sobota, 3 kwietnia 2010

Jan Paweł Guevara.


Na naszych oczach wizerunek Papieża jest poddawany identycznej handlowej obróbce, jak postać "Che" Guevary.

Stacja Discovery rozbiła mnie następującą reklamą:

„Papież – pielgrzym…” … ”nauczyciel i mediator…” … ”dążył do nawiązania dialogu ekumenicznego…” i tak dalej… Wszystko wygłaszane przez lektora niskim, kojącym głosem. „Premiera w piątek na Discovery Channel…”

I nagle, ni z tego ni z owego: „więcej programów o papieżu w stacji Discovery Historia! Jeśli nie masz Discovery Historia, skontaktuj się ze swoim operatorem kablowym!”

Cóż… Nie ma to jak zareklamować się przy okazji rocznicy śmierci wielkiej postaci.

Są tu dwa aspekty: pierwszy to gombrowiczowskie „upupienie” Papieża. Przedstawienie jego wygładzonego, pozbawionego kontrowersji oblicza. Ot, taki łagodny staruszek, niczym „święty Mikołaj” z reklam Coca Coli, sprzedający światu cukierkowatą, neohippisowską gadkę-szmatkę o pokoju i miłości. Drugi aspekt zaś, to wciskanie ludziom za pomocą Jana Pawła II kolejnych produktów.

Skąd ta erozja pamięci o postaci i dorobku papieża – Polaka?

Dobry Jan Paweł, zły Benedykt.

Po pierwsze, mamy do czynienia z celowym zabiegiem przeciwstawienia „dobrego” Jana Pawła II „złemu” Ratzingerowi, „buldogowi Pana Boga”. Do tego niezbędne jest uładzenie wizerunku, mimo że jeszcze nie tak dawno cały postępowy świat sarkał na „konserwatyzm” „starca z Watykanu” w kwestiach obyczajowych i spekulował na temat jego abdykacji.

Ale o tym pamiętać dziś już nie wypada. Martwy papież jest potrzebny w wersji „soft” - jako dobrotliwy dziadzio sprowadzony do aktualnych, polit – poprawnych standardów. Papież „dialogował”, „mediował” itd. Ot, był kimś w rodzaju Sekretarza Generalnego ONZ. Może nie tak postępowy, ale cóż… nikt nie jest bez wad. Absolutnie nie głosił jakiegoś tam Słowa Bożego i broń Boże, niczego od ludzi nie wymagał. Nie to co ten zły Benedykt XVI, który ciągle czegoś się czepia i nie pozawala ludziom konsumować w spokoju ducha owoców rewolucji seksualnej.

„JP II light”.

Po drugie, z komercyjnego punktu widzenia, wartość ma tylko „JP II light”. Taki duchowy odpowiednik dietetycznej Coli. Jedynie taki „papa” nadaje się na „postać kultową” w popkulturowym znaczeniu tego pojęcia. Gadżety, takie jak koszulki, kubki, znaczki i czapeczki bowiem źle znoszą przesłanie odbiegające od medialnej papki. Dlatego Wojtyłę trzeba przykroić i zinfantylizować jego przesłanie tak, by było strawne dla przeciętnego odbiorcy reklamowego kitu. Krótko mówiąc, wizerunek Papieża na naszych oczach jest poddawany identycznej handlowej obróbce, jak postać "Che" Guevary. I zaczyna mieć dokładnie tyle samo wspólnego z historyczną prawdą.

Zatem, nie zdziwmy się specjalnie, gdy niedługo okaże się, że małolaty jednego dnia zakładają t-shirt z JP II, następnego zaś z "Che" Guevarą, świecie wierząc, że za obiema postaciami stoją te same wartości. Zapytani o dorobek Jana Pawła II będą zapewne w stanie wydukać jedynie, że papież był „cool” i zrobią wielkie oczy na wieść, że ten łagodny staruszek zabraniał aborcji, zwalczał komunizm i sprzeciwiał się chociażby kapłaństwu kobiet.

Postępowo – popkulturowe zidiocenie jest bowiem procesem nieodwracalnym.

Gadający Grzyb


P.S. Wszystkim Niepoprawnym składam najserdeczniejsze życzenia zdrowych, spokojnych, wesołych Świąt Wielkanocnych!

pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz