sobota, 20 sierpnia 2011

„Wolny” rynek wita „Gazetę Polską Codziennie”


... czyli nowy prawicowy tytuł zdobędzie czytelników ale nie reklamy.



I. „Gazeta Polska Codziennie” na start!


To się porobiło – zaplute karły reakcji spod znaku IV RP, smoleńscy nekrofile, sfrustrowani krytykanci i jadowici pisowcy z „Gazety Polskiej” bezczelnie rozwijają swą destrukcyjną działalność godzącą w ustrój oraz sojusze i nie pytając o pozwolenie specjalistów od rynku mediów zamierzają wystartować 9 września z dziennikiem pod odkrywczą nazwą „Gazeta Polska Codziennie”. Tytuł ma być nieco tabloidalny w formie i prawicowy w treści, co jako żywo sugeruje, że Tomasz Sakiewicz & co. wyciągnęli wnioski z internetowego sukcesu portalu „wPolityce.pl” i zapragnęli zrobić coś podobnego w wersji papierowej, uznając że jest nisza, zapotrzebowanie i w ogóle. Pewnie jest, nie przeczę – nowemu dziennikowi jako wierny i wieloletni czytelnik „GaPola” życzę powodzenia i przede wszystkim – zyskowności.


Ta zyskowność staje się palącą potrzebą, jeśli „Gazeta Polska” chce wskoczyć na wyższy poziom edytorski, bo wszystko wskazuje na to, że w obecnej, anachronicznej formule tytuł osiągnął sprzedażowe maksimum, od miesięcy utrzymując się na poziomie sześćdziesięciu-siedemdziesięciu tysięcy sprzedanych egzemplarzy i szóstym miejscu w rankingu tygodników opinii. Innymi słowy – stagnacja. Na dość wysokim poziomie rynkowym, ale stagnacja. Treść treścią, ale „wizaż” typowy dla „niszowej, prawicowej gazety z lat 90-tych” jest ewidentnie do zmiany – niewątpliwy sukces jaki odniosła „GP” w ciągu ostatniego roku został bowiem osiągnięty mimo wizualnej szpetoty tygodnika, a nie dzięki niej. Kto sądzi inaczej pozostaje w „mylnym błędzie”, zaś każdy kto widział choćby kilka okładek „GP”, ten wie o czym mówię.


II. Ach, ten „kontent”...


Dobra, już milknę ze swoimi nieproszonymi radami. Są inni, lepsi ode mnie, albowiem, jak podaje portal wirtualnemedia.pl: „Gazeta Polska Codziennie” zdobędzie czytelników ale nie reklamy. Proszę, proszę – tytuł jeszcze nie zadebiutował, a już pochyla się nad nim z czułością zespół specjalnej troski złożony ze specjalistów z rodzimych domów mediowych, którzy już wiedzą, że na reklamę nowa gazeta nie ma co liczyć.


Posługując się branżowym wolapikiem przyznają wprawdzie łaskawie, że „istnieje potrzeba zaistnienia takiego tytułu, prawicowy czytelnik bardzo się ostatnio bowiem zaktywizował” (Dariusz Sachajko, commercial director w Universal McCann), tudzież „lżejsza formuła w tym przypadku może się sprawdzić i sprzedaż może być naprawdę stosunkowo wysoka” (Monika Rychlica, head of non-broadcast media w domu mediowym Initiative Media Warszawa), by niemal na jednym oddechu zaraz dodać: „lżejszy kontent stosunkowo łatwo znaleźć w sieci, pytanie, czy czytelnicy będą chcieli za niego dodatkowo płacić?” (Monika Rychlica) i „(...) trudno jednak wyrokować, czy nowy dziennik przyjmie się na rynku” (Dariusz Sachajko).


Na koniec zaś przygważdżają niewczesne zapędy prawicowych oszołomów: „na pewno ‘Gazecie Polskiej Codziennie’ nie będzie łatwo pozyskiwać reklam. Klienci preferują bowiem kontent neutralnie polityczny. Nawet jeśli tytuł będzie miał wysoką sprzedaż, nie oznacza to wcale, że osiągnie on sukces reklamowy” (Dariusz Sachajko). Wtóruje mu pani Monika „head-coś-tam” Rychlica: „’Gazeta Polska’ reklamowo nie istnieje, tygodnik ‘Uważam Rze’ ma z reklamami problemy”. I dodaje: „Nowym tytułom jest dwa razy trudniej o reklamy niż dotychczasowym, a tytułowi o skrajnym charakterze może być jeszcze trudniej. (wytł. i skróty moje - GG)


No i wszystko jasne – żeby Sakiewicz potem nie płakał, że nie został ostrzeżony. Wszystko pięknie, czytelnicy się znajdą, nawet dość liczni, ale z reklam nici, bo nie ten „kontent”.


Ach, ten „kontent”, prawda? Gdyby nie „kontent”, to media-plannerzy popędziliby do nowych tytułów jak w dym, a już „commercial directorzy” i „headzi” od „non-broadcast mediów” w szczególności, tylko ten „kontent”, wicie-rozumicie... jakiś taki skrajnie upolityczniony... nie to co apolityczna „Polityka”, tudzież równie apolityczny „Wprost” czy inny „Newsweek”... Tam „kontent” jest, wiadomo, bez zarzutu. Albowiem, moi mili „kontent” jest, jak sama nazwa wskazuje, od tego, by kontentować „waadzę” ze szczególnym uwzględnieniem obozu beneficjentów i utrwalaczy III RP, który to obóz decyduje co i jak, roztaczając swą czułą opiekę nad rynkiem mediodajni, by żaden frustrat i oszołom nie mieszał tubylcom w głowach.


Jako żywo przypomina to historię niedawnego artykułu w „Press”, na potrzeby którego autor - Mariusz Kowalczyk – wydzwaniał do firm reklamodawców „Uważam Rze” (również potencjalnych) zapytując z troską w głosie, czy aby nie przeszkadza im „wizerunek upolitycznionej i skrajnej w opiniach gazety”.


III. Niewidzialny target.


Pisałem już o tym mechanizmie w notce „Niewidzialny target”, tu więc jedynie skrótowo powtórzę: na polskim rynku medialno-reklamowym źle widziane jest reklamowanie się w nieprawomyślnych tytułach. Żeby prowadzić interes we względnym spokoju, należy żyć dobrze z „waadzą” (nie tylko tą oficjalną, ale również z reprodukującym się esbeckim układem polityczno-urzędniczo-biznesowym), czyli m.in. nie finansować nieodpowiedniej prasy. Cel takiego działania jest oczywisty i sprowadza się do zagłodzenia mediów, gdyż sprzedaż to jedynie część dochodów pisma, co widać na przykładzie opisywanej „Gazety Polskiej”, która mimo wysokiego nakładu wciąż nie może sobie pozwolić na unowocześnienie „dizajnu”.


Pytani o to mądrale w rodzaju cytowanych wyżej Dariusza „commercial director” Sachajko czy Moniki „head-coś-tam” Rychlicy będą oczywiście bredzili o „kontentach” (prawdziwe znaczenie tego terminu już wyjaśniłem), względnie nie tej grupie docelowej – nieatrakcyjnym „targecie”. Słowem, wychodzi na to, że prawicowy czytelnik niczego nie kupuje – nie używa kosmetyków, nie jeździ samochodem, nie korzysta z telefonów komórkowych, nie je, nie pije, a mieszka zapewne w ziemiance. Taki „niewidzialny target” i tyle.


Ostatnio, jak doniósł portal wPolityce.pl nastąpił dalszy postęp w sferze racjonalizacji tego reklamowego apartheidu i swoistego wykluczenia konsumenckiego potężnej rzeszy obywateli. Oto:



„Szef domu mediowego Omnicom Media Group Jakub Bierzyński tłumaczy na portalu ‘Press’ dlaczego projekty medialne adresowane do ludzi o poglądach prawicowych są z góry skazane na porażkę: ‘Reklamodawcy nie garną się do prasy prawicowej. Jej czytelnicy nie są skłonni do zakupów i nie poddają się działaniom marketingowym’ – wyjaśnia Bierzyński.” (wytł. moje – GG)



W zasadzie powinniśmy być dumni – my, prawicowcy, jawimy się jako samodzielnie myślący, odporni na manipulację i racjonalnie wydający pieniądze, odpowiedzialni ludzie.


Opinia ta jednak mówi nam też mimowolnie co nieco o podejściu pana Bierzyńskiego do reklamy jako takiej i mediach jako jej nośniku: otóż wedle szefa Omnicom-Coś-Tam, reklama z założenia pomyślana jest jako oszustwo mające skłonić rzesze lemingów zwanych na tę okoliczność uprzejmie „konsumentami” do bezmyślnego trwonienia pieniędzy, zapożyczania się i bezwolnego podążania za podsuwaną im modą. Media, które reklamy prezentują, mają takie postawy utrwalać i promować - aktywnie współuczestniczyć w kształtowaniu i wychowywaniu konsumenta. Z natury rzeczy zaś wyklucza to treści odbiegające od uładzonego, mainstreamowego przekazu i skłaniające – o zgrozo! - do samodzielnego myślenia.


No, ale przecież wszyscy wiemy, że gadanie pana Jakuba to tylko... gadanie właśnie, mające „przykryć” mechanizm „głodzenia” nieprawomyślnych mediów. Nad czymś takim, jak etyczna reklama pan z Omnicomu pewnie nawet się nie zastanawiał. No i najlepsze: te krytyczne opinie o „zdolności reklamowej” prawicowych mediów płyną z ust ludzi... od których w znacznej mierze zależy, gdzie zamieszczą reklamy swych klientów! Czyli „kontrowersyjność” „kontentu” jest m.in. kwestią subiektywnej oceny, poglądów i sympatii macherów z domów mediowych.


Na zakończenie przypomniała mi się polemika jaką toczyłem onegdaj pod tekstem „Niewidzialny target” z komentatorem o pseudonimie „planner”, który odcięcie prawicowych gazet od reklamowego wodopoju tłumaczył tysiącem obiektywnych i fachowych względów, dorzucając jeszcze amatorszczyznę w pozyskiwaniu reklamodawców. Człowiek ów zaktywizował się na portalu tylko pod tym jednym tekstem, a gdy polemika wygasła, oddalił się do innych obowiązków. Szczerze mówiąc, liczę na powrót i kontynuację.


Gadający Grzyb

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz