środa, 30 stycznia 2013

Krach „NE”, czyli złapał kozak Tatarzyna...

Obaj cwaniaczkowie – Łazarz i Opara - są siebie warci i powinni pójść na rynek, żeby naciągać jeleni na grę w „trzy karty”.

I. Złapał kozak...

Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale z tego co opublikował Łazarz z jednej strony, a Opara z drugiej, wynika, że domena Nowy Ekran na nazwa.pl była osobistą własnością Łażącego Łazarza na bazie której należąca do Opary spółka Nowy Ekran S.A. stworzyła portal „Nowy Ekran”. Wszystko na zasadzie jakiejś robionej „na gębę” uprzejmości, bez stosownych umów, w wyniku czego kto inny jest właścicielem domeny, a kto inny właścicielem zbudowanego na tejże domenie portalu. Na dodatek Łazarz – właściciel domeny - był pracownikiem spółki będącej właścicielem portalu. Dobrze zrozumiałem?

Idźmy dalej. Jeżeli tak to wyglądało, to mamy do czynienia z układem w którym od początku żaden z partnerów nie ufał drugiemu i zakładał, że wydyma drugą stronę przy pierwszej nadarzającej się okazji. Ta skrajnie nietransparentna sytuacja trwała dopóki były pieniądze. Gdy pieniądze się skończyły, obie strony przystąpiły do działań mających na celu wyrugowanie dotychczasowego partnera i przejęcie obu dóbr – zarówno domeny jak i portalu, bo tylko oba naraz mają jakąś rynkową wartość. I tak, Łażący Łazarz usiłował zajumać portal Oparze i jego spółce, zaś Opara z Grabowskim zrobili zamach na domenę Nowego Ekranu na nazwa.pl. Złapał kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma... prawidłowo rekonstruuję rozwój wydarzeń?

Jeśli tak, to znaczy, że obaj cwaniaczkowie są siebie warci i powinni pójść na rynek, żeby naciągać jeleni na grę w „trzy karty”, bo prezentują mentalność na takim właśnie poziomie.

II. Po co Oparze był potrzebny „NE”?

Po co Oparze był potrzebny cały ten internetowy biznes? Bo przecież nie po to, by zarabiać pieniądze. Otóż Opara postanowił wejść do polityki i umyślił sobie, że taki portal będzie dobrą medialną odskocznią, a blogerzy znakomitym mięsem armatnim. Blogerzy mieli budować wizerunkową aurę „patriotyzmu” i „niezależności” przykrywającą smród onuc różnych trepów rodem z Układu Warszawskiego - członków SOWY czy Pro Militio z WSI w tle - oraz innych nieciekawych konszachtów Opary z ludźmi pokroju Wachowskiego. Temu też miał służyć ostentacyjny brak cenzury – bo faktycznie, „Nowy Ekran” puszczał wszystko jak leci, a bany stosował sporadycznie. Był to nader skuteczny wabik na blogerów, wpisany w strategię wizerunkową przedsięwzięcia. Do tego jeszcze osoba redaktora naczelnego, czyli Łażącego Łazarza owianego nimbem autora tekstów „Gruppenführer KAT” i „Głowa zdrajcy”, wyrzuconego z Salonu24 w aureoli blogerskiego bojownika o prawdę i wolność słowa.

Blogerzy mieli zatem stanowić zaczyn przyszłego elektoratu, robić darmowy „pijar” w sieci i generalnie pełnić rolę naganiaczy dla politycznych interesów i ambicji Opary. Wielu dało się uwieść, jednak z czasem magia dobrego wujka z antypodów zaczęła blaknąć. Każdy kto miał nieszczęście przebrnąć choćby przez jeden z grafomańskich „manifestów” biznesmena, wie dlaczego. Takiego natężenia „bogoojczyźnianego” pustosłowia i nadętych banałów nie zniesie na dłuższą metę żaden normalny człowiek. Teksty Opary operujące nieznośnie napuszoną frazeologią same w sobie mają walor odstręczający i na dłuższą metę nie trzeba byłoby nawet demaskatorskich artykułów Aleksandra Ściosa, by zdyskredytować całą tę poronioną inicjatywę.

Oparze wydawało się więc, że wystarczy potraktować blogerów jak pierwszych naiwnych, którym wystarczy załopotać przed nosem biało-czerwonym sztandarem, wskazać „trzecią drogę” i pójdą za swym wodzem w karnym ordynku. Okazało się, że nie. Kroplą przepełniającą czarę było odwrócenie się od Nowego Ekranu środowisk narodowych współorganizujących Marsz Niepodległości, na sojusz z którymi Opara bardzo liczył. Uznał zatem, że dość już władował pieniędzy w blogerskie gry i zabawy i postanowił zwinąć interes.

Po co w ogóle potrzebna była mu ta polityka? Tu odpowiedzi mogą być różne – a to „antypisowska” dywersja pod kuratelą patronów z wojskówki, wykreowanie prorosyjskiej siły zagospodarowującej i kanalizującej część prawicowego elektoratu oraz blogosfery, być może wreszcie uznał, że pomoże mu to w interesach i poprawi pozycję procesową w jego sporach sądowych... A może po prostu jakaś erupcja nieprzytomnej ambicji? Można tylko zgadywać.

III. Naiwny Łazarz? Dobre sobie...

W każdym razie, na główne narzędzie do realizacji swych planów upatrzył sobie nadambitnego blogera z problemami zawodowymi, który zgodził się firmować swą twarzą polityczno-medialne przedsięwzięcie. Twierdzę, że Łazarz wszedł w ten układ z całą świadomością (i zabezpieczając się na wszelki wypadek za pomocą opisanego na wstępie „myku” z rejestracją domeny na swoje nazwisko). Dlatego też jego ostatnie oświadczenie należy potraktować jako stek bredni, którymi próbuje zamydlić oczy naiwnym i rozpaczliwie usiłuje ocalić resztki swej wiarygodności.

A bajerować to ŁŁ potrafi jak mało kto, o czym mieliśmy okazję przekonać się na „Niepoprawnych”. Ponad dwa lata temu bowiem udzieliliśmy Łazarzowi – wówczas naszemu blogerowi – swych łamów po tym jak wyrzucono go z Salonu24, by mógł zrobić u nas „centrum operacyjne” i rozsyłać wici montując swą inicjatywę, która - wedle jego słów – miała być „prawicowym Onetem”, a nie konkurencyjnym blogowiskiem w lepszym opakowaniu. No cóż, dostaliśmy nauczkę, której nie zapomnimy – jak powiadają, kto ma miękkie serce, powinien mieć twardą d...

Nie wiem jak Państwa, ale mnie podczas lektury tych nieszczęsnych Łazarzowych wypocin ogarniał pusty śmiech. Łazarz nagle zorientował się, jaki smród ciągnie się za Oparą? Wcześniej nie wiedział? Również wtedy, gdy z pianą na klawiaturze rzucał się na Ściosa, który uwikłania sponsora portalu podawał czarno na białym? Dobre sobie. Teraz uświadomił sobie jakim przekrętem były „akcje Nowego Ekranu”? I ostatnie apele o finansowe wsparcie upadającego portalu? Wiedział i to jak cholera, a mimo to brał czynny udział w nabijaniu ludzi w butelkę. Nie wspominając już o zaangażowaniu pokaźnej grupy blogerów i zaprzepaszczeniu ich publicystycznego oraz społecznego dorobku.

Całą sytuację dobrze oddaje komentarz Mariusza Ciużyńskiego pod wpisem Łazarza na Facebooku: „Jeśli teraz ŁŁ krokodyle łzy leje i ze wstrętem odkrywa z kim miał do czynienia, to albo ujawniły mu się jakieś poważne deficyty intelektualne, albo zakłada, że ci, co przeczytają jego żałosne oświadczenie dotyczące kradzieży domeny Nowy Ekran to banda idiotów (...)”

No właśnie. Czy ktokolwiek w blogosferze da się jeszcze nabrać na Łażącego Łazarza?

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz