piątek, 23 lipca 2010

Żadnych marzeń, panowie!


...czyli – CzeKa locuta, causa finita.

I. Wczoraj i dzisiaj.

Maj, roku 1856. Nowy Car Wszechrosji, Aleksander II, przybywa do Warszawy. Car, w przeciwieństwie do swego ojca – ultrazachowawczego Mikołaja II, zwanego „żandarmem Europy”, ma opinię reformatora. Ośmieleni tym Polacy wysyłają przed monarsze oblicze delegację z pokorną supliką delikatnego poluzowania rozlicznych samodzierżawnych rygorów krępujących ziemie Królestwa Polskiego. Odpowiedź cara i zarazem króla polskiego rozwiewa złudzenia: „Żadnych marzeń, panowie, żadnych marzeń (...) Wszystko, co zrobił mój ojciec, dobrze zrobił i ja to utrzymam."

Lipiec, roku 2010. Po katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem w której ginie 96 osób z parą prezydencką na czele, śledztwo przejmuje Rosja, zaś w relacjach polsko – rosyjskich proklamowane jest „ocieplenie”, a w porywach wręcz „pojednanie”. Po dłuższym czasie Rosja przekazuje stronie polskiej nawet część dokumentów. Ośmielona tym pokazem dobrej woli polska prokuratura wojskowa występuje z pokorną supliką, by Rosjanie przekazali nam jeszcze odrobinkę – ot, tyci – tyci. Choćby czarne skrzynki, a i to tylko na trochę... Odpowiedź rosyjskiego wicepremiera - czekisty, Siergieja Iwanowa nie pozostawia jednak złudzeń: „Żadnych marzeń...”, to jest, chciałem rzec: „- Nie mamy już nic więcej do przekazania. Wszystko, co można było przekazać, zostało przekazane”.

II. Upadek.


Zastanawiam się jak nisko trzeba upaść, by dla tyleż medialnego, co iluzorycznego „pojednania” zrezygnować z podstawowych, zdawałoby się, w takiej sytuacji państwowych prerogatyw, jak współdecydowanie o przebiegu śledztwa. Wszystko co stało się później jest prostą konsekwencją tego pierwotnego zaniechania poczynionego pod wpływem czułego uścisku kremlowskiego ludobójcy Władimira Władimirowicza.

Dlatego teraz możemy co najwyżej zwracać się z suplikami o to, by rosyjskie wieliczestwo raczyło przekazać nam to i owo – np. protokoły z sekcji zwłok ofiar. Przy czym, nie możemy, broń Boże, być zbyt nachalni i żądać np. zwrotu laptopów, dokumentów znalezionych przy ofiarach czy telefonów satelitarnych, bo wieliczestwo gotowe się jeszcze obrazić, uzna żądania za „krok zimnowojenny” i całe z takim przytupem ogłaszane „pojednanie” szlag trafi.

Podobnie, naleganie na wywiązanie się z obietnicy co do wpuszczenia na teren zama..., tj, chciałem powiedzieć – katastrofy, ekipy polskich archeologów byłoby stanowczo niemile widziane.

Albowiem niezmienną cechą miłościwie nam panujących władz jest skryte pod pozorami pragmatyzmu i pijarowskich sztuczek tchórzostwo.

Brak reakcji na skandalicznie arogancką wypowiedź Iwanowa jest tego wymownym przykładem. Nie – przepraszam, jakaś reakcja jest: prokuratura wojskowa nie przesłucha premiera Tuska i prezydenta – elekta Bronisława Komorowskiego na okoliczność ustalania sposobu prowadzenia śledztwa ze stroną rosyjską. Nie mówiąc już o odpytaniu Donalda Tuska, czy pana ministra Arabskiego co do tego, jak ustalano status prezydenckiej wizyty i związane z tym środki bezpieczeństwa. Idąc natomiast za tropem podsuniętym przez pewną kanalię, prokuratura wojskowa przesłucha Jarosława Kaczyńskiego. Ani chybi po to, by dowiedzieć się czy Lech Kaczyński nie był przypadkiem pijany.

III. Wieliczestwo żartuje.

Przy okazji jego wieliczestwo, wice – Putin, Siergiej Iwanow, raczył zażartować. Obwieścił bowiem, iż śledztwo leży w gestii niezależnych organów, jakimi są Komitet Śledczy i Prokuratura Generalna. – Nie będę ingerował w ich pracę – pryncypialnie zagrzmiał wice – Putin. Każdy kto choćby pobieżnie orientuje się jak wygląda „niezależność” rosyjskich organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości musi docenić wysublimowane, iście czekistowskie poczucie humoru wysokiego czynownika rosyjskiego gosudarstwa.

A ja tylko zapytam: skoro Siergiej Iwanow „nie zamierza ingerować”, to skąd kategoryczne stwierdzenie, że „nie mamy już nic więcej do przekazania”? Czy decyzji w tej sprawie nie powinny przypadkiem podjąć niezależnie od ministerialnych instrukcji wymienione przezeń organy?

Ale tej wewnętrznej sprzeczności nie wychwycą ani polskie władze, ani reżimowe mediodajnie. A nawet, jeżeli wychwycą, to zachowają wątpliwości dla siebie, by przypadkiem nie podsycać „demonów polskiego patriotyzmu”.

Albowiem - CzeKa locuta, causa finita...

Gadający Grzyb

pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz