sobota, 17 listopada 2012

Perspektywy Ruchu Narodowego

Na polskiej scenie politycznej powinno znaleźć się miejsce dla znaczącego ugrupowania narodowego.

I. Miejsce dla narodowców!

Pozwolę sobie pozostać jeszcze przez chwilę w tematyce „okołomarszowej”, a konkretnie – przy powołanym 11 listopada Ruchu Narodowym.

Na początek powtórzę swoją tezę z tekstu „Co dalej z Marszem?”, że na polskiej scenie politycznej powinno być miejsce dla znaczącego ugrupowania narodowego. Nie gdzieś na marginesie, wśród różnych dziwnych grupek, nie będących nawet w stanie zarejestrować komitetów wyborczych, ale w parlamencie, jako pełnoprawna reprezentacja części Polaków podzielających narodowe przekonania. Tym bardziej, że spuścizna Romana Dmowskiego jest w przestrzeni publicznej rozpaczliwie niedowartościowana, zohydzona i obrosła rozlicznymi kłamstwami. Przeciętne wyobrażenie o Narodowej Demokracji doskonale oddaje słynna wypowiedź Wojewódzkiego, jak to w „Myślach nowoczesnego Polaka” Dmowski miał rzekomo zachwycać się Hitlerem. Erudycja godna Macieja Stuhra i jego „Cedyni”.

Oczywiście, jest w tym pewien haczyk – gdyby okazało się, że ugrupowanie narodowców zostało skolonizowane przez jakieś PAX-owskie popłuczyny po Bolesławie Piaseckim - dla których realizm polityczny przedwojennej endecji stanowił parawan dla kolaboracji z komuną, a rozbiorowe „ratowanie substancji” było pretekstem do urządzenia się w realiach PRL-u i popierania junty Jaruzelskiego z zaangażowaniem godnym najbardziej twardogłowych aparatczyków - to taka partia byłaby skrajnie szkodliwa. Mielibyśmy wówczas do czynienia z nawrotem tzw. „endokomuny” i mówiąc wprost – rosyjskiej agentury wpływu na prawicy. Ruskich poputczików mamy już teraz w życiu publicznym na pęczki, zatem dziękujemy, nie skorzystamy.

Póki co jednak, Ruch Narodowy takich ciągot nie zdradził, choć Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny „Gazety Polskiej”, od pewnego czasu ostrzega przed pro-rosyjską siłą polityczną po prawej stronie. Konkretów jednak nie podaje, zatem na razie traktuję to jako uderzenie wyprzedzające, by patriotyczny elektorat nie zachłysnął się przypadkiem urokiem nowości i nie zaczął odpływać od PiS-u. Tak więc, kwestię domniemanej prorosyjskości zostawmy na razie na boku – jeśli jest coś na rzeczy, to szydło i tak wyjdzie z worka.

II. Wyborcze „żerowisko”

Przypuszczam, że Ruch Narodowy wyłoni z siebie partię polityczną, która będzie stanowiła „twarde jądro” obudowane organizacjami społecznymi (bo nie wierzę, że Robert Winnicki, czy Przemysław Holocher będą na tyle głupi, by rezygnować z Młodzieży Wszechpolskiej i ONR-u). Gdzie taka partia mogłaby szukać elektoratu?

Przede wszystkim, nie sądzę, by nadszarpnęła wyborczy stan posiadania Prawa i Sprawiedliwości. Ze strony PiS słychać już głosy niechętne tej inicjatywie. Jak się zdaje, odczytywana jest ona jako chęć „obejścia” Prawa i Sprawiedliwości z prawej strony. Być może również pewną rolę odgrywa obawa przed „podebraniem” dawnego elektoratu LPR. Moim zdaniem, nie do końca słusznie. PiS może utracić co najwyżej jakiś promil narodowych wyborców, którzy „zatykając nos” głosują na tę partię z braku laku. Ale generalnie, pisowski elektorat, scementowany dodatkowo Tragedią Smoleńską, jest nie do ruszenia. Zdają się to rozumieć sami liderzy Ruchu, rezygnując w tegorocznym Marszu Niepodległości z odwołań do Piłsudskiego, czy nie wspominając w przemówieniach o Smoleńsku.

Myślę, że naturalnym „żerowiskiem wyborczym” dla Ruchu będą raczej ludzie, którzy nie akceptują obecnego kształtu Polski – tej „republiki Okrągłego Stołu”, ale z różnych przyczyn nigdy nie zagłosują na PiS. Dla jednych PiS to po prostu partia systemu, pospołu z innymi betonująca scenę polityczną, dojąca państwowe dotacje i nie dopuszczająca nikogo z zewnątrz. Dla drugich, PiS to „piłsudczycy”, dla kolejnych – etatyści, socjaliści z bogoojczyźnianą retoryką. Następni jeszcze uważają że partia Jarosława Kaczyńskiego jest zbyt centrowa, miałka. Zdecydowani przeciwnicy Unii Europejskiej nie wybaczą podpisania przez Lecha Kaczyńskiego traktatu lizbońskiego, który negocjował rząd Jarosława Kaczyńskiego, a poza tym PiS ani myśli wyprowadzać Polski z UE. No i wreszcie są również zafiksowani na punkcie różnych „list Żydów”, dla których Kaczyński to „Kalkstein” i w ogóle nie ma o czym gadać – tym bardziej, że Jarosław Kaczyński wygłosił kilka lat temu referat w Fundacji Batorego, co automatycznie ma go stawiać w szeregu kolaborantów Sorosa i światowej finansjery.

Ile procent wśród powyższych grup się uzbiera? Przy maksymalnej mobilizacji, może wystarczyć do przekroczenia progu wyborczego. Poza tym, warto pamiętać o grupie, którą na własny użytek nazywam „elektoratem jednorazowym” - są to ludzie głosujący na złość „onym”, co siedzą w parlamencie, których to „onych” traktują jako jednorodną masę, bez podziału na polityczne barwy. Ostatnio ich głosy zebrał Palikot – teraz są do wzięcia.

Osobiście ciekawi mnie jeszcze potencjał wyborczy środowisk kibicowskich, „kibolskich”, których liczna reprezentacja wzięła udział w Marszu Niepodległości. Przed zeszłorocznymi wyborami wydawało się, że „przypisani” są do PiS-u. Tymczasem, nic z tego. Po wyborach Piotr Lisiewicz dał wyraz swemu rozczarowaniu pisząc tekst w którym wytykał, że nikt wśród kibiców nie przeprowadził pracy uświadamiającej, wskutek czego zagłosowali na Palikota, bo ten obiecał im legalizację marihuany. Czy Ruch Narodowy przyciągnie ich do siebie? Potencjał narodowego radykalizmu jest w tym kontekście nader obiecujący.

III. Fidesz – Jobbik po polsku

No i wreszcie, warto zastanowić się nad wzajemnymi stosunkami na linii Ruch Narodowy – Prawo i Sprawiedliwość. Krytyka z pozycji radykalnych, narodowych, „na prawo od...” jest tyleż nieunikniona, co zrozumiała. Sądzę wręcz, że PiS-owi, który dłuższymi momentami grzęźnie w marazmie, taki oścień się przyda. Patrząc chłodno, nawet jakiś nurt „prorosyjski” byłby do przełknięcia, bo jakoś trzeba zagospodarować różne sentymenty do „braci Słowian” drzemiące wciąż tu i ówdzie w narodzie. Jeśli tego typu wątki nie zyskają pozycji dominującej w nowym ugrupowaniu, to zawsze lepiej mieć rodzimych „panslawistów” we własnym namiocie i... pod kontrolą. Polityczna logika wskazywać będzie i tak na powyborczą koalicję z PiS-em (zakładając oczywiście, że RN przekroczy próg pięciu procent). Rodzima wersja Fidesz-Jobbik nie musi być małżeństwem z miłości. Wystarczy rozsądek i w miarę poprawne stosunki. Dlatego też warto, by PiS ze swej strony wykazywał umiarkowanie w podejściu do potencjalnego partnera.

Oczywiście, istnieje również możliwość, że Ruch Narodowy pójdzie na totalną konfrontację i samoizolację. Jakieś podchody pod ten kierunek zaczął portal konserwatyzm.prl, zadając „pytanie publiczne” do Artura Zawiszy, w którym Adam Wielomski z Ludwikiem Skurzakiem żądają, by ten określił się wobec środowiska „Gazety Polskiej”, oraz by odpowiedział na pytanie, czy „celem [Ruchu] jest doprowadzenie do tego, że wraz z PiS - czy też poszerzając zaplecze polityczne PiS dzięki Ruchowi Narodowemu - Jarosław Kaczyński ma przejąć władzę w Polsce?”. Taak, najlepiej pójść z Wielomskim i Skurzakiem. I Engelgardem na dokładkę. Niewątpliwie jest to przepis na sukces.

Na zakończenie zostawiam ewentualność destrukcyjną – że tacy znani z konstruktywnego działania i owocnych inicjatyw politycy jak Artur Zawisza i Dariusz Grabowski, którzy żwawo wokół Ruchu się dziś krzątają, zrobią to, w czym są najlepsi – czyli spieprzą całe to przedsięwzięcie i nic z tego nie wyjdzie, a potencjał twórczy panów Winnickiego i Holochera wyczerpie się na zorganizowaniu marszu raz do roku – i na tym skończy się całe to „obalanie republiki okrągłego stołu”.

Byłoby szkoda, bo jak wspomniałem – znaczące ugrupowanie narodowe powinno znaleźć swe miejsce w głównym nurcie polskiej polityki.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz