sobota, 29 maja 2010

Doniesienia z frontu.


Motto: „To jest wojna domowa, to jest walka o wszystko!” – Andrzej Wajda.

I. Doniesienia z frontu.

Zadeklarowana przez Andrzeja Wajdę podczas słynnego „sabatu łazienkowskiego” wojna domowa trwa w najlepsze. A na wojnie, jak na wojnie. Trzeba jasno opowiedzieć się po którejś ze stron by uniknąć zmiażdżenia między młyńskimi kamieniami. Najlepiej zaś wyczuć skąd wieje wiatr przemian.

W tych kategoriach odczytuję postawę przewodniczącej SDP, pani Krystyny Mokrosińskiej, która, podbechtana anonimami, uznała za stosowne złożyć donos do KRRiTV oraz „Gazety Wyborczej” na szefa radiowej „Trójki”, Jacka Sobalę za rzekomą agitację na rzecz Jarosława Kaczyńskiego (chodziło o udział w zorganizowanym przez „Gazetę Polską” koncercie upamiętniającym ofiary smoleńskiej katastrofy). Sobala, oczywiście, ekspresowo wyleciał z posady.

Z podobną sytuacją mamy do czynienia w przypadku Romana Gutka (tego od „Gutek Film”) – który wycofał się z dystrybuowania filmu Ewy Stankiewicz „Nie opuszczaj mnie”. Chodzi, rzecz jasna, o zadymę wokół filmu „Solidarni 2010”, której główną autorką (a nie Pospieszalski, jak jazgotały mediodajnie) jest właśnie pani Stankiewicz. To, że „Nie opuszczaj mnie” jest kameralną fabułą bez żadnych nawiązań do polityki, nie ma nic do rzeczy. „Trefne” nazwisko autorki załatwiło sprawę. Wystarczy przeczytać pokrętny dublet wywiadów w „GW” z Gutkiem i Ewą Stankiewicz opatrzony drwiącym tytułem „Męczeństwo Ewy S.”.

Tego skurwysyństwa nie wolno zapomnieć.

II. Odcienie „kontrowersyjności”.

Może się nie znam, ale z biznesowego punktu widzenia decyzja Romana Gutka wydaje się absurdalna. Nazwisko reżyserki, znane było od czasu nagradzanych „Trzech kumpli”. Po „Solidarnych 2010” stało się wyjątkowo głośne. Kontrowersyjne. Dziw nad dziwy - na całym świecie prawdziwa lub mniemana „kontrowersyjność” napędza publikę. Takie są, wydawałoby się – uniwersalne reguły szołbiznesu. Na „Nie opuszczaj mnie” widzowie popędziliby, choćby po to, by obejrzeć film tej Stankiewicz. Ale nie u nas. U nas bowiem funkcjonują dwa odcienie „kontrowersyjności” i należy wiedzieć, która „kontrowersyjność” jest mile widziana.

Otóż, gdy artysta powiewa genitaliami, bądź nurza krucyfiks w fekaliach, jest to „kontrowersyjność” wielce wskazana, wymawiana z aprobującym cmokaniem. Natomiast, gdy artysta dopuszcza do głosu poglądy skazane przez nadających salonowszczyźnie ton Parnasiarzy na publiczny niebyt, i – co gorsza – nie daje owym poglądom stosownego odporu, wówczas jest to „kontrowersyjność” złowieszcza, nienawistna, dzieląca ludzi i – tak, zgadli Państwo – pisowska. Taką toksyczną „kontrowersyjność” należy obracać w ustach z niesmakiem i czym prędzej wypluwać, by przypadkiem nie ulec zakażeniu.

III. Mądrość etapu.


Roman Gutek najwyraźniej przekalkulował sobie ewentualne zyski z dystrybucji filmu Ewy Stankiewicz z długofalowymi kosztami wynikającymi z utraty „dobrej prasy” w wiodących mediodajniach i najwyraźniej uznał, że nie opłaca mu się dołączać do grona „pisowców”. Oczywiście, określenie „pisowiec” dawno już oderwało się od konkretnych polityczno - ideowych konotacji. Oznacza każdego, kto w jakikolwiek sposób „robi wbrew” salonowszczyźnie. Na podobnej zasadzie lewactwo epatuje wyzwiskiem „faszysta”, nie zadając sobie trudu by zaznajomić się z tym, co owo pojęcie znaczy.

Do grona osób, które posiadły bezcenną wiedzę kiedy i od kogo należy się odciąć, dołączył Daniel Olbrychski. Wprawdzie zagrał w filmie nagradzanej reżyserki „Trzech kumpli”, ale już z „niewłaściwie kontrowersyjną” reżyserką „Solidarnych 2010” nie chce mieć nic wspólnego. Co więcej, określił autorów inkryminowanego dokumentu jako ludzi „nieutalentowanych”. Jak mniemam, pani Ewa Stankiewicz straciła talent wraz z „Solidarnymi…”.

Albowiem, kwestia talentu nie zależy od walorów artystycznych dzieła. Zależy od „mądrości etapu”. Owej „mądrości etapu” nie załapała młoda reżyserka. Jak na ironię, nie łapała jej również… bohaterka „Człowieka z marmuru” Wajdy, kręcąca zbyt dociekliwy film o Mateuszu Birkucie! Chichot filmowej historii.

Dorzućmy do tego obstrukcję mediodajni konsekwentnie odmawiających reklamy wydania „Rzeczpospolitej” z dołączonym filmem. Widział to kto? Media żyjące z reklam wzbraniające się przed płatną reklamą? Widać, szefowie owych mediodajni dokonali kalkulacji analogicznej, jak wspominany wyżej Roman Gutek i wyszło im, że taniej będzie odpuścić.

IV. Gutko-kalkulacja.

Od dnia dzisiejszego wprowadza się zatem nowy termin ekonomiczny dla opisu funkcjonowania naszego kartoflanego rynku: gutko-kalkulacja. Encyklopedyczna definicja mogła by brzmieć następująco:

Gutko-kalkulacja – odrzucenie doraźnych zysków w zamian za zachowanie długoterminowych, pozytywnych relacji z opiniotwórczo – politycznym establishmentem danego kraju. (Od Romana Gutka, dystrybutora filmowego, który zrezygnował z rozpowszechniania fabularnego filmu „Nie opuszczaj mnie” reżyserki Ewy Stankiewicz, gdyż ta zrealizowała również dokument „Solidarni 2010”, źle przyjęty przez establishment III RP).


Prawda, jakie to rozumne podejście z biznesowego punktu widzenia? Radzę wkuć na blachę każdemu, kto chce w III RP prowadzić jakąkolwiek działalność. Nawet warzywniak. Bo z „władzą” trzeba jakoś żyć, nieprawdaż?

Zwłaszcza, gdy toczy się wojna domowa…

Gadający Grzyb

Pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz