czwartek, 26 marca 2009

Rosja, czyli „ober - szef” NATO.


Obserwując NATOwskie konwulsje, a to przy ustalaniu nowej strategii, to znów przy wyborze nowego sekretarza generalnego, nie mogę opędzić się od myśli, iż ośrodek decyzyjny tej jednej z najważniejszych światowych struktur od jakiegoś czasu znajduje się daleko poza granicami któregokolwiek z jej państw członkowskich. Konkretnie, niemal niepostrzeżenie, choć, paradoksalnie, na naszych oczach, wywędrował na Kreml. Co więcej, stało się tak na własne życzenie czołowych przedstawicieli Sojuszu.

Doprowadziła do tego obłędna polityka „niedrażnienia” Rosji uprawiana z maniackim uporem nawet obecnie, gdy Rosja przeżywa najgorszą gospodarczą zapaść od czasów Jelcyna i fizycznie nie byłaby w stanie się przeciwstawić np. poszerzeniu NATO o Gruzję, czy Ukrainę co, jak każde ograniczenie mocarstwowych zapędów Kremla, leży w najlepiej rozumianym interesie Paktu. Niestety, zamiast długofalowej wizji, mamy do czynienia z postępującą „europeizacją” Sojuszu, rozumianą jako uprawianie doraźnej polityki „świętego spokoju” i gazowe geszefciarstwo, stawiające kluczowe kraje zachodniej Europy w sytuacji ćpuna uzależnionego od kolejnej „działki” błękitnego paliwa. (Tak, wiem, że polityka energetyczna to domena UE, ale skoro te same kraje są zarazem członkami NATO, nie może to nie wpłynąć również na sytuację Paktu).

Oczywiście, po przeżartej pacyfizmem Europie, która wysyłając z musu swych żołnierzy do Afganistanu, zabrania im zarazem walczyć (casus Niemiec), trudno byłoby spodziewać się jakiejś spektakularnej stanowczości, ale takie kwiatki, jak wybieranie sekretarza pod niemal jawne dyktando Moskwy, świadczą o zaniku elementarnego instynktu samozachowawczego. Można powiedzieć, że Pakt wręcz uprzedza życzenia Rosji, bo taki Radek Sikorski w ostatnich latach zrobił niemal wszystko, by zapomniano i wybaczono mu młodzieńcze porywy z Afganistanu, antykomunizm, czy działalność w republikańskim think - tanku. Dokonał politycznego zwrotu dosłownie o 180°, a mimo to, jako Polak, nie okazał się dla Rosji „strawny”. I szefem będzie Rasmussen.

Do pewnego momentu gwarantem, iż NATO nie rozlezie się jak dziadowskie gacie były Stany Zjednoczone i to mimo kilku błędów Busha (np. początkowe złudzenia co do Putina). Jednak to, co wyprawia Obama ze swą ekipą, przypomina najczarniejsze czasy Jimmy’ego Cartera. Postawienie na „współpracę” z Rosją już daje efekty – likwidacja amerykańskiej bazy w Kirgistanie plus rosyjska zapowiedź utworzenia bazy w Abchazji, to niewątpliwie wielce obiecujący początek. A będzie jeszcze lepiej. Zdanie się na rosyjską pomoc w rozmowach z Iranem n.t. rezygnacji z planu atomowego nosi znamiona zbrodniczej wręcz ignorancji. Rosja niewątpliwie „pomoże” - ale Iranowi, dostarczając mu, jak czyniła do tej pory, materiały i technologie. Zapowiedź konsultowania z Kremlem niemal każdego posunięcia na geopolitycznej mapie z tarczą antyrakietowa na czele (aż do rosyjskiej partycypacji w projekcie włącznie) oznacza w prostej konsekwencji, iż Sojusz i USA nie zrobią niczego wbrew woli Kremla. Innymi słowy, Rosja, która wciąż traktuje NATO jako swojego głównego wroga (taka postsowiecka trauma), będzie de facto decydować o jego poczynaniach. Doprawdy, w tym kontekście, rozbrajająco brzmią zapewnienia Hillary Clinton, że „Rosja nie ma prawa do strefy wpływów w Europie Środkowo-Wschodniej”. Napisałem, że polityka Obamy przypomina czasy Cartera? Błąd – Obama ma wszelkie dane, by Cartera przebić. Może nawet dostanie pokojowego Nobla i Rosja łaskawie nie zaprotestuje.

Na zakończenie kilka słów o Francji. Jej powrót do militarnych struktur Paktu, to gwóźdź do trumny NATO, jako efektywnej organizacji. Nikt chyba nie łudzi się, że Francja uczyniła to by wzmóc militarną siłę Paktu. Jest to z jej strony typowa „inwestycja w przyszłość”, by tym skuteczniej do spółki z europejskimi wspólnikami chwytać Stany Zjednoczone za ręce, w razie gdyby Jankesom strzeliło do głowy znów się „awanturować” i „szerzyć demokrację” wbrew woli Kremla. Znając francuską i ogólnoeuropejską, masochistyczną wręcz spolegliwość wobec Rosji mamy gwarancję paraliżu struktur Sojuszu jak w banku.

Rosja „ober - szefem” NATO? A jak, do kroćset, nazwać to inaczej?


Gadający Grzyb

P.S. A Polska się rozbraja „bo trzeba ciąć wydatki”. Szkoda gadać…

Pisał też o tym Jaku: http://www.niepoprawni.pl/blog/5/znow-musimy-prosic-moskwe

pierwotna publikacja:

http://www.niepoprawni.pl/blog/287/rosja-czyli-ober-szef-nato

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz