piątek, 2 lipca 2010

Pasja.


Powiastka obyczajowa (plus polityczno - piłkarskie post scriptum).

Wyobraźmy sobie następującą sytuację: spotkanie towarzyskie. Rozmowa schodzi na trwający właśnie mundial. Ten wygrał, ów przegrał, z kolei tamten wynik wypaczył sędzia... I nagle odzywa się jedna ze znajomych, która z odcieniem dumy i satysfakcji stwierdza: „- A MY nie oglądamy piłki nożnej. To znaczy, Michał kiedyś oglądał, ale teraz spędzamy czas razem. Ostatnio, zamiast meczu, obejrzeliśmy tę komedię romantyczną... Prawda, Misiu?” - i tu oczęta wędrują w kierunku j e j faceta. Ten, napotkawszy spojrzenie, przyobleka twarz w promienny uśmiech i potwierdza: „- Ależ oczywiście, u z n a l i ś m y, że szkoda życia na gapienie się, jak dwudziestu dwóch chłopa ugania się za piłką...”

Z jego oczu wyziera skryta udręka. I coś w rodzaju cichej rezygnacji.

***

Durna babo. Właśnie straciłaś „swojego” mężczyznę, choć jeszcze o tym nie wiesz. Jak go skłoniłaś do wyrzeczenia się kibicowskiej pasji? Codziennym ciosaniem kołków, czy bardziej dyskretnym urabianiem? A może postawiłaś sprawę na ostrzu noża: „- Albo futbol, albo ja”?

Myślisz, że masz teraz lepszego, „zupgradeowanego” i bardziej kochającego męża. Otóż, nie. Od kiedy skłoniłaś go do rezygnacji z oglądania piłki nożnej, facet co i rusz zerka na ciebie ukradkiem, zaś jego wnętrze drąży coraz bardziej natarczywy robak wątpliwości: „- Czy ona w ogóle mnie kocha? Czy liczy się ze mną, czy też chce jedynie posłusznego pantoflarza od zarabiania, wychowywania dzieci i zapychania, hm, dziury w całym?”

Durna babo. Szantaż emocjonalny, na zasadzie - „albo (tu - wstaw dowolne), albo JA”, to najgorsze co mogłaś zrobić swojemu mężczyźnie. Ogląda z tobą kretyńskie filmidła i może nawet twierdzi, że mu się to podoba. Bo cię kocha. Ale z każdym dniem coraz mniej jest pewny twojej miłości. A ty zachodzisz w głowę, czemu zamyka się w sobie, czemu coraz rzadziej z tobą rozmawia, czemu przestaje wam wychodzić w łóżku (a i z samego łóżka zazwyczaj wieje chłodem).

Odebrałaś mu pasję – albo choćby tylko hobby. Bo w jego życiu masz się liczyć tylko TY, zaś wszelkie zainteresowania poboczne postrzegasz w kategoriach konkurencji. Nawet jeśli jest to gapienie się na mecz poparte kilkoma browarami, po których twój misiaczek tak nieestetycznie śmierdzi...

Póki co, wszystko idzie po twojej myśli, durna babo. Macie dzieci, spłacacie raty. I nie widzisz, jak w nim coś wzbiera, by pewnego dnia wybuchnąć tobie i waszemu związkowi prosto w twarze. A ty do końca nie zrozumiesz, dlaczego twe życie legło w gruzach.

***

Niniejsza powiastka dotyczy każdej pasji (równie dobrze może być np filatelistyka), której wyrzeczenia się kobiety wymuszają na swych „misiaczkach”. Futbol to jedynie przykład a propos trwających MŚ.

Gadający Grzyb

P.S. Miało nie być o polityce, ale pozwolę sobie na luźną refleksję bez związku z powyższym tekstem: Pamiętacie jak Kazimierz Kutz przyrównał żałobę po smoleńskiej tragedii do atmosfery mauzoleum Mao Tse Tunga, zaś czarny garnitur Jarosława Kaczyńskiego do mundurku Mao? Przyszło mi to do głowy, gdy doszukiwałem się przyczyn przedmundialowej porażki naszych kopaczy z Hiszpanią, kiedy to dostaliśmy gładko sześć do kółka. Co się stało, czemu nasi zdawali się na tle Hiszpanów poruszać jak na ciężkim kacu (no, wiecie - ołowiana głowa, nogi z waty i ogólna niemożność)? I nagle olśnienie: oni po prostu bali się grać w piłkę lepiej od pana premiera!

Dlaczego skojarzyło mi się to z maoistycznymi insynuacjami pana reżysera Kutza?

Otóż, swojego czasu Przewodniczący Mao zorganizował na rzece Jangcy pokaz pływacki, by natchnąć naród swą krzepą fizyczną. Pokaz ten oczywiście wygrał, gdyż żaden z uczestników nie był samobójcą i nie śmiał wyprzedzić Towarzysza. Podobny mechanizm zadziałał w przypadku naszych futbolistów. Tak oto podświadomy, mentalny maoizm rozsnuwa się z Kancelarii Premiera i zatruwa duszę narodu.

Ot, taka piłkarska metafizyka... ;))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz