środa, 23 czerwca 2010

Burbonowie od sondaży.


... czyli permanentny blamaż „medialnej socjologii”.

I. Powtórka z wielkiej wtopy.

Przedwyborczy blamaż sondażowni, które do końca wykazywały przewagę Bronisława Komorowskiego dwu – trzykrotnie wyższą, niż ten ją miał w rzeczywistości, pokazuje, że zarówno instytucje badawcze, jak i ich klienci są niereformowalni niczym Burbonowie z okresu Restauracji. Nie, wróć - o Burbonach mówiło się, że o niczym nie zapomnieli i niczego się nie nauczyli, zaś w omawianym przypadku mamy do czynienia z przypadkiem znacznie cięższym – brakiem zdolności wyciagania wniosków z doświadczeń, połaczonym z amnezją.

Wydawało się, że większą wtopę, niż ta, która miała miejsce pięć lat temu, przy okazji starcia Donald Tusk – Lech Kaczyński, trudno sobie wyobrazić. A jednak. Okazało się, że biznes sondażowy ma gdzieś własną wiarygodność, zaś tzw. „funkcja perswazyjna” badań (czyli, mówiąc wprost – sondażowa propaganda) pełni rolę zdecydowanie nadrzędną wobec funkcji poznawczej. Jest to poniekąd logiczne – jeżeli komitety wyborcze chcą się naprawdę czegoś dowiedzieć, to zamawiają własne, pogłębione badania, zaś „słupki” pokazywane w mediodajniach to prop – agitka dla maluczkich, zwłaszcza te produkowane metodą telefoniczną. Taniej byłoby pójść do wróżki. Układ herbacianych fusów miałby zbliżoną wiarygodność.

II. Medialna socjologia.


Jedno mnie zastanawia. W kontekście sondażowej kompromitacji, jaką zafundowali sobie w wyborczy wieczór „przyjaciele z TVN i drugiej telewizji komercyjnej” wychodzi na to, że albo uwierzyli we własną propagandę (ciężki błąd), albo lekce sobie ważą rynkową reputację. Sądząc po źle ukrywanym zaskoczeniu, chyba to pierwsze. Medialni macherzy najwyraźniej uwierzyli we własny matrix. Uwierzył chyba również Komorowski któremu marzyło się zwycięstwo w pierwszej turze, ale on generalnie niewiele kuma...

Do tego dodajmy całkiem pokaźne stadko dyżurnych socjologów, tudzież „psychologów społecznych”, którzy odpowiednio upozowani interpretowali ze śmiertelną powagą wyniki kolejnych „badań”, choć jako specjaliści musieli zdawać sobie sprawę, że to wszystko lipa i uczestniczą w procederze wciskania ludziom ciemnoty. Oto oblicze medialnej „socjologii” - miast badać i objaśniać procesy społeczne, jej luminarze czują się powołani do tego, by owe procesy współkształtować.

Pocieszajacy wniosek jest taki, że ludzie zdają się stopniowo emancypować spod „terroru słupków”. Pierwszą jaskółką była wygrana Lecha Kaczyńskiego w 2005 roku na fali „wzmożenia moralnego”, drugą – to, co widzimy w tej chwili.

Acha – sondażu OBOP-u dla TVP Info również bym nie gloryfikował. Akurat t e badanie wykonano rzetelnie, wysyłając ankieterów pod punkty wyborcze, ale odbieram to jako przejaw okazanego w ostatniej chwili instynktu samozachowawczego, którego zabrakło konkurentom.

III. Grupa trzymająca sondaże.

Cóż, gdyby szefom ITI i Polsatu zależało na robieniu rzetelnych telewizji i gdyby czuli minimum szacunku do swych widzów, to pewnie by ich przeprosili i nie zapłacili sondażowniom złamanej złotówki za żadne z „badań” przeprowadzonych na przestrzeni ostatniego miesiąca, które przekraczały 2 – 3 procentowy margines błędu, nie mówiąc oczywiście, o przyszłym korzystaniu z ich usług. Ale, jestem przekonany, że współpraca na linii mediodajnie - „badacze opinii” będzie kwitła i dostarczy nam jeszcze wiele darmowej rozrywki.

Skąd to przekonanie? Ano, wystarczy sobie przypomnieć słynny tekst Piotra Lisiewicza z „Gazety Polskiej” sprzed kilku lat pt. „Grupa trzymająca sondaże”, demaskujący korzenie i związane z nimi aktualne preferencje wiodących sondażowni. Powiem tylko, że nie odbiegają od korzeni i preferencji „medialnych przyjaciół” wymienionych przez Andrzeja Wajdę, będących głównymi zleceniodawcami badań. Tekst do dziś krąży w internecie – polecam. (Tu wersja PDF ze strony Nurniflowenoli)

IV. Własna sondażownia?

Na marginesie – przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Założę własne biuro badania opinii publicznej. Szukających pracy uprzedzam, że nie mam zamiaru nikogo zatrudniać, gdyż nie będę męczył się wykonywaniem żadnych badań. Ograniczę się do zbierania zleceń, następnie usiądę sobie przy biurku (jeszcze nie mam, ale kupię, żeby było bardziej profesjonalnie), poskrobię się po głowie i odeślę wyniki swych przemyśleń zleceniodawcy, biorąc poprawkę na jego preferencje. Gwarantuję przy tym „słupki” w zajebistych kolorkach i spektakularne krzywizny wykresów. Za usługę wezmę połowę tego, co konkurencja a jestem dziwnie spokojny, że nie będę rozmijał się z rzeczywistością bardziej niż przereklamowani „profesjonaliści”.

Czekam na zamówienia.

Gadający Grzyb

www.nurniflowenola.com/wp-content/uploads/2010/04/Lisiewicz_sondaze.pdf

iskry.pl/index.php

pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz