sobota, 12 września 2015

Kukiz, Kukiz, co z ciebie wyrosło?

Kukiz chce z jednej strony wejść w buty prawdziwego polityka, do czego nie bardzo się nadaje choćby ze względów charakterologicznych, z drugiej – pozostać kontestatorem-outsiderem.
 

I. Antysystemowe gry i zabawy

Gdy po wyborach prezydenckich pisałem tekst „Kukiz, Kukiz, co z ciebie wyrośnie” wiązałem z ruchem tworzącym się wokół pana Pawła spore nadzieje. Dziś, po kilku miesiącach cokolwiek mi wychłódło, do czego przyczynił się sam „woJOWnik”. Miotanina programowo-organizacyjna pokazuje, że chyba przerósł go sukces. Kukiz chce z jednej strony wejść w buty prawdziwego polityka, do czego nie bardzo się nadaje choćby ze względów charakterologicznych, z drugiej – pozostać kontestatorem-outsiderem. Wybuchowy temperament, podszyty artystyczną histerią może sprawdzać się na scenie, ale jest poważną przeszkodą w uprawianiu polityki. Czym innym jest solowy popis w wyborach prezydenckich (choć wsparty sztabową krzątaniną za kulisami), a czym innym gra zespołowa w wyborach parlamentarnych. Rozumiem, że Kukiz nie chciał być marionetką dolnośląskich „etatowych samorządowców”, ale bez zaplecza i struktur niczego się nie osiągnie. Kukiz w końcu to zrozumiał i wszedł w alians z częścią narodowców, tłumacząc to właśnie posiadaniem przez nich wypracowanych latami struktur. Spowodował zresztą przez to rozłam w Ruchu Narodowym – panowie Winnicki i Bosak spragnieni poselskich foteli jak kanie dżdżu, odsunęli z funkcji wiceprzewodniczącego Mariana Kowalskiego, bo okazał się zbyt ideowy i najwyraźniej nie pojął w porę aktualnej mądrości etapu, krytykując zakradające się na listy ruchu Kukiza spady po Palikocie i inne lewactwo, które – nazwijmy tu uprzejmie - „pragmatycznym” liderom RN jakoś nie przeszkadza.

Różne przetasowania wśród „antysystemowców” są dla mnie, przyznam się, mocno rozczarowujące. Miałem nadzieję, że rozsądek jednak zwycięży i jakoś się dogadają - kukizowcy, narodowcy, Braun, Nowa Prawica... niestety, najwyraźniej zwyciężyły partykularne ambicyjki. Szkoda, bo jeżeli ruch Kukiza wejdzie do Sejmu (a tu już pojawia się znak zapytania), to z o wiele mniejszą ilością szabel, niż mogło to być w przypadku większego bloku. Tym samym zanika podstawowy walor tej formacji - dyscyplinowanie PiS, by nie wystygło w swych przedwyborczych, reformatorskich zapałach. Każdy aparat partyjny ma bowiem skłonność do obrastania w piórka i kierowania się własnymi, odrębnymi interesami - i PiS nie jest tu bynajmniej żadnym wyjątkiem. Ta prawidłowość sprawia, iż w Sejmie potrzebny jest trybun ludowy ze znacznym poparciem, utrzymujący tym samym odpowiednie ciśnienie radykalizmu, tak by rządzący nie mogli się wygodnicko wymiksować z przedwyborczych zapowiedzi.

Dla samego Kukiza najkorzystniejsze byłoby, gdyby wytrwał w swej programowej abnegacji demonstrowanej w kampanii prezydenckiej i poprzestał na ogólnikowym pokrzykiwaniu o rozwaleniu systemu oraz JOW-ach. W momencie, gdy zaczął wikłać się w szczegóły programowe okazało się, że po pierwsze – ma w głowie niezłą kaszę, a jego postulaty są od sasa do lasa; po drugie – jego wiedza merytoryczna pozostaje na poziomie gazetowych nagłówków; po trzecie wreszcie – nie jest w stanie sprawnie zwerbalizować tego, co chce przekazać odbiorcom. Do powyższego dochodzą pokraczne dla antyestablishmentowego radykała posunięcia w rodzaju konsultacji programowych ze specjalistami z Centrum Adama Smitha (coś takiego mógłby zrobić np. Petru, a nie antysystemowiec), czy korzystanie z porad byłego funkcjonariusza SB. To ostatnie może być zresztą po prostu wynikiem ogólnych prawideł gry na naszej scenie politycznej. Najwyraźniej każdy kto chce zaistnieć musi mieć „swojego ubeka”, tak jak niegdyś każdy ziemianin miał „swojego Żyda” - i tylko od sprawności intelektualnej oraz siły charakteru zależy, kto w tym układzie jest realnie górą: czy polityk (ziemianin) wysługuje się swoim ubekiem (Żydem), czy to jednak ubek (Żyd) kręci politykiem (ziemianinem). Krótko mówiąc – Kukiz jako „polityk niepolityczny”, czyli taki, który funkcjonując w polityce nie myśli jednocześnie charakterystycznymi dla niej kategoriami ma swój sens, natomiast Kukiz usiłujący jednak do prawideł politycznych się dostosować jest kompletnie bez sensu.

Innymi słowy, gdyby Kukiz poszedł do wyborów w szerszej koalicji, to po pierwsze - nie musiałby udawać, że ma jakiś program poza JOW-ami; po drugie - nie musiałby się troszczyć o zaplecze organizacyjne, bo te zapewniłyby koalicyjne ugrupowania; po trzecie - nie musiałby się biedzić nad samodzielnym układaniem list, bo jego ludzie wzięliby tyle, ile wynikałoby z wynegocjowanego parytetu, a więc - i tu po czwarte - mógłby dalej odgrywać rolę w której czuje się najlepiej: odjechanego kontestatora i showmana, który chce zniszczyć system. A tak - nie dość, że wszystko musi robić sam, to jeszcze przytłoczony partyjną robotą traci walor świeżości i wdzięk zbuntowanego outsidera.

II. Fałszywa strategia prawicowego mainstreamu

Pisząc o Kukizie, nie sposób nie zatrącić o słynną rozmowę w TV Republika z „funkcjonariuszką” Zony Wolnego Słowa Katarzyną Gójską-Hejke, czyli prawicową odmianą tefałenowskiej „Stokrotki”. O samym wywiadzie napisałem już w „Pod-Grzybkach”, więc nie będę się tu powtarzał, natomiast chciałbym uczynić go punktem wyjścia do nieco szerszej refleksji. Otóż, Kukiz przychodząc do, mówiąc jego językiem, „PiS-owskich k...ew”, poczynił jak sądzę błędne założenie – liczył mianowicie na potraktowanie łagodniejsze, niż w mediach reżimowych. I tu się naciął, albowiem media „niepokorne” jadą w wyborczym rydwanie PiS, ich celem jest samodzielna większość, więc naturalne, że nie mógł liczyć na żadną taryfę ulgową. I dla PO i dla PiS kukizowcy oraz reszta antysystemowców są jedynie zawadą, zatem powinien założyć z góry, że będzie obrywał i od jednych i od drugich. Poza tym, „niepokorni” przejmują metody mainstreamu, tylko wektor skierowany jest w przeciwną stronę. Z jednym wyjątkiem – w grillowaniu Kukiza obie strony sporu idą ręka w rękę, choć tylko jedna z nich ma w tym realny interes i jest to strona rządowa. Natomiast PiS-owi i jego mediom jedynie wydaje się, że osłabianie Kukiza gra na ich korzyść. Jest dokładnie odwrotnie i temu błędnemu rozeznaniu własnych interesów poświęcę teraz kilka zdań.

PiS i związane z nim media będące - jak w przypływie szczerości wyznał Sakiewicz - pasem transmisyjnym na linii partia – elektorat, atakując czy to Kukiza, czy narodowców, nie rozumieją jednego: otóż ruchy antysystemowe, mogłyby w Polsce spełniać podobną rolę jak węgierski Jobbik. Jobbik, będący formalnie w opozycji wobec Orbana, zagospodarowuje z radykalnych pozycji ten segment elektoratu, który jest z różnych względów niechętny Fideszowi, a tym samym nie dopuszcza do odzyskania znaczenia przez tamtejszych liberałów i postkomunę. Z punktu widzenia Orbana taki układ jest wręcz idealny, bo zapewnia mu status niekwestionowanego lidera na węgierskiej scenie politycznej. Ale takie podejście dla naszych politycznych orłów-sokołów jest zbyt trudne. Oni wolą marzyć o zgarnięciu całej puli. Otóż nie, nie zgarną. Przypominam, że mimo iż większość wyborców Kukiza poparła w II turze Dudę, to jednak 40% zagłosowało mimo wszystko na Komorowskiego. Gdyby Kukiz mógł liczyć chociażby na przychylną neutralność prawicowego mainstreamu, to miałby szansę spacyfikować w wyborach parlamentarnych sporą część elektoratu Platformy. A tak - ludzie ci pójdą głosować w październiku na PO. Tak więc, obiektywnie patrząc, atakując Kukiza, udziela się wsparcia dotychczasowemu układowi. Że robią to media reżimowe - rozumiem. Ale w wydaniu mediów opozycyjnych podobna strategia zakrawa na samobójcze szaleństwo.

Chciałbym zobaczyć miny tych wszystkich mądralińskich, epatujących dziś na prawo i lewo triumfalizmem, trąbiących że PiS idzie po samodzielną lub wręcz po konstytucyjną większość i dlatego należy wygniatać antysystemową konkurencję, gdy się okaże, że owszem, udało się zgnoić Kukiza na tyle, że nie wejdzie do sejmu, lub osiągnie niewiele ponad 5 procent, ale PiS mimo to nie będzie miał większości ani widoków na jawnego bądź cichego koalicjanta. Chociaż nie - oni nie będą mieli sobie nic do zarzucenia i zwalą całą winę na „plankton”, który z pewnością w ramach jakiejś mrocznej agenturalnej gry „odebrał” PiS-owi głosy, choć jako żywo elektorat PiS-u i radykałów to nie jest ta sama bajka.

III. JOW-y powiatowe

Na zakończenie jeszcze kilka słów o JOW-ach. Nie są one oczywiście cudownym remedium na wszelkie patologie życia publicznego (jak zachwalają kukizowcy), podobnie jak nie są dopustem Bożym, czym straszą nas ich przeciwnicy. Nie sądzę, by odsetek szemranych typków w parlamencie podniósł się znacząco w porównaniu ze stanem obecnym, podobnie jak nie wzrosła by korupcja polityczna (teraz to niby różne lobbies nie kupują ustaw? Kupują na potęgę i co więcej – czynią to systemowo, bo wystarczy dogadać się z partyjną wierchuszką, a poselskie maszynki do głosowania podniosą łapki zgodnie z odgórnymi wytycznymi). Natomiast moim skromnym postulatem jest, by ustalić „na sztywno” granice okręgów wyborczych – np. by pokrywały się one z granicami administracyjnymi powiatów. Uniknęlibyśmy wtedy zmory JOW-ów, czyli manipulacji okręgami, tak by pokrywały się one z preferencjami wyborczymi ludności korzystnymi dla tej czy innej opcji politycznej. Granic powiatów nie można zmieniać z równą łatwością bez narażania państwa na administracyjny paraliż. W Polsce mamy obecnie 380 powiatów, zatem dodatkową korzyścią byłoby ograniczenie liczby sejmowych pasożytów – mała rzecz, a cieszy. I tu, muszę wyznać, mam nielichy zgryz – iść na tę referendalną szopkę Komorowskiego z pytaniami pisanymi na kolanie w nocy „z środy na czwartek”, czy jednak wybrać się na grzyby (o ile wreszcie spadnie deszcz)? Jeszcze nie wiem – pewnie zdecyduję się w ostatniej chwili.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Na podobny temat:

„Kukiz, Kukiz, co z ciebie wyrośnie”

„Kukiz – polityk niepolityczny”

„Pod-Grzybki 18”

Artykuł opublikowany w tygodniku „Polska Niepodległa” nr 34 (02-08.09.2015)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz