czwartek, 10 stycznia 2013

Rok Powstania Styczniowego - na Litwie

...bo w Polsce i na Białorusi – „nie lzia”. Ludzie rządzący dziś Polską przestraszyli się ujadania propagandowej psiarni Kremla.

I. Litwa się nie przejmuje

Miałem odpuścić sobie pisanie o kompromitującej postawie zdominowanego przez Platformę Sejmu, który odmówił uznania 2013 rokiem Powstania Styczniowego – mimo wyjątkowej, 150 rocznicy zrywu – ale natrafiłem na inspirujący tekst Grzegorza Górnego traktujący o rosyjskich reakcjach na podobną inicjatywę Litwy. Tak się bowiem składa, iż Sejm litewski ogłosił bieżący rok rokiem Powstania, nie oglądając się na dobry humor Rosjan, traktuje bowiem swą historię i dziedzictwo poważnie. Dość powiedzieć, że to na Litwie, a nie w Polsce jest jedyne na świecie muzeum Powstania Styczniowego.

Przy okazji dowiedziałem się, skąd wzięła się fraza, by „historię zostawić historykom”, która zrobiła taką karierę w kontr-historycznym, propagandowym dyskursie III RP, gdy ktoś niepowołany ośmiela się podnosić niepożądane z punktu widzenia Obozu Beneficjentów i Utrwalaczy III RP zaszłości. Otóż zbitka ta pochodzi prościutko z Moskwy i właśnie postanowiła odgrzać ją putinowska prasa, by dać wyraz swemu zniesmaczeniu litewskimi obchodami antyrosyjskiej insurekcji. No chyba, że przyjmiemy, iż to właśnie nasza salonowszczyzna jest źródłem inspiracji kremlowskich propagandystów – oczywiście, oczywiście...

W każdym razie, rosyjskie mediodajnie uznały litewskie obchody 150 Rocznicy Powstania Styczniowego za przejaw – a jakże - „rusofobii”, „instrumentalnego traktowania historii”, które „zatruwa dzisiejsze stosunki z Rosją”. Prócz wspomnianego wezwania, by „zostawić historię historykom” mamy ponadto przypomnienie, że był to „bunt klas wyzyskujących” - polskiej szlachty i katolickiego kleru, którzy popełniali „bestialstwa” na Białorusi i Ukrainie, albowiem polscy żandarmi – „wieszatiele” i „kindżałowcy” (chodzi o sztyletników? - GG) zamordowali więcej ludzi niż hrabia Murawjow „który z sukcesem zdławił powstanie”.

II. Pogrzebana szansa polsko-litewskich obchodów

No to teraz wiemy, czego bała się Platforma. Podkreślmy to, mówiąc głośno i wyraźnie: ludzie rządzący dziś Polską przestraszyli się ujadania propagandowej psiarni Kremla i właśnie ten paraliżujący strach był przyczyną utrącenia sejmowej inicjatywy. Owszem, „na alibi” mamy uchwałę Senatu – czyli ciała drugorzędnego w naszych warunkach polityczno-ustrojowych oraz patronat Wuja z Belwederu, który pragnie się jakoś uwiarygodnić w oczach patriotycznego elektoratu, być może w ramach szerszej strategii budowy jakiejś „koncesjonowanej prawicy”, niemniej jedynie oficjalna uchwała centrum polskiego parlamentaryzmu jakim jest Sejm gwarantowałaby 150 Rocznicy należytą rangę i oprawę. Pokazują to wyraźnie przytoczone powyżej rosyjskie reakcje na obchody litewskie.

Co więcej, to właśnie Litwa, mimo wszystkich różnic i problemów we wzajemnych stosunkach, uznaje Powstanie Styczniowe za element łączący historię Polski, Litwy i Białorusi – zgodnie z powstańczym herbem na którym widniały Orzeł Biały, Pogoń i Michał Archanioł. Dziś mało kto pamięta, że Litwa już w czerwcu 2010 roku zwróciła się do Polski i Białorusi z propozycją wspólnych obchodów 150 Rocznicy Powstania. Przewodnicząca litewskiego Sejmu Irena Degutienė w projekcie przyjętego później postanowienia stwierdzała m.in.:

„Powstanie 1863 roku jest ważnym elementem europejskiej historii Litwy historycznie i kulturowo łączącym z naszymi sąsiadami Polską i Białorusią. W okresie okupacji sowieckiej było pomniejszane i zniekształcane znaczenie tego wydarzenia. W obliczu zbliżającego się jubileuszu jest więc okazja obiektywnie spojrzeć na historię oraz na nowo ocenić znaczenie Powstanie w politycznym kontekście tamtych lat. Obchody Powstania 1863 roku miałyby ogromną wagę dla społeczeństwa litewskiego, młodzieży i wspólnot narodowych”. (...)

"Zaznacza się też, że w roku jubileuszowym Litwa przejmie przewodnictwo w Unii Europejskiej, toteż obchody 150. rocznicy Powstania Styczniowego będą dobrą okazją do przedstawienia historycznego dziedzictwa Litwy oraz zorganizowania z Polską i Białorusią wspólnych uroczystości." (cyt. za wp.pl)

III. Stracona okazja

Czy wyobrażają sobie Państwo, by śp Prezydent Lech Kaczyński i premier Jarosław Kaczyński – przy wszystkich meandrach „polityki jagiellońskiej” - przepuścili taką okazję? Ja wiem, że „klimat” w stosunkach międzynarodowych to niby nic konkretnego, ale może wiele spraw ułatwić. Byłaby to naprawdę niezła dyplomatyczna sposobność, by powalczyć np. o poprawę sytuacji Polaków – choćby szkolnictwa czy pisowni nazwisk – jeśli wspólne obchody (a Litwie, jak się zdaje, naprawdę na tym zależało) miałyby się odbyć i to w odpowiedniej atmosferze. Poza tym, ujrzeć wściekłość Kremla na widok wspólnych obchodów antyrosyjskiego zrywu – bezcenne. W Rosji doskonale zdają sobie sprawę z politycznego znaczenia podobnych symboli, a waga postponowanej u nas polityki historycznej jest tam od zawsze odpowiednio doceniana, czego nieustającym dowodem jest eksploatowany tam konsekwentnie mit „wielkiej wojny ojczyźnianej”.

Zamiast tego, będziemy mieli obchody na pół gwizdka, ukradkowe i wstydliwe, połączone „dla równowagi” - idę o zakład – z piętnowaniem „narodowej megalomanii”, „martyrologii”, „bohaterszczyzny” oraz „kultu klęski”. W „agorowych” mediodajniach już zaczynają piać na tę znaną od lat melodię. Można wręcz pomyśleć, że Powstanie wywołali jacyś dziewiętnastowieczni „pisowcy”, którzy „podpalili Polskę”. Przypuszczam zresztą, że ten strach, by PiS czegoś przypadkiem na Rocznicy nie ugrał, był kolejnym powodem sejmowej hańby. A poza tym, jeszcze rozeźlony Putin mógłby z zemsty wypuścić w świat jakąś kolejną wrzutkę smoleńską – tym razem kompromitującą rząd Tuska... Po co to komu?

IV. Na Białorusi „nie lzia”

I tak dobrze, że za kultywowanie pamięci o Powstaniu Styczniowym nie wyłapują u nas ludzi na ulicach, jak dzieje się to na Białorusi. Portal telewizji „Biełsat” jakiś czas temu podał bowiem informację o uroczystości z udziałem przedstawicieli białoruskich środowisk demokratycznych, którzy 27 października 2012 roku oddali jak co roku hołd pod pomnikami Konstantego Kalinowskiego - dowódcy Powstania Styczniowego na terenie Litwy i dzisiejszej Białorusi oraz Romualda Traugutta. W następstwie milicja zatrzymała czterech demonstrantów, których następnie skazano na grzywny za udział w nielegalnym zgromadzeniu i eksponowanie zakazanych, biało-czerwono-białych flag.

Jak czytamy:

„Konstanty Kalinowski (Kastuś Kalinouski) był aktywnym działaczem białoruskiego odrodzenia narodowego - wydawcą pierwszej gazety w języku białoruskim „Mużyckaja Prauda”. Jest uważany za bohatera narodowego przez Białorusinów, Litwinów i Polaków. Białoruskie władze maja kłopot z niewygodnym bohaterem narodowym. W białoruskich podręcznikach Kalinowski przedstawiany jest w niekorzystnym świetle, jak za czasów ZSRR - był bowiem rzecznikiem uniezależnienia się Litwy od Rosji i powrotu do idei federacji polsko-litewskiej. Głosił również hasła wyzwolenia i uwłaszczenia chłopów.

W pierwszych latach białoruskiej niepodległości ustanowiono order im. Kalinowskiego, jednak nikt nie został nim uhonorowany, a w 2004 r. to odznaczenie państwowe zostało zlikwidowane. Zdaniem historyków białoruskie władze nie chcą wspominać o Kalinowskim, ponieważ boją się reakcji Rosji - powstaniec walczył z Rosjanami i został przez nich powieszony w marcu 1864 r. w Wilnie.” (cyt. za http://belsat.eu, wytł. moje - GG)

No to jak, Wysoki Sejmie - „Prywislański Kraj” podąży w stronę Litwy, czy Białorusi? Tak się tylko pytam...

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz