środa, 23 czerwca 2010

Dziennikarstwo kontr - faktyczne.


Motto: „Fakty teoriom bowiem przeczą / a to jest karygodną rzeczą” - Janusz Szpotański.

I. Matrix.

Tocząca się od dłuższego czasu wojna domowa (deklaracja Andrzeja Wajdy podczas „sabatu łazienkowskiego” była bowiem jedynie potwierdzeniem stanu zastanego) spowodowała rozwój specyficznej formy żurnalistyki, którą pozwalam sobie określać mianem „dziennikarstwa kontr - faktycznego”. Już tłumaczę, w czym rzecz. Otóż jest to forma propagandy udającej dziennikarstwo, której głównym zadaniem jest tworzenie medialnego „matrixa”, sztucznej rzeczywistości, na użytek wspieranej przez mediodajnie opcji polityczno – towarzysko – światopoglądowej. Czyli, innymi słowy, jest to dziennikarstwo uprawiane w oderwaniu od realiów; rzeczywistej sytuacji społecznej, politycznej i gospodarczej; krótko mówiąc, obok faktów, a gdy trzeba - wbrew faktom. Kontr – faktyczne.

Swoistym credo tego typu podejścia do zawodu jest dla mnie płomienny artykuł Wojciecha Mazowieckiego „Po wielkiej wrzawie” z listopada 2009 roku, w którym opatyczał kolegów dziennikarzy za zbytnie rozdmuchiwanie afery hazardowej, gdyż wiadomo komu to służy (powrotowi atmosfery „wzmożenia moralnego” i IV RP). Artykuł omówiłem obszernie w notce „Widmo wzmożenia moralnego” i nie byłoby do czego wracać, gdyby nie to, że nauki z niego płynące zostały gładko przyswojone przez rzesze mediodajnianych wyrobników, a niesubordynowanych czeka stosowna połajanka.

II. Rewolucyjna czujność w kwestii powodzi.

Taką dyscyplinującą mowę wychowawczą zasunął niedawno w programie „Czas wyboru” redaktor Daniel Passent, który w duchu najlepszych tradycji z czasów, gdy takie naprostowywanie skrzywionego „ideolo” było na porządku dziennym, okrochmalił TVN24 za to, że zbyt często pokazuje powódź i jej tragiczne skutki – a wicie, rozumicie sami, komu to służy i na czyj młyn jest ta brudna woda, towarzysze...

Doprawdy, widzieć wyraz twarzy Macieja Knapika wysłuchującego w osłupieniu tej tyrady zaprawionego w bojach propagandzisty – bezcenne. Próbował wprawdzie cienko oponować, że przecież „pokazujemy to, co się dzieje”, ale nie z redaktorem Passentem takie numery. Wszelkie popiskiwania rozbiły się o żelbetonowy mur pryncypializmu. Otóż, jak klarował Passent, powódź dotknęła tylko niewielką część kraju, natomiast reszta Polski funkcjonuje normalnie. Jakiż więc jest sens w epatowaniu powodziowymi anomaliami, nie można pokazywać tych fragmentów Polski, które nie znajdują się pod wodą? Ironizuję, oczywiście, ale taki był wydźwięk passentowej przemowy. Knapikowi, na którego głowę akurat spadł gniew dziennikarskiego nestora, pozostało przełknąć gorzką pigułkę i podciągnąć się na przyszłość w sztuce kontr – faktycznej żurnalistyki.

III. Impregnacja i jedność.

Albowiem, by kontr – faktyczny „matrix” był skuteczny, musi być jednolity i nieprzepuszczalny, co zakłada również stuprocentową impregnację na niewygodne okoliczności. Jak to się robi, pokazał z właściwym sobie mistrzostwem nieoceniony Jacek Żakowski upominając się o wyjaśnienie do końca sprawy Jaruckiej w taki sposób, że niezorientowany czytelnik mógłby pomyśleć, że cała zadyma była jakąś pisowską prowokacją z której jako jedyny skorzystał Lech Kaczyński. Dość powiedzieć, że w całym tekście ani razu nie pada nazwisko Konstantego Miodowicza. Ucz się młodzieży – nie tylko ta z Collegium Civitas! Sprawę znakomicie opisała na swoim blogu Kryska – polecam.

Potrzeba jednolitości tłumaczy też furię, jaką wywołał film Ewy Stankiewicz „Solidarni 2010”, który obnażył znaczące luki i nieudolne fastrygi w tak pieczołowicie konstruowanej na użytek gawiedzi mediorzeczywistości. Wysyp filipik jaki wówczas nastąpił, porównywalny tylko z reakcjami na emisję „Towarzysza generała” przejdzie do annałów publicystyki, podobnie jak stanowisko wiodących przekaziorów wobec rosyjskiego śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej. Przekaz budowany na zasadzie „im bardziej Ruscy robią nas w wała, tym głośniej wrzeszczymy, że wszystko jest w porządku” sprzężony z dogmatem o współodpowiedzialności Lecha Kaczyńskiego za tragedię (bo się „pchał” tam, gdzie go nie proszono i „wywierał naciski”) jest kwintesencją opisywanej tu kontr – faktycznej postawy.

Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. Jedynie słuszna władza zareagowała bowiem we właściwy sposób na apel Andrzeja Wajdy by media publiczne dołączyły do „przyjaciół z TVN i drugiej stacji prywatnej” i przystąpiła do „odpolitycznienia” tego wyłomu, burzącego tak pożądaną spójność przekazu. W imię najczystszego humanitaryzmu. Nie można bowiem narażać narodu na dysonans poznawczy płynący z wysłuchiwania, mówiąc Niesiołowskim, „różnych Ziemkiewiczów, Wildsteinów i Pospieszalskich”. To byłoby nieludzkie.

Fakty teoriom bowiem przeczą / a to jest karygodną rzeczą” - pisał w „Towarzyszu Szmaciaku” Janusz Szpotański. Odpowiedzialnym zadaniem jakie współczesność włożyła na barki mediów jest zatem stworzenie nowej jakości: tą jakością będzie kontr – faktyczna rzeczywistość.

Gadający Grzyb

pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz