wtorek, 2 lipca 2013

Zawrót głowy od sukcesów

Róbmy swoje. Nasza rola i zadania są bowiem z gruntu odmienne, od tych macherów od czyszczenia patriotycznych portfeli.

I. Buldogi na dywanie

Zaraz pewnie ktoś wyskoczy z zarzutem, że tekst, który tu Państwo za chwilę przeczytają jest rozbijacki, godzi w jedność prawicy i generalnie - sieje defetyzm oraz szkodzi Sprawie. Trudno, przeżyję – pewne rzeczy muszą zostać jednak głośno i wyraźnie wyartykułowane.

Otóż, od pewnego czasu jesteśmy świadkami jakiegoś kompletnego obłędu w szeroko rozumianym obozie patriotyczno-niepodległościowym. O. Rydzyk żre się z Sakiewiczem, Sakiewicz osmradza Kongres Ruchu Narodowego, Karnowscy podsrywają Lisickiemu, Lisicki nakłada embargo na publikowanie u Karnowskich, Ruch Narodowy pakuje PiS do jednego wora z PO i postkomuną, PiS robi wrażą „szeptankę” Ruchowi Narodowemu... O co tutaj chodzi?

Ano, drodzy Czytelnicy, sytuacja jest taka, że odbywa się bezpardonowa, biznesowa walka o kolejność dziobania na dość ograniczonym i niezbyt zasobnym rynku patriotycznym. Właśnie o to. Mamy ciężkie czasy, a w końcu ile gazet naraz może wytrzymać ubożejący portfel? Ile wydawanych taśmowo książek tzw. „naszych” dziennikarzy można kupić? No więc, robi się ciasno – to po pierwsze. Po drugie - przecież za chwilę będzie lepiej, bo Tuskowi spada, „naszym” rośnie i gdy „nasi” już wygrają, pojawią się nowe możliwości, zatem należy zawczasu wywalczyć odpowiednie miejsce w kolejce. To charakterystyczne – „nasi” gieroje są już na tyle pewni zwycięstwa, na tyle mocno czują woń tropionego niedźwiedzia, że uznali za stosowne wszcząć prewencyjną rozróbę, która ustali podział skóry, mięsa, flaków i kości.

Krótko mówiąc, mamy do czynienia z przypadłością, którą towarzysz Stalin zdiagnozował jako „zawrót głowy od sukcesów”.

Zwróćmy jeszcze uwagę, że te prawicowe zapasy w kisielu odbywają się bez najmniejszego zażenowania ze strony uczestników – cała jatka odbywa się wprost, na naszych oczach, bez poczucia obciachu i jakichkolwiek zahamowań. Buldogi nie gryzą się już pod dywanem, ale tarzają się na dywanie. Lecz oni, drodzy Państwo, nie rozbijają prawicy – o nie. Oni walczą o Polskę (między sobą) i mają monopol na różne twórcze dyskusje. Z rozbijactwem mamy do czynienia dopiero wtedy, gdy o tym wszystkim napisze jakiś bloger – no bo co on sobie wyobraża i kto go upoważniał do wtykania nosa w pryncypialne spory prawicowych celebrytów? Istot z założenia wyżej usytuowanych, lepszych i mądrzejszych?

II. Patriotyczny biznes, a blogosfera

Jak wobec tego zawstydzającego spektaklu powinna zachować się blogosfera, czyli my wszyscy – zgromadzeni na różnych portalach Czytelnicy, blogerzy i komentatorzy? Pozwolę sobie przedstawić własny punkt widzenia.

Trzymajmy się z daleka. Nie nasze małpy i nie nasz cyrk. A nade wszystko, nie pozwólmy się wmanipulować w branie strony któregokolwiek z tych żrących się ze sobą cwaniaków i ancymonów. Tak się składa, że ostatnio na Festiwalu Filmu Niezależnego „Okno” miałem możność naocznie przekonać się o opłakanych skutkach takiego emocjonalnego wmanipulowania w przykrywaną patriotycznymi sloganami biznesową walkę o wpływy na prawicowym rynku pieniądza i opinii. Pokłóciły się mianowicie dwie dziumdzie-organizatorki o obecność Sakiewicza i o to, czy może on wystąpić na scenie podczas inauguracji, czy też nie. Czujecie to stężenie absurdu? Skończyło się tym, że jedna z tych dziumdź spakowała manatki i trzasnęła drzwiami, wystawiając na szwank przebieg festiwalu, co w skrajnie tendencyjny sposób opisał sympatyzujący z nią niejaki Bodakowski Jan. To jest właśnie to, czego powinniśmy się wystrzegać jak ognia – roli zacietrzewionego mięsa armatniego w wojenkach, które nie odbywają się nawet nad naszymi głowami, ale gdzieś zupełnie obok.

Ktoś może w tym miejscu słusznie zauważyć: a czy blogosfera jest lepsza? Nie ma swoich świętych wojenek, sporów i podziałów? Ależ ma, naturalnie. Prawicowa tradycja rozmnażania przez podział jest wśród nas jak najbardziej żywa i kultywowana. Różnica polega na tym, że my – blogerzy i komentatorzy - nie walczymy tu o przeliczalny na konkretne pieniądze rynek, tylko o Czytelnika, odbiorcę, któremu dajemy to co mamy najcenniejszego – bezinteresowną, wolną giełdę opinii bez zakamuflowanych podtekstów. Jak się komuś podoba i ma parę złotych, to kliknie w ikonkę pay-pala, kupi krzyżyk smoleński czy jakąś koszulkę, by pomóc opłacić serwer lub rozwój portalu - i tyle. Poza tym, blogerskie animozje mają to do siebie, że z reguły, po okresie swarów, gdy opadną już emocje, zwaśnione strony dochodzą do wniosku, że więcej je łączy niż dzieli, w związku z czym wojenkę zastępuje przyjazna neutralność, lub wręcz współpraca. Jest to możliwe dlatego, że nikt z nas nie rywalizuje o kieszenie Czytelników.

III. Róbmy swoje

No więc, róbmy swoje. Nasza rola i zadania są bowiem z gruntu odmienne, niż interesy tych macherów od czyszczenia chudych, patriotycznych portfeli. To dwa światy. My tu nie trzepiemy kasy na publice, nie robimy w prawicowym biznesie. Nie namawiamy ludzi do kupowania pierdyliona egzemplarzy tej samej gazety, czy przepłacania za jakiś cholerny kubek. Pamiętajmy - jeżeli zajmiemy się roztrząsaniem, kto jest tu najbardziej czystym, najprawicowszym, i najbardziej patriotycznym spośród patriotów, to z nami koniec. Rozegrają nas pomiędzy sobą, podzielą, wyprowadzą na manowce i na tychże manowcach skonsumują i wysrają. I tyle będzie z tej naszej blogosfery.

W każdym razie, ja nie zamierzam robić za emocjonalnego zakładnika i bardzo bym nie chciał, by do roli zakładników Sakiewicza, o. Rydzyka, Karnowskich, narodowców, czy Lisickiego, sprowadzone zostały blogerskie portale i zgromadzeni na nich ludzie. Nie mówiąc już o tym, że szantaż emocjonalny (na zasadzie: „nie jesteś z nami - jesteś agentem” / „nie kupisz 'bez kozery powiem: pincet' egzemplarzy naszej gazety – upadnie wolne słowo”) - taki szantaż, powiadam, jest czymś, na co reaguję szczególnie alergicznie i szczerze zalecam nabawienie się tej alergii innym. Przecież cały ten interes oparty jest w znacznej mierze na szantażu właśnie. Szantażu tyleż perfidnym, co obrzydliwym, bo żerującym na najwznioślejszych ludzkich uczuciach: miłości do Ojczyzny i altruizmie.

Zresztą, przestaje bawić mnie podział na te wszystkie prawice i srawice. Ta cała ideologiczna „napinka”. Te hasełka rzucane podekscytowanej gawiedzi, za którymi kryje się ordynarny podział łupów. Dla mnie istnieją dwie partie: pro-polska i anty-polska. Reszta to detale, które możemy rozstrzygnąć po załatwieniu najważniejszego: rozpirzenia obecnego systemu.

Uświadommy sobie jedno – jesteśmy niezależni. Podmiotowi i wewnątrzsterowni. Tamci nie mają dla nas ani marchewki, ani kija. Niech się żrą – co nam do tego? Powtórzę: róbmy swoje.

***

I tak to jest, Panie i Panowie dziennikarze „niepokorni”. Nie oczekuję już od Was niczego. Idźcie robić kolejne świergolące wywiady z Moniką Jaruzelską o tym jak dobrym i porządnym człowiekiem jest jej tata. W końcu, 13 grudnia roku pamiętnego, wystosował do Polaków swój „adres gettysburski”.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Na podobny temat:

http://niepoprawni.pl/blog/287/spor-o-drugi-obieg-z-blogerskiego-punktu-widzenia

http://niepoprawni.pl/blog/287/dwa-swiaty

http://niepoprawni.pl/blog/287/prawicowi-celebryci-i-zakon-swietych-jerzykow

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz