czwartek, 22 kwietnia 2010

Różowe berety.


Geje w US Army? Ja bym ich zagospodarował…

Pół żartem, pół serio - czyli mały oddech od krajowej bieżączki:

Jak donoszą mediodajnie, amerykańscy geje są wściekli na Obamę, gdyż ten, wbrew przedwyborczym zapowiedziom nie zniósł obowiązującej w amerykańskiej armii od czasów Clintona zasady: „nie pytaj, nie mów”. Oznacza ona, że przełożeni nie mogą pytać o orientację seksualną swych podkomendnych, ci zaś ze swojej strony nie mogą się publicznie ujawniać ze swym homoseksualizmem.

Cóż, rozwiązanie tego nabrzmiałego problemu jest wg mnie proste jak drut, i aż dziwne, że Obama nie wpadł na nie do tej pory. Najrozsądniej byłoby bowiem sformować w ramach US Army specjalną, gejowską jednostkę, nazywając ją, dajmy na to, „Różowe Berety”. Jednostkę tę należałoby po przeszkoleniu wysłać ciupasem do Afganistanu w charakterze spec – komanda z zadaniem ostatecznej rozprawy z talibami. I szeroko ten fakt rozpropagować, tak by afgańscy brodacze wiedzieli z kim mają sprawę.

Nie wiem, jak Koran zapatruje się na kwestię śmierci islamskiego bojownika z rąk pederasty, przypuszczam jednak, że w „talibańskiej” interpretacji jest ona nie mniej hańbiąca, niż śmierć zadana przez kobietę. Tak się bowiem składa, że w tamtejszej kulturze homoseksualista (nieważne – czynny czy bierny), przez swe praktyki degraduje się do statusu kobiety właśnie. Należy zatem domniemywać, że islamiści, dla których wizja pośmiertnego Raju z hurysami jest jedną z podstawowych motywacji do walki w imię Allacha, na widok „Różowych Beretów” dadzą czym prędzej drapaka, tak jak kilkadziesiąt lat temu Arabowie na widok kobiet w izraelskiej armii.

I nagle, o dziwo, może się okazać, że „nierozwiązywalny” problem Afganistanu można przeciąć za pomocą prostego triku, bazującego na silnie zakorzenionym kulturowo - religijnym tabu.

Pozostaje tylko pytanie, czy amerykańscy geje chcą wstępować do armii by walczyć, czy po prostu lubią twarzowe mundury i upojne noce w koszarach pełnych młodych, przystojnych chłopaków…

Gadający Grzyb


P.S. Tak już całkiem poważnie. Oczywiście, nie mam złudzeń, że armia jest dla homoaktywistów kolejnym ideologicznym przyczółkiem do zagospodarowania, zgodnie z taktyką małych kroków. Wprowadzenie zasady „nie pytaj, nie mów” było krokiem pierwszym. Teraz przyszła pora na krok następny. Co nie oznacza, by nie wysyłać ewentualnych gejowskich oddziałów na pierwszą linię w najgorętszych punktach świata. Zawsze można byłoby powiedzieć – chcieliście, to macie…

http://www.rp.pl/artykul/2,464665.html


pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz