skórzanej teczki.

Prędziutko więc tylko napiszę, iż jak powiadają złe języki, w tym całym Bhutanie gnije sobie wesolutko w więzieniach ponoć całkiem pokaźna grupa nielojalnych poddanych, co to najwyraźniej antypaństwowo zaniżają wskaźniki SNB. Ponadto w sąsiednim Nepalu koczuje około 80 tys uchodźców, 30 tysięcy natomiast trafiło do USA i Europy. I to także, biorąc pod uwagę proporcje, zgadzało by się z trendem emigracyjnym z naszego permanentnie uszczęśliwianego kraju.

Bo szczęście szczęściem, ale porządek, kurwa, musi być.

Gadający Grzyb

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz