niedziela, 29 lipca 2012

Propagandyści społeczni

Propagandyści społeczni stanowią swoistą „agenturę opinii”, zapewniając obsługę frontu ideologicznego z ramienia Obozu Beneficjentów i Utrwalaczy III RP.

I. Agentura opinii

W niedawnym tekście „O niewartościowaniu pojęć” wspomniałem o społecznych propagandystach, w jakich zamieniają się przedstawiciele nauk społecznych, ze szczególnym uwzględnieniem socjologów i psychologów społecznych. Pociągnę dziś ten wątek. Otóż państwo ci (np. moja ulubiona trójca profesorska - Janusz Czapiński, Radosław Markowski, Ireneusz Krzemiński), pełniący rolę telewizyjnych profesorów od wszystkiego, starają się wprawdzie w miarę możności ukrywać, że ich rola polega nie tyle na badaniu i opisywaniu „coraz bardziej otaczającej nas rzeczywistości”, ile na jej czynnym współtworzeniu – ale od czasu do czasu w przypływie prometejskiej pasji pojadą tak otwartym tekstem, że trudno mieć wątpliwości. Używają zatem nimbu akademickiej powagi do kształtowania pożądanych z ich punktu widzenia postaw i zbiorowych emocji. Innymi słowy, są szczególnego rodzaju propagandystami, swoistymi „agentami opinii”, którzy pod pozorem objaśniania świata, współuczestniczą w pierekowce dusz i umysłów, zaprzęgając do tego swój naukowy autorytet.

Przypadłość ta nie jest oczywiście domeną tylko lewicowo-liberalnej strony sporu publicznego. Tzw. „nasi” naukowcy próbują robić mniej więcej to samo, tylko w drugą stronę: patriotyczno-niepodległościową, tradycjonalistyczną i konserwatywną. Wszak inicjatywa taka jak „Archipelag polskości” prof. Zybertowicza z jego „coachingiem patriotycznym”, służyć ma właśnie promowaniu pożądanych z naszego punktu widzenia postaw społecznych. Tyle, że Zybertowicz nie ukrywa swych zamiarów, występuje z otwartą przyłbicą jako działacz społeczno-polityczny i po tym można poznać szczerość intencji.

To ważne rozróżnienie – jakie działania podejmowane są otwarcie, w zgodzie z elementarną racją stanu i interesem narodowym, a co jest knute pod płaszczykiem naukowego obiektywizmu, sączone podskórnie przeciw nam, by przerobić społeczeństwo na luźny konglomerat wykorzenionych klonów hołdujących postępowym zabobonom, wbrew konstytutywnym cechom naszej zbiorowej tożsamości.

Zatem z jednej strony mamy do czynienia z próbami odtworzenia narodowego potencjału, z drugiej zaś – z permanentną promocją rozkładu, tak by na tożsamościowych gruzach zbudować współczesną wieżę Babel – Nowy Wspaniały Świat.

II. Nauka a propaganda

Tu jeszcze istotna uwaga: to, co ci panowie wypisują w stricte naukowych pracach, dzięki którym zrobili te swoje habilitacje i dochrapali się profesur nie ma najmniejszego znaczenia. A raczej ma o tyle, o ile ta naukowa rzetelność dochowywana na użytek kolegów-naukowców może stanowić kamuflaż, dzięki któremu tym skuteczniej robią wodę z mózgów kolejnym rzeszom lemingów. No bo przecież, jeśli mówi nam coś profesorska głowa z taaakim, panie, niekwestionowanym dorobkiem w swej dziedzinie, a pani dziennikarka w studio kiwa mu łebkiem przytakując - to tak musi być i basta. Tak działa ten mechanizm manipulacji – prostacki do obrzydliwości, lecz skuteczny.

Niemniej, jak rzekłem, to co piszą w swych pracach naukowych zasadniczego znaczenia nie ma, albowiem prace te czytane są wyłącznie przez wąskie grono kolegów po fachu i studentów, którzy i tak zapomną wszystko zaraz po sesji egzaminacyjnej, by zrobić sobie miejsce na następne mądrości, z których trzeba się będzie wyspowiadać za kolejne pół roku. Znaczenie ma natomiast to, co wygadują w mediodajniach, bądź piszą na łamach „opiniotwórczej” prasy. Może to mieć związek z efektami ich naukowych badań, niechby i luźny, ale nie musi.

III. Trzej muszkieterowie Postępu

Taki profesor Krzemiński wziął na warsztat Radio Maryja i jego słuchaczy, i wyszło mu, ku własnemu zdumieniu, że nie jest to wcale ciemny, zabobonny motłoch, zaś wyniki badań obaliły po kolei suflowane przez 20 lat medialne stereotypy. Tylko co z tego, skoro ten sam Krzemiński – już jako telewizyjny profesor od wszystkiego – zmienia się na wizji w wojującego hunwejbina, głosząc rzeczy stojące w jaskrawiej sprzeczności z tym, co ustalił Krzemiński-naukowiec?

Nie wiem, jak się to panu profesorowi wszystko układa i godzi pod czaszką, niewykluczone zresztą, że jest na tyle samoświadomy, iż zdaje sobie sprawę z tego intelektualnego dysonansu i wchodzi w kolejne role najzupełniej na zimno. Z drugiej jednak strony - demonstrowany przezeń poziom emocji na widok choćby prof. Zybertowicza świadczy, iż zinternalizował swą rolę społecznego propagandysty na tyle głęboko, że gotów jest zapomnieć dla niej o wynikach własnych badań. Takie dwójmyślenie jest w realiach III RP niezwykle przydatną umiejętnością.

O wiele bardziej spójny jest profesor Markowski, który we wrześniu 2010 na XIV zjeździe zorganizowanym przez Polskie Towarzystwo Socjologiczne, a więc przemawiając w gronie swoich, otwarcie abdykował z dociekania prawdy o III RP, mówiąc: „Nie można wytropić autora polskiego kapitalizmu”. Jest to zresztą postawa charakterystyczna dla całego środowiska, co znakomicie opisał prof. Zybertowicz w tekście „Socjologowie w pułapce”.

Ale, abdykując z badań obejmujących tak „śliskie” tematy jak autorstwo modelu nadwiślańskiego kapitalizmu, prof. Markowski wyżywa się w propagandzie społecznej, kiedy to w wizjonerskim ferworze zdarza się mu zrzucić maskę i powiedzieć: „Trzeba pracować nad tym, żeby się skutecznie instytucjonalnie podzielić.”, czyli – oddzielić światło od ciemności – zdrową, liberalną część społeczeństwa od moherowszczyzny. Markowski mówi wprawdzie w tym kontekście oględnie o „funkcjonalnym federalizmie”, lecz w praktyce realizacja postulatu tego społecznego propagandysty musiałaby sprowadzić się do apartheidu.

No i wreszcie profesor Czapiński – nadzorca cyklicznych badań „Diagnoza społeczna”, w których każdorazowo okazuje się, że Polska rośnie w siłę, a ludziom żyje się dostatniej, gdyż Polacy mają coraz więcej pralek i telewizorów. Jeśli dodamy, iż podstawą interpretacyjną dla rezultatów badań pan profesor uczynił swą „cebulową teorię szczęścia”, z której wynika, iż przytłaczająca większość ludzkości jest szczęśliwa, choćby z tego powodu, że żyje, to widzimy, że takie badania są z punktu widzenia „autorów polskiego kapitalizmu”, których to nie może „wytropić” Radosław Markowski, bezcenne.

Natomiast na chronicznych malkontentów, kwestionujących model „transformacji”, jest sposób pozwalający przejść do porządku dziennego nad rozlicznymi systemowymi patologiami III RP. Takich frustratów kuty na cztery nogi pan profesor obezwładni z tym swoim dobrotliwym uśmiechem dyrektora psychuszki „teorią niewdzięczności społecznej”, służącą do wytknięcia niewdzięcznikom, iż „Społeczeństwa są niewdzięczne ze swej konserwatywnej natury i nigdy nie docenią w pierwszym pokoleniu zmian w regułach życia codziennego, nigdy nie nagrodzą twórców tych zmian.”.

IV. W służbie Obozu Beneficjentów i Utrwalaczy III RP

Jak łatwo zauważyć, opisani tu propagandyści społeczni serwują nam przekaz dwutorowy. Długofalowo, pozostają w służbie nieubłaganej Antycywilizacji Postępu na bazie której podejmowana jest kolejna już w dziejach próba zbudowania Nowego Wspaniałego Świata. Doraźnie zaś zapewniają obsługę frontu ideologiczno-propagandowego z ramienia Obozu Beneficjentów i Utrwalaczy III RP, któremu właśnie za tę wysługę zawdzięczają prominentną i lukratywną rolę społecznych szamanów okadzających wskazane im totemy, na zmianę z piętnowaniem odstępców od jedynie słusznej linii zadekretowanej przez „autora polskiego kapitalizmu” (którego, przypomnijmy, mimo wysiłków wciąż jakoś nie może wytropić profesor Markowski).

W kontekście powyższego nie może dziwić chocholi taniec polskich nauk społecznych tak celnie zdiagnozowany już prawie dwa lata temu przez prof. Zybertowicza – jeszcze raz gorąco polecam tekst „Socjologowie w pułapce”. Pewnych tematów dotykać nie wolno, albowiem grozi to przypadkową dekonspiracją „autora polskiego kapitalizmu” - i co wtedy? W wersji łagodnej takie nieodpowiedzialne odkrycie skutkować mogłoby zawodowym ostracyzmem i wtrąceniem w szeregi oszołomów, w skrajnych przypadkach zaś - wizytą Seryjnego Samobójcy. Zrozumiałe więc, że dużo zdrowiej i pożyteczniej jest spożytkować swą twórczą energię na cywilizowanie nadwiślańskich aborygenów w ustalonym odgórnie duchu – tym bardziej, że intelektualne autorytety oraz ich dysponenci rolę tę mają wytrenowaną od dziesięcioleci.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: Niepoprawne RadioPL

P.S. Na zbliżony temat:

http://niepoprawni.pl/blog/287/o-niewartosciowaniu-pojec

http://niepoprawni.pl/blog/287/polska-jak-bhutan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz