niedziela, 1 grudnia 2013

Jak opakować aferę

„powinniśmy (...) wyjść z sytuacji, w której duże światowe firmy traktują Polskę jak neokolonialną przestrzeń do dokonywania niekoniecznie przejrzystych eksperymentów”

I. „Nie ma wątku politycznego”

Nie ma co, pocieszne są te reżimowe misiaki, gdy zaczynają wycinać propagandowe hołubce mające przekonać nas, że ta cała afera przy okazji informatyzacji struktur rządowych (m.in. MSWiA, MSZ, GUS i KGP) to „histeria” i generalnie nic wielkiego się nie dzieje – ot, wpadło kilku chciwych urzędników i tyle. W tym stylu na antenie Tok FM raczył wyjęzyczać się niejaki dr Grzegorz Makowski z Fundacji Batorego, dyrektor programu „Odpowiedzialne Państwo”. Jegomość ów stwierdził z całą dezynwolturą, że „infoafera” „to przypadek korupcji administracyjnej. Tak to wygląda. Nie ma tu wątku politycznego”. Innymi słowy – źli czynownicy narazili na szwank wizerunek „dobrego cara”, który o niczym nie miał pojęcia.

W dalszej części wywodu dr Makowski posunął się wręcz do stwierdzenia, iż w Polsce brakuje porządnych korupcyjnych afer politycznych, gdzie osądzono by i skazano polityków z pierwszych stron gazet, jak miało to miejsce w Czechach, Chorwacji, czy na Słowenii. „Jak to jest, że myśmy się tu w tej Polsce tak uchowali” - zastanawia się radośnie pan doktor, dopuszczając wprawdzie możliwość, że „to albo dobrze, albo nie potrafimy wykryć tych afer”, by zaraz skwitować „pewnie prawda leży gdzieś pośrodku”. Następnie „ekspert” przeszedł do pochwały polskich rozwiązań antykorupcyjnych, by w finale pryncypialnie zganić ministra Sikorskiego za zbyt skwapliwe potwierdzenie tezy, że „MSZ przeżarte jest rakiem korupcji”. Opowiadał również inne, bardzo ciekawe rzeczy. Przyznam się, że ze względu na poziom stężenia wyuczonej ignorancji czytałem artykuł z mądrościami pana od programu „Odpowiedzialne Państwo” z masochistyczną fascynacją.

II. Śladami Pitery

Proszę zwrócić uwagę, że to wszystko wygłasza z powagą godną Bustera Keatona facet żyjący w kraju, w którym w 2011 roku rozwiązano Transparency International. Przypomnijmy, iż międzynarodowa centrala organizacji walczącej z korupcją postanowiła rozwiązać polski oddział za... korupcję właśnie. TI Polska zajęła się bowiem biznesem polegającym na wystawianiu za konkretne kwoty rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych swoistych „certyfikatów moralności” różnym podmiotom, w tym np. klubowi piłkarskiemu Widzew Łódź w apogeum futbolowej afery korupcyjnej. W ten sposób odeszła w niebyt zasłużona swojego czasu organizacja, która chwile chwały przeżywała pod rządami Julii Pitery (prezes TI Polska do 2005 roku) tropiącej tzw. „układ warszawski” zmontowany wokół Pawła Piskorskiego. Trudno uwierzyć, ale to ta sama Julia Pitera, która wkrótce miała zrobić z siebie pośmiewisko wykryciem „afery dorszowej” na 8,16 zł i została skutecznie spacyfikowana przez Tuska stanowiskiem rządowego pełnomocnika ds. walki z korupcją. Po czym przez cztery lata pisała ustawę antykorupcyjną z wiadomym, czyli zerowym efektem, pogrążając się do reszty.

Powyższa retrospekcja ma na celu zobrazowanie pewnego mechanizmu degrengolady, która obejmuje nie tylko struktury państwa, ale również tzw. trzeci sektor, czyli organizacje pozarządowe powoływane m.in. do tego, by patrzeć czy aby władzy coś nie przykleja się do rączek. Obecnie drogą Transparency International Polska podąża najwyraźniej Fundacja Batorego, która walkę z korupcją ma również proudly wywieszoną na sztandarach. Oczywiście wiemy, że ten sorosowski twór jest bytem polityczno-ideologicznym wchodzącym w skład Obozu Beneficjentów i Utrwalaczy III RP - powołanym do pilnowania nad Wisłą określonych interesów oraz wspierania obecnej Dyktatury Matołów, będącej tychże interesów gwarantem - ale mimo wszystko ostentacja dr Makowskiego obnoszącego się w TokFM z zaprogramowaną ślepotą na rzeczywistość może robić wrażenie.

III. Przestrzeń neokolonialna

Tymczasem warto przypomnieć słowa tuskowego spec-człowieka od cyfryzacji, czyli Michała Boniego, który onegdaj (kwiecień 2012) w przypływie nieprzytomnej szczerości stwierdził, iż „Powinniśmy wyjść z XX wieku, powinniśmy także - i mówię to teraz bardzo mocno i dobitnie - wyjść z sytuacji, w której duże światowe firmy traktują Polskę jak neokolonialną przestrzeń do dokonywania niekoniecznie przejrzystych eksperymentów - to polega na tym, że (...) wtrynia nam się niekiedy rozwiązania, uzależniając późniejsze działanie administracji od tego, czy wiecznie jest (się) na sznurku określonych firm, które sprzedają określone urządzenia i z nimi związane usługi". Wprawdzie pana Boniego szybko przywołano do porządku i więcej już podobnych nieodpowiedzialnych głupstw nie opowiadał, nie oznacza to jednak, że owa „przestrzeń neokolonialna” zniknęła. Przeciwnie, jak się dowiadujemy rozkwitała spokojnie, zaś o jej systemowym charakterze świadczy fakt, iż międzynarodowe koncerny miały wydzielone specjalne fundusze i linie kredytowe na łapówki dla urzędników. A my mamy wierzyć, że owi urzędnicy nie mieli nad sobą żadnych politycznych patronów – poza Schetyną, który od lat nie sprawuje żadnych funkcji rządowych.

No i tak to się opakowuje „największą aferę łapówkarską w historii Polski”. Bantustan to nie my, gra gitara, zdeprawowane koncerny zepsuły charaktery urzędnikom, którzy zostaną pociągnięci i tak dalej, wątków politycznych brak, zatrzymani ze szczytów hierarchii poszczególnych resortów z nikim nie „działkowali” się otrzymanymi grzecznościami, zaś przeformatowane po aferze hazardowej CBA zadba o odpowiednie ukierunkowanie postępowania, skoro już trzeba było się wziąć za tę niewdzięczną robotę pod naciskiem Komisji Europejskiej, która w 2012 zamroziła na pół roku 3,3 mld zł unijnych funduszy na informatyzację dopóki nie posprzątamy tego bajzlu – co spowodowało znaczące opóźnienia we wdrażaniu kolejnych projektów. A nade wszystko, pamiętajmy o nieopodatkowanej pożyczce posła Hofmana – jakie korupcyjno-polityczne przekręty nas czekają, jeśli PiS wróci do władzy!

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz