czwartek, 12 lipca 2012

Nieznośna lekkość zarzutów

Zarzuty w rękach niezależnej prokuratury to byty posiadające jakiś status autonomiczny, niezależny od organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości.

I. Generałów dwóch

Czytam, że niezależna prokuratura postanowiła wreszcie zainteresować się generałem Janickim, w związku z zaniedbaniami towarzyszącymi obu lotom do Smoleńska – 07 i 10. kwietnia 2010. Uchybienia, o których postanowiono zawiadomić szefa MSW Jacka Cichockiego, w którego gestii leży nadzór nad BOR, to: „bezpodstawne zaniżenie stopnia zagrożenia każdej z obu wizyt; nierozpoznanie lotniska Siewiernyj; brak rozpoznania pirotechnicznego; nieprzeprowadzenie rekonesansu na lotnisku; brak informacji, jakich sił i środków użyje strona rosyjska; brak łączności z ochroną i osobami ochranianymi.” (za Niezalezna.pl)

Gwoli przypomnienia – Marian Janicki, obecnie szefujący BOR, to ten sam, który w nieco rok po Smoleńsku, 15.06.2011, otrzymał z rąk Bronisława Komorowskiego awans z generała brygady na generała dywizji, wspólnie ze swym zastępcą, Pawłem Bielawnym, którego tenże Komorowski wyniósł ze stopnia pułkownika do generała brygady. Później już losy obu panów potoczyły się nieco odmiennie, albowiem prokuratura w lutym 2012 roku przedstawiła Bielawnemu zarzuty w sprawie niedopełnienia obowiązków w związku z lotami premiera i prezydenta do Smoleńska, oraz poświadczenia nieprawdy w dokumencie. Generałowi Janickiemu przyszło zawiesić swego wice- w czynnościach służbowych, natomiast minister Cichocki momentalnie „klepnął” dymisję.

W świetle wymienionych na wstępie prokuratorskich zarzutów wobec generała Janickiego wychodzi więc na to, iż generał Bielawny poleciał mniej więcej za to samo, za co na stanowisku szefa BOR dzielnie trwa kierowca w generalskich lampasach – czyli nasz bohater. Na marginesie, jego kariera - od kierowcy Wałęsy, gdy ten kandydował w 1990 roku na prezydenta, poprzez faceta od logistyki, aż po zwierzchnika teoretycznie elitarnej jednostki chroniącej najważniejsze osoby w państwie, dobitnie pokazuje mechanizmy kreowania przywódczych elit naszych sił zbrojnych. I pewnie nie tylko ich.

Jeszcze słówko o Bielawnym. Otóż, żeby generał Bielawny sobie nie krzywdował, a zwłaszcza, żeby nie rozwiązał mu się język, do którego powtórnego zawiązania trzeba by zatrudniać Seryjnego Samobójcę – co to „bez udziału osób trzecich” i tak dalej... no więc, żeby sobie nie krzywdował, znalazła się wkrótce dla niego sympatyczna synekura. Został mianowicie – już z prokuratorskimi zarzutami – w kwietniu 2012 roku doradcą wojewody małopolskiego Jerzego Millera, u boku którego miał czuwać, jako sprawdzony fachowiec, nad bezpieczeństwem VIP-ów podczas Euro2012.

Ten cały wojewoda małopolski Miller Jerzy, to oczywiście ten sam Miller Jerzy, który w poprzedniej kadencji jako minister spraw wewnętrznych i administracji – a więc również zwierzchnik BOR – odpowiadał w ostatecznym rozrachunku za te wszystkie zaniedbania, o które prokuratura oskarżyła generała Pawła Bielawnego, a jakimś cudem nie oskarżyła jego przełożonych – czyli generała od kierownicy Janickiego, oraz ministra Millera właśnie, za którego czasów doszło do smoleńskiej tragedii. No i oczywiście szefował słynnej komisji własnego imienia, której przewodniczył bohatersko nie zważając na konflikt interesów – ale to osobna historia.

II. Zarzuty i „bolączki”

Jak z powyższego widać, zarzuty w rękach niezależnej prokuratury to byty ulotne, a może wręcz posiadające jakiś status autonomiczny, niezależny od organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości. Ich nieznośna wręcz lekkość powoduje, że owe zarzuty, niczym duch swobodny, krążą kędy chcą, by trafić w jednych pechowców, ominąć zaś innych. No, ale skoro prokuratura jest niezależna, to i zarzuty muszą być niezależne – jedna niezależność jest pochodną drugiej, logiczne.

Ale powróćmy do generała od kierownicy, Janickiego Mariana, którego bez charakteryzacji można by wkręcić w tym jego mundurze i olbrzymiej generalskiej czapie jako statystę do jakiejś operetki. Otóż lęgnące się w niezależnej prokuraturze, niezależne-samobieżne zarzuty trafiły go poniekąd rykoszetem, bo gdzieżby tam niezależna prokuratura mogła tak sama z siebie jakiekolwiek zarzuty stawiać. Zarzuty trafiły już w generała Bielawnego, kozioł ofiarny jest i wystarczy tego rozpasania.

Cóż bowiem tak naprawdę zrobiła prokuratura? Ano, zwróciła się do zwierzchnika generała Janickiego, czyli do ministra spraw wewnętrznych, pana Jacka Cichockiego z odpryskiem dopiero co szczęśliwie umorzonego śledztwa badającego tzw. „wątek cywilny” Tragedii Smoleńskiej. W wątku tym, jak wiemy, samobieżne zarzuty za Chińczyka ludowego jakoś nie chciały trafić w nikogo z wierchuszki Dyktatury Matołów, ze szczególnym uwzględnieniem premiera Tuska, szefa KPRM Tomasza Arabskiego, ministra ds. Twittera Radosława Sikorskiego, b. szefa MON Bohdana Klicha – no po prostu nikogo nie szło namierzyć. Jest to zresztą zgodne z naczelnym paradygmatem władzy sprawowanej przez Dyktaturę Matołów, iż ta za nic odpowiadać nie może – a że na tak sformułowany paradygmat władzy nie ma rady, więc niezależna prokuratura musiała zwinąć zabawki i tylko na odchodnym skierowała do ministra Cichockiego pisemko w trybie art. 19 KPK, by ten w ciągu miesiąca raczył ustosunkować się do stwierdzonych w toku postępowania „uchybień”.

Rozumiecie Państwo? To nie są żadne prokuratorskie zarzuty wobec Janickiego, tylko „uchybienia” zauważone w toku śledztwa – bo też żadnych przestępstw w cywilnym wątku niezależna prokuratura się nie dopatrzyła, stwierdzając jedynie „niedociągnięcia” i „nieprawidłowości” (kiedyś mówiło się: „bolączki”). I z tych „bolączek” po wskazaniu ich przez prokuraturę szefowie poszczególnych resortów mogą wyciągnąć wobec podległych sobie służb „surowe konsekwencje” w ramach postępowań dyscyplinarnych (o ile nic się nie przedawniło). A gdy w wyznaczonym terminie nie nadeślą prokuraturze „wyjaśnień” i nie podadzą „środków podjętych w celu zapobieżenia takim uchybieniom w przyszłości” (art.19 §2 KPK), ta może nawet „nałożyć na kierownika organu zobowiązanego do wyjaśnień karę pieniężną w wysokości do 3.000 złotych (art.19 §3 KPK).

Widzicie, jak się trzęsą Tusk z Arabskim i cała reszta? Ja też to widzę.

III. Kolejny egzamin

Powtórzę to jeszcze raz: „bezpodstawne zaniżenie stopnia zagrożenia każdej z obu wizyt; nierozpoznanie lotniska Siewiernyj; brak rozpoznania pirotechnicznego; nieprzeprowadzenie rekonesansu na lotnisku; brak informacji, jakich sił i środków użyje strona rosyjska; brak łączności z ochroną i osobami ochranianymi.”

To wszystko, drodzy Państwo, nie są w oczach niezależnej prokuratury przestępstwa podpadające pod jakikolwiek artykuł Kodeksu Karnego. A już na pewno nie pod art. 231 §1 KK: „Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków (wytł. moje - GG), działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”. Nic z tych rzeczy - to całe „zaniżenie stopnia zagrożenia”, „brak rozpoznania”, „nieprzeprowadzenie rekonesansu” i tak dalej – to tylko proceduralne uchybienia, które minister ma na przyszłość wykluczyć, bo jak nie to zasoli mu się karę „do 3.000 złotych”. Tylko... o co w takim razie oskarża się generała Bielawnego?

Tak więc, możemy poczytać sobie o nieprawidłowościach wytkniętych srogim palcem przez niezależną prokuraturę generałowi Janickiemu i spokojnie pójść do lasu na kurki w błogim przeświadczeniu, że wszelkie bolączki zostaną wypalone rozżarzonym żelazem, zaś państwo polskie po raz kolejny zda egzamin.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: Niepoprawne RadioPL

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz