czwartek, 3 czerwca 2010

Patent na rżnięcie głupa...

...czyli polsko - rosyjskie pojednanie według Tuska.

No to wszystko wiemy. Winnymi katastrofy są niedoszkoleni polscy piloci o wyraźnie samobójczych inklinacjach, którzy nie wiedzieć czemu postanowili się spektakularnie rozwalić, ignorując ostrzeżenia TAWS i smoleńskiej wieży kontrolnej. Taka jest niezmienna oficjalna wykładnia, którą, chcąc nie chcąc, musi podżyrowywać strona polska, by broń Boże, nie zakłócić atmosfery pojednania.

I. Rżnięcie głupa.


Jak mogliśmy znaleźć się w tak absurdalnej sytuacji?

Ano, stało się tak dlatego, że Donald Tusk, pozostawiając w gestii Rosjan śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej, pozbawił się jakiejkolwiek możliwości manewru. Osobiście, rekonstruuję to następująco: w momencie, gdy Tusk uświadomił sobie, do czego doprowadziła prowadzona do spółki z Putinem gra na deprecjację katyńskiej wizyty Prezydenta, najprawdopodobniej stracił głowę, tym bardziej, że nie było czasu na przeprowadzenie odpowiednich sondaży. Będąc cały czas w stanie szoku z wdzięcznością zatem przyjął ofertę, by to strona rosyjska wzięła na siebie ciężar śledztwa i to w nijak mającej się do wypadku formule konwencji chicagowskiej. O polsko – rosyjskiej umowie z 1993 roku najprawdopodobniej nawet nie wiedział, zaś Putin taktownie nie przypomniał, by nie pogłębiać paniki polskiego premiera... Zanim Donek doszedł do siebie, (a pozbieranie się do kupy musiało potrwać co najmniej do zorganizowania najbliższego badania opinii publicznej), było już pozamiatane.

W ten oto sposób premier Tusk przyznał Rosji bezterminowy patent na rżnięcie głupa, przy czym owym rżniętym "głupem" jest strona polska, której nie pozostało nic, poza robieniem dobrej miny do złej gry i udawaniem, że wszystko jest w porządku, nikt nas nie posuwa, współpraca przebiega wzorowo, poczekajmy cierpliwie... i tak dalej. Wszak po tylu gestach "dobrej woli" ze strony rosyjskiej, zgłaszanie jakichkolwiek "ale" byłoby z naszej strony przejawem czarnej niewdzięczności.

II. Dobra wola.

A dowody dobrej woli są przytłaczające:

- na miejscu katastrofy pozostawiono liczne suweniry dla kolekcjonerów pamiątek;

- w nieustającym (i niezmiennie przychylnym) "załatwianiu" jest sprawa praktyk archeologicznych na miejscu zdarzenia;

- już po niemal dwóch miesiącach przekazano nam stenogramy zapisu rozmów w kabinie pilotów;

- należy podkreślić stopniowe dawkowanie informacji, w trosce o integralność psychiczną (szok poznawczy) polskich władz i społeczeństwa;

- troskliwie zaopiekowano się takimi przedmiotami jak czarne skrzynki, laptopy, telefony komórkowe i satelitarne, które niechybnie zostaną nam zwrócone, gdy tylko prokurator Jurij Czajka uzna, że jesteśmy gotowi;

- i wiele innych.

Pomyślmy sami, czy w tak konstruktywnej atmosferze godzi się zadawać jakiekolwiek pytania, lub, co gorsza, zgłaszać jątrzące wątpliwości? Czy wypada domagać się wyjaśnień choćby co do losów nagle emerytowanego kontrolera lotów z lotniska Siewiernoje? Albo, dlaczego, mimo komendy "odchodzimy" (10:40:51,2), samolot wciąż tracił wysokość?

III. Zachować twarz.

No, przecież to jasne, że nie wypada. Szczególnie, gdy trzeba jakoś zachować twarz po tym, jak wspólnie z obcym rządem prowadziło się operację obliczoną na zniszczenie wizerunku głowy własnego państwa. Po tym, jak obniżając w ramach tejże operacji rangę prezydenckiej wizyty, milczkiem przyzwoliło się na demonstracyjne zlekceważenie przez rosyjskie władze procedur bezpieczeństwa. Po tym wreszcie, jak efekty skumulowały się w postaci tragedii narodowej.

Taak - po czymś takim można już tylko wypiąć w stronę Rosji tyłek do dalszej "obróbki" i modlić się, by była możliwie mało bolesna. Taki już jest, panie Tusk, przerąbany los głupa.

Gadający Grzyb


P.S. Podtrzymuję zasadnicze tezy notki: niepoprawni.pl/blog/287/zamach-nieumyslny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz