niedziela, 13 września 2015

Referendalna groteska

Czy referenda mają w Polsce sens? Miałyby, gdyby obniżyć próg frekwencyjny do jakiegoś przytomnego poziomu.

 

Według cząstkowych wyników podanych przez PKW, do referendum poszło 7,48% uprawnionych. Taki jest żenujący finał desperackiej próby Komorowskiego „skoku” na elektorat Pawła Kukiza. Starający się wówczas o reelekcję prezydent ze swej porażki w I turze zrozumiał tyle, że skoro Kukiz mówi o JOW-ach, to należy przejąć jego naczelny postulat – tymczasem, wyborcy muzyka głosowali na niego, bo chcieli pokazać gest Kozakiewicza politycznym krawaciarzom z Warszawy, a JOW-y mieli w głębokim poważaniu. Swoje zrobiły też niechlujnie sformułowane pytania, pisane w pośpiechu, by nie rzec – w panice, pod wpływem szoku spowodowanego wyborczym werdyktem, którego, jak pokazała II tura wyborów prezydenckich – nie można było już odwrócić. Zresztą, zaraz po wyborach referendum stało się kłopotliwym echem kampanii, w efekcie czego, co podkreślają internetowe komentarze, Bronisław Komorowski stał się pierwszym prezydentem, który przegrał III turę wyborów. Symboliczne jest tu głosowanie eks-prezydenta – wieczorem, jakby wstydliwie i ukradkiem. Widać było wyraźnie, że PO stara się na gwałt zdystansować od inicjatywy jako naznaczonej klęską; reżimowe media również posłusznie wyciszały temat, koncentrując się na skandalach zastępczych w rodzaju „niepodania ręki” Ewie Kopacz przez Andrzeja Dudę, czy jego podróżach do Poznania. No i na tym, jak niebywałym populizmem, tudzież „upolitycznieniem” prezydentury jest projekt referendalny Dudy (z kwestiami podnoszonymi wcześniej przez inicjatywy obywatelskie, pod którymi zebrano miliony podpisów), który to projekt Senat odrzucił równie skwapliwie, jak uprzednio przyklepał referendum Komorowskiego.

Frekwencyjna klapa świadczy nie tylko o tym, że Polacy w przytłaczającej większości zdawali sobie sprawę, że ta cała szopka jest polityczną ustawką. Referenda generalnie nie cieszą się u nas popularnością, zupełnie jakby Polacy uznawali, że skoro już wybrali władze, to teraz całą resztą powinni zająć się „oni” i nie zwracać ludziom głowy. Nawet referendum akcesyjne do UE wyciągnięto sztucznie za uszy ofensywą propagandową i rozciągając je na dwa dni. Dodatkowym czynnikiem zniechęcającym jest zaporowy próg 50%. Widać tu wyraźnie, że instytucja referendum traktowana jest niczym demokratyczny ozdobnik, żeby wszystko wyglądało ładniej, lecz zarazem stworzono skuteczną barierę by społeczeństwo się przypadkiem zanadto nie rozdokazywało.

Poza wszystkim, mamy do czynienia z potwierdzeniem spadkowego trendu Pawła Kukiza, który utracił zdolność mobilizowania elektoratu. Inna sprawa, że jego zaangażowanie w referendum Komorowskiego było kolejnym z ciągu politycznych błędów popełnionych w ostatnich miesiącach. Zamiast ogłosić, że jest to farsa i że do kwestii wrócimy na poważnie po wyborach parlamentarnych, uczynił wręcz z referendum swój poligon przedwyborczy. Skutkiem jest porażka, choć sądząc po wynikach odpowiedzi na poszczególne pytania (wg danych cząstkowych, za JOW-ami było 79,88 %, za utrzymaniem obecnego modelu finansowania partii zaledwie 16,44 %, a za rozstrzyganiem wątpliwości na korzyść podatnika 94,22 %), do urn zapewne pofatygowali się w znacznej mierze jego twardzi, „ideowi” wyborcy. Niemniej, faktem jest, że prócz Komorowskiego, to właśnie Kukiz – na własne życzenie zresztą – jest tu głównym przegranym.

Podsumowując, czy referenda mają w Polsce sens? Miałyby, gdyby obniżyć próg frekwencyjny do jakiegoś przytomnego poziomu – w końcu, skoro nie jest on wymagany przy żadnych innych wyborach, to utrzymywanie wymogu 50%, by wynik głosowania był wiążący, jest kompletnym nieporozumieniem, zaś instrumentalne wykorzystanie tej instytucji z jakim mieliśmy właśnie do czynienia odbiera jej resztkę powagi.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Artykuł opublikowany w tygodniku „Polska Niepodległa” nr 35 (09-15.09.2015)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz