środa, 7 lipca 2010

Polityka mrożonego g...na.


Prezydentura Bronisława Komorowskiego w aspekcie międzynarodowym.

Tym, którym tytuł niniejszej notki wydaje się zbyt drastyczny / niesmaczny, wyjaśniam, iż na termin „polityka mrożonego gówna” natknąłem się w książce Wiktora Suworowa pt. „Klęska”, a konkretnie - w motcie rozdziału 6 zawierającym cytat z „Literaturnej gaziety”(20.11.1996r.), którym to plastycznym sformułowaniem rosyjski tygodnik opisał ostatnie 30 lat istnienia Związku Radzieckiego, kiedy to niewspółmiernym kosztem usiłowano przedłużyć życie i prestiż międzynarodowy skrajnie niewydolnego sowieckiego systemu. Innymi słowy - „mrożono” radzieckie g...no, żeby nie śmierdziało.

Pozwoliłem sobie ową metaforę potraktować nieco szerzej.

Uprzedzam – to długi wywód.

I. Głosowanie „pożytecznych idiotów”.


Jak wiadomo, Polacy zgodnie z życzeniem pani Cornelii Pieper, tudzież reszty międzynarodowego Salonu wybrali na prezydenta Bronisława Komorowskiego. To dobry moment, by przyjrzeć się naszej międzynarodowej (szczególnie regionalnej) pozycji w perspektywie ostatniego dwudziestolecia.

Pozornie jest OK. Weszliśmy do głównych zachodnich struktur – UE, NATO... W praktyce jednak nasza realna podmiotowość jest nader ograniczona.

Spójrzmy.

1)
Niemiecka agentura wpływu tresuje słowiańskich ubermenschen w rozumieniu tego, co należy postrzegać jako „europejskie” i „modernizacyjne”, a co – jako „szowinistyczne” i „zaściankowe”. Przy czym, dziwnym trafem, każdorazowo okazuje się, iż to co jest „europejskie” zgodne jest z interesem Niemiec, zaś to co „zaściankowe” jest z tymże interesem sprzeczne. Pełne satysfakcji pomruki niemieckiej prasy i politycznego mainstreamu na zwycięstwo Bronisława Komorowskiego, okraszone „modernizacyjną” retoryką, są wielce wymowne.

2) Rosyjska agentura wpływu tresuje z kolei mieszkańców Priwislańskiego Kraju co do tego, jakie nasze zachowania sprzyjają „ociepleniu”, czy wręcz „pojednaniu” i rozwijaniu konstruktywnej współpracy, jakie zaś są „niekonstruktywne”, a wręcz „wrogie”. I tu również, dziwnym trafem, każdorazowo okazuje się, iż to co służy „ociepleniu” i „pojednaniu” zgodne jest z interesem Rosji, zaś to co „niekonstruktywne” jest z tymże interesem sprzeczne. Wydawać pełnych satysfakcji odgłosów na elekcję Komorowskiego Rosjanie nie muszą. Od momentu przekazania im smoleńskiego śledztwa i bez tego trzymają nas w gołębim uścisku pojednania. Ich milczenie w sprawie beneficjenta moskiewskiego jarłyku również jest wielce wymowne. Gdyby zwyciężył ktoś im niemiły, z pewnością zaczęli by krzyczeć.

3) Amerykańska agentura wpływu tresuje „Polaczków” w sztuce „bycia dobrym sojusznikiem”, „wiarygodnym partnerem” i w umiejętnościach podtrzymywania „więzi atlantyckich”. Przy czym, „bycie dobrym sojusznikiem / wiarygodnym partnerem” każdorazowo zbiega się z interesami Stanów Zjednoczonych... i tak dalej. Każdy, kto przeczytał poprzednie akapity, wie o co mi chodzi.

My zaś mamy europejsko – dobrosąsiedzko - transatlantycki „obowiązek” zaspokoić trzech głównych graczy. Na raz. Nie licząc graczy pomniejszych, którzy również mają swoje interesy.

Istna międzynarodowa kamasutra.

II. Międzynarodowa dziwka.


No cóż. Skoro zrządzeniem historii (aczkolwiek nie bez własnej winy) od schyłku I Rzeczypospolitej jesteśmy międzynarodową dziwką, zawsze w służbie komuś, zawsze, z przeproszeniem, dymaną w interesie obcych potencji, to przynajmniej powinniśmy nauczyć się wyciągania maksimum profitów z naszego nieszczęsnego położenia. Opanować sztukę dojenia klienta. Dzięki umiejętnemu rozgrywaniu sprzecznych interesów stron wyrywających sobie postaw czerwonego sukna, można było wiele osiągnąć dla naszej korzyści. Tyle, że nasi parnasiarze z chronicznym deficytem niezawisłości ducha tego nie potrafią. Potrafią jedynie wpatrywać się z cielęcym zachwytem parweniuszy w kolejnych możnych protektorów, słuchać i wypełniać polecenia

Inteligentna dziwka zostaje z czasem burdelmamą. Dziwka głupia kończy w rynsztoku.

Mieliśmy szansę zostać „burdelmamą” naszego „postjagiellońskiego” regionu. Szansę tę zmarnowaliśmy.

Teraz rozgrywanie wzajemnych animozji rywalizujących o Polskę mocarstw będzie nader utrudnione. Może wręcz niemożliwe. Z prostego powodu: wczorajsi rywale najwyraźniej porozumieli się (przynajmniej z grubsza) co do wpływów w Polsce. Przy czym, w owym trójporozumieniu prym wiodą, jak przed rozbiorami, Niemcy (wówczas – Prusy) i Rosja.

Stanom Zjednoczonym przypadła ciut pośledniejsza rola Austrii, tym bardziej, iż „obamowcy” swe geopolityczne interesy skierowali w inne punkty globu, od naszego regionu wymagając jednego: świętego spokoju. Albo spokoju jakiegokolwiek, niechby nawet bezprzymiotnikowego. Co nie znaczy, że nie skorzystają z kawałka tortu, gdy tylko nadarzy się okazja.

I tu trzeba będzie pilnować na jakich warunkach dopuścimy amerykańskie firmy do ewentualnej eksploatacji gazu łupkowego.

No dobra, poniosła mnie fantazja. Już widzę, jak tego dopilnujemy...

III. „Mrożona” polityka wschodnia.


Mieliśmy niemal dwadzieścia lat, by stworzyć w regionie, którego jesteśmy ponoć „naturalnym liderem”, sprawną i rozbudowaną agenturę wpływu. No, wiecie – instytuty, centra badawcze, fundacje... Mogliśmy pozyskać dla tych inicjatyw miejscowe autorytety. Albo wykreować własne. Poszłyby za tym media, za mediami zaś – ludzie. Głosowaliby po naszemu, tak jak dziś większość Polaków głosuje po myśli Niemiec i Rosji. Dla poważnego państwa dwie dekady na realizację takiego zadania to aż nadto.

Gdybyśmy byli poważnym państwem, zrobilibyśmy to.

Tymczasem Ukraina pod rządami Janukowycza bezpowrotnie osuwa się w rosyjską strefę wpływów. O Białorusi nie ma nawet co gadać. Pribałtika również okazała się wyzwaniem ponad nasze możliwości. Tym bardziej, że co i rusz, różni „dobrzy ludzie” ostrzegali nas przed „wymachiwaniem szabelką” i „aktywną polityką wschodnią”.

Posłuchaliśmy „dobrych ludzi”. I przegraliśmy region. Jedyny antrakt w spektaklu naszej niemocy, to okres między „pomarańczową rewolucją” (przełom lat 2004/2005), a wygraną ekipy Tuska (2007), z późniejszym heroicznym epizodem wyprawy pięciu przywódców pod przewodem Prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Gruzji w sierpniu 2008 (wbrew woli Rządu RP!). Zwieńczeniem - tragiczny finał w Smoleńsku.

Dlaczego nie potrafiliśmy stworzyć skutecznej agentury wpływu i szerzej – konsekwentnej polityki zagranicznej? Bo analogiczna agentura innych państw usadowiona u nas do tego nie dopuściła. A nasi parnasiarze i podążający w ślad za nimi eliciarze byli aż nadto chętni by się światłym zaleceniom „życzliwych” nam „partnerów” podporządkować, wszelkie przejawy zbytniej samodzielności Polski traktując jako szkodliwą chimerę.

Poczynania obecnej ekipy rządzącej, świadomie odchodzącej od idei „polityki jagiellońskiej”, która tak drażniła dysponentów rezydujących u nas agentur wpływu, na rzecz „płynięcia z głównym nurtem” oznacza jedno: wybór Bronisława Komorowskiego na prezydenta III RP jest sygnałem, iż w kwestii stosunków międzynarodowych będziemy kontynuować „politykę mrożonego g..na”. Nie zmieni tego faktu kurtuazyjne nazwanie tego co Polska zrobi „polityką piastowską”, powrotem do „realizmu” (w miejsce wcześniejszych rzekomych „mrzonek”), czy czymkolwiek innym.

Zostaniemy z „partnerstwem wschodnim” - wirtualnym bytem nie przekładającym się na realia. Wszystko okraszone uśmiechami ze strony tych, którzy porozumieli się co do naszego losu.

Niby funkcjonujemy w „przestrzeni międzynarodowej”, niby się z nami liczą i prawią czułe słówka... Łajno, póki co, jest zmrożone.

***

Po zwycięstwie Bronisława Komorowskiego pojawił się rządowy apel o 500 dni spokoju. Przekładając z języka sloganów na język konkretów, oznacza to: dajcie nam 500 dni polityki mrożonego... sami wiecie czego. Nie tylko w warstwie zagranicznej, którą zarysowałem powyżej, lecz również w polityce wewnętrznej. Rząd będzie udawał, że rządzi. Media wzmogą pijarowską kołysankę, nucącą, iż modernizacja postępuje i szafa gra, zaś Prezydent Bronisław Komorowski jest witany z przyjazną akceptacją we wszystkich stolicach i na wszystkich planetach Wszechświata.

Ale historia ma to do siebie, że prędzej czy później przychodzi czas odwilży. I wtedy to, co było zamrożone, nagle daje znać o sobie.

A my zostaniemy z twarzami w tym, co odmarzło.

Gadający Grzyb


Inne moje notki o podobnej tematyce:

http://niepoprawni.pl/blog/287/kres-pomaranczowej-ukrainy

http://www.niepoprawni.pl/blog/287/komorowski-polecial-po-jarlyk
http://www.niepoprawni.pl/blog/287/aksamitny-protektorat
http://niepoprawni.pl/blog/287/po-co-te-wybory

pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

1 komentarz: