niedziela, 8 stycznia 2012

IV RP o muerte! (część 1)


Państwo polskie będzie takie, jakim je sobie urządzimy. To od nas ma zależeć, czy stanie się dźwignią dla naszych aspiracji. Dlatego warto o nie walczyć.


I. Suwerenność a podmiotowość

W niedawnych tekstach „Nowa podmiotowość Lewiatana”, „Obrotowa bliska zagranica” oraz „Ani dla jednych, ani dla drugich” podejmowałem m.in. problem suwerenności i podmiotowości państwa, które to przymioty coraz silniej i, co gorsza, czynnie, poddawane są obecnie w wątpliwość. Ta postawa zmęczenia suwerennością - rozpowszechniona zarówno wśród elit obozu beneficjentów i utrwalaczy III RP, jak i wśród społeczeństwa - skutkuje niejednokrotnie zakwestionowaniem potrzeby istnienia państwa polskiego w ogóle. Jest to efekt niezgody na podjęcie obowiązków, które niesie ze sobą suwerenne, podmiotowe państwo. Obowiązki te zarówno obywatelom, jak i klasie rządzącej jawią się jako nieznośny ciężar, który z ulgą można odrzucić, czy scedować na międzynarodowe gremia – nawet jeśli oznacza to de facto lekko tylko zawoalowany protektorat ościennych potencji.

Na początek uściślijmy kwestię relacji między podmiotowością a suwerennością. Otóż, państwo może być nominalnie suwerenne – cieszyć się wszelkimi formalnymi prerogatywami, pozostawać uznanym przez innych graczy podmiotem prawa międzynarodowego itp. - i przy tym wszystkim nie być podmiotowe. Dzieje się tak wtedy, gdy suweren, czyli naród lub monarcha (w zależności od ustroju) rezygnuje z prowadzenia samodzielnej polityki, której osią jest racja stanu. Ta abdykacja z racji stanu, opisana sloganem „nierządem Polska stoi”, była charakterystyczna dla epoki saskiej i wiele jej cech obserwujemy obecnie.

Naród jednak może być podmiotowy bez suwerennego państwa – z takim przypadkiem mieliśmy do czynienia w czasach rozbiorów. Wyrazem tej podmiotowości były dążenia niepodległościowe realizowane na różnych polach – czy to militarnym (powstania), czy społecznym (praca organiczna). Była to służba polskiej racji stanu realizowana w warunkach utraty suwerenności.

Oczywiście, stanem najbardziej pożądanym jest sytuacja, gdy niepodległe, suwerenne państwo jest zarazem najwyższym wyrazicielem podmiotowości narodu, działającym w jego interesie i do takiego ideału powinniśmy dążyć. Zauważmy jeszcze, że utrata suwerenności często poprzedzona jest abdykacją z podmiotowości. Tak było przed rozbiorami i tak jest dzisiaj.

II. Narodowo-państwowa abnegacja

Chciałbym tu polecić wątek na Facebooku będący niezłym materiałem poglądowym dotyczącym postawy, którą zdefiniowałbym jako narodowo-państwową abnegację. Mój interlokutor nie był w stanie zrozumieć po co nam niepodległe państwo i stanowczo odmawiał przyjęcia do wiadomości istnienia „obowiązków polskich” o których w „Myślach nowoczesnego Polaka” pisał Roman Dmowski, nie mówiąc już o ich podjęciu. Skrótowo rzecz ujmując, prezentował on wobec państwa polskiego stosunek utylitarno-hedonistyczny:

„państwo i inne formy organizacji społecznej (…) są po to, żeby było nam miło i przyjemnie, żeby mieszkało się lepiej niż gdzie indziej, żeby pracować jak najmniej i mieć z tego jak najwięcej profitów. Jeździć lepszymi samochodami niż sąsiedzi, mieć lepszą opiekę medyczną itp. Jeśli państwo nam to daje - świetnie, wtedy spełnia swoje funkcje i jego istnienie jest uzasadnione. Jeśli nie - w cholerę z nim. (skrót i wytłuszczenie moje - GG)

W innym miejscu nadmienił, że przecież rozbiory umocniły patriotyzm, a rusyfikacja i germanizacja przyniosły skutek odwrotny do zamierzonego.

Na czym polegał błąd w rozumowaniu mojego rozmówcy? Generalnie, na traktowaniu państwa niczym sprzętu AGD, mającego ułatwić życie i który można wyrzucić na śmietnik, gdy się zepsuje. Następnie zaś kupić sobie nowy gadżet – czyli gdzieś się wyprowadzić i tam urządzić, ewentualnie pozwolić, by tu na miejscu zrobili porządek za nas inni. Coś takiego, jak podjęcie wysiłku w celu naprawy, sanacji dysfunkcjonalnego państwa, by zaczęło działać w naszym interesie, przekraczało jego horyzonty. Państwo rozumiane jako wspólnotowe zobowiązanie wywoływało u niego odruch gniewu (cytuję: „Misiu - jak TY poczuwasz się do 'obowiązków polskich', to je podejmuj. Ale ode MNIE to się uprzejmie odpierdol, OK?”).

Wróćmy jeszcze na chwilę do rozbiorów, które „umocniły patriotyzm”. Dlaczego tak się stało? Dlaczego germanizacja i rusyfikacja zakończyły się fiaskiem? Ano dlatego właśnie, że próby wynaradawiania przekonały ówczesnych Polaków, iż państwo jest im potrzebne - po to, by nikt ich nie wynaradawiał, nie konfiskował majątków, by byli u siebie. Własne państwo stało się koniecznością.

III. Po co nam Polska?

I tu dochodzimy do odpowiedzi na pytanie: po co nam Polska?

Niepodległość jest zarówno celem, jak i środkiem do celu - silna i praworządna Polska jest nam potrzebna dokładnie do tego samego, co Niemcom - silne Niemcy. Ma stworzyć środowisko do gospodarowania w interesie własnym i przyszłych pokoleń, zakładania rodziny, rozwoju wspólnoty - słowem, do życia. Owszem, można się łudzić, że będziemy się rozwijać gdzieś za granicą, można też uprawiać naiwny kosmopolityzm i olać własną tożsamość - ale tu już kończy się pole do sensownej dyskusji. Można jedynie wspomnieć, że inne państwa i inne narody, na czele z tamtejszymi elitami, jednak dbają, by to u nich było jak najlepiej i nie śpieszno im do wyrzekania się suwerenności.

Jak rzekłem, państwo ma stworzyć warunki do życia i rozwoju. Błąd współczesnych Polaków – i to od od góry do dołu - polega na tym, że wysyłają państwo „w cholerę" gdy przestaje te funkcje spełniać, zakładając naiwnie, że podobne warunki można znaleźć pod cudzym panowaniem - czy to na terytorium obecnej Polski, czy gdzieś w świecie. Owszem, można, pod warunkiem, że gospodarze na to zezwolą obcym przybyszom, lub podbitym autochtonom. Podchodząc tak do sprawy, zdajemy się na cudzą łaskę. Pod rozbiorami w pewnym momencie zaborcy przestali pozwalać i własne państwo stało się dla nas niezbędne - przy wszystkich swych wadach. Dlatego też państwo nie jest tylko maszynką do dojenia, którą można porzucić gdy się popsuje.

Państwo to również obowiązek - gdy jest z nim coś nie tak, należy je naprawić, uzdrawiać - inaczej nikt nigdy nie przeprowadzałby żadnych reform, a ludzkość byłaby konglomeratem nomadów - i ci nomadzi nie żyliby ze sobą w zgodzie jak to można sobie idealistycznie roić, lecz wyżynaliby się, jak to już w historii nie raz bywało.

Mój „fejsbukowy” polemista podawał jako dobre miejsca do życia „któryś tam stan USA albo niemiecki land", gdzie można „prosperować”. Nie wziął jednakże pod uwagę, że te „stany” i „landy” nie wzięły się znikąd. Są efektem ciężkiej pracy pokoleń Amerykanów i Niemców, które - mówiąc Dmowskim - „znały obowiązki amerykańskie" i „obowiązki niemieckie". Dlaczego teraz mieliby się dzielić? Jasne, mogą, lecz nie muszą. I coraz bardziej nie chcą. Dlatego, długofalowo, bardziej opłaca się zmieniać Polskę, niż lekkomyślnie skazywać ją na zagładę, jak zużyty sprzęt.

Podobne jak dziś nastawienie do państwa dominowało w Polsce przed rozbiorami, dlatego tak istotne jest by wykazywać dobrze znane i zweryfikowane przez historię mielizny w tego typu wygodnickim rozumowaniu. Takie Niemcy uprawiają ekspansję gospodarczą, budując w ten sposób własny dobrobyt - i do tego potrzebne im silne państwo. Jeśli będą tu rządzić, to będziemy montowali ople w Gliwicach, ale choćbyśmy się skichali, to żaden z Polaków nie zostanie prezesem Opla, bo te stanowiska zarezerwowane są dla Niemców.

Weźmy jeszcze PRL - po coś Polacy buntowali się przeciw komunie i uzależnieniu od Sowietów. Nie po to przecież, by Polski nie było, tylko po to, aby była lepsza. Niestety, obecna Polska po '89 roku została zaprojektowana jako twór słaby, stanowiący dogodne żerowisko dla różnych sitw i grup interesów. Właśnie to należy zmienić i to są współczesne „obowiązki polskie" - odzyskać państwo dla obywateli, by nie musieli z niego uciekać za chlebem.

Państwo polskie będzie takie, jakim je sobie urządzimy. To od nas ma zależeć, czy stanie się dźwignią dla naszych aspiracji. Dlatego warto o nie walczyć.

Zakończę tę część przypomnieniem innego „obowiązku polskiego” z tekstu „Ani dla jednych, ani dla drugich”:

„Naród pojmowany jako wspólnota polityczna, świadoma swych zasadniczych celów, rozumiejąca konieczność posiadania własnej ojczyzny będącej zarówno wspólnym dobrem, jak i niezbędnym narzędziem realizacji tak wspólnotowych jak i indywidualnych aspiracji – ten naród należy dopiero wytworzyć.”

C.D.N.

Gadający Grzyb

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz