środa, 21 grudnia 2011

Ryszard Cyba i system kłamstwa


Działalność funkcjonariuszy reżimowych mediodajni można podsumować jako jedno nieprzerwane podżeganie do zabójstwa.


I. Krach narracji

Pocieszające, że pod rządami ponurej dyktatury matołów trafiają się od czasu do czasu jaskółki przywracające wiarę w elementarną sprawiedliwość – tak jak w przypadku wyroku dożywocia orzeczonego w sprawie Ryszarda Cyby. Na zdrowy rozum, dożywocie (z braku kary śmierci) wraz z dziesięcioletnim pozbawieniem praw publicznych i możliwością ubiegania się o warunkowe zwolnienie dopiero po upływie 30 lat (Ryszard Cyba, o ile dożyje tej chwili, będzie miał wtedy 93 lata) było jedyną możliwą karą, ale sądy III RP wydały już zbyt wiele skandalicznych i urągających poczuciu przyzwoitości wyroków, by można było oczekiwać finału sprawy ze spokojem. Tym bardziej cieszy, że polityczny morderca, nafaszerowany propagandą reżimowych mediodajni były członek PO i milicyjny konfident, usłyszał jednoznaczne potępienie swej zbrodni i poniesie stosowną karę.

Przy okazji posypało się kilka narracji, którymi wkrótce po łódzkim mordzie raczyły nas przekaziory, z niedwuznaczną intencją rozmycia odpowiedzialności i zrelatywizowania kwestii wyboru ofiar zabójstwa.

Po pierwsze – Ryszard Cyba nie był wariatem, jak usiłowano nam wmówić. Biegli wyraźnie stwierdzili, że był poczytalny i w pełni odpowiadał za swe czyny.

Po drugie – nie był to zamach na klasę polityczną „tak w ogólności”, którą to wersję również usiłowano przeforsować w społecznej świadomości za pomocą „przekazów dnia” i uporczywego zagadywania wymowy zbrodni propagandowym bełkotem. Zarówno sąd, jak i sam morderca jednoznacznie wskazali że celem ataku miała być trójka czołowych ówczesnych polityków PiS – Jarosław Kaczyński, Zbigniew Ziobro i Jacek Kurski. Ponieważ sprawca nie mógł ich dosięgnąć w dobrze chronionej warszawskiej siedzibie, skierował się w zastępstwie do łódzkiego oddziału partii, by tam zabić jakichkolwiek „pisowców”. Padło na Marka Rosiaka i Pawła Kowalskiego, który cudem ocalał.

Po trzecie wreszcie - upadła wyjątkowo ohydna insynuacja zwerbalizowana przez Waldemara Kuczyńskiego i powielana później w różnych formach, że winę za mord ponosi Jarosław Kaczyński, który „posiał wiatr”. Otóż nie. Z „manifestu” Ryszarda Cyby wyłania się obraz człowieka uwarunkowanego przez przemysł pogardy i nienawiści, powtarzającego „nagrane” mu wrzutki o winie braci Kaczyńskich za tragedię smoleńską.

II. Opętany propagandą

Spójrzmy:

„Na początku chciałbym przeprosić pokrzywdzonych za to co zrobiłem, ale winę ponosi PiS. Jarosław Kaczyński i Lech Kaczyński, który spóźnił się na samolot i nie chciał się spóźnić się na uroczystości, doprowadził do katastrofy smoleńskiej przez zmuszenie załogi samolotu do lądowania w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych i słabo wyposażonym lotnisku. Według mnie to Lech Kaczyński jest największym mordercą Polskim od czasu II wojny światowej. (…)” (http://niezalezna.pl/19439-znamy-tresc-listu-ryszarda-cyby )

W tym cytacie mamy kondensację wątków pracowicie wdrukowywanych w umysły Polaków od pierwszych chwil po Katastrofie Smoleńskiej przez propagandową machinę reżimowych mediodajni. Po co Kaczyński się pchał do Katynia, trzy próby podejścia do lądowania, naciski na pilotów, presja powodująca u kpt. Protasiuka „tunelowanie poznawcze” - cały zestaw kłamliwych bredni powtarzanych dzień po dniu przez wiele miesięcy, wylewających się ze szczekaczek wciąż od nowa i od nowa... Bredni których nikt nie odwołał i za które nikt nie przeprosił, choć wszystkie bez wyjątku okazały się fałszywe.

Znamienne, że do świadomości Cyby nie dotarło, iż to rząd Tuska po tym jak Prezydent wyraził wolę uczestniczenia w obchodach katyńskich podjął wspólnie z rządem Putina grę dyplomatyczną obliczoną na zdeprecjonowanie głowy własnego państwa; że nie było żadnego podejścia do lądowania; że nikt nie wywierał na pilotach presji; że to Rosjanie wbrew procedurom nie zamknęli lotniska... Do Ryszarda Cyby dotarła wyłącznie i opętała go bez reszty nienawistna propaganda produkowana i kolportowana przez wiodące „pasy transmisyjne” tłukące bez chwili wytchnienia ten sam podły przekaz. Nie oszukujmy się – ten przekaz zdominował również setki tysięcy innych umysłów. Łódzki morderca po prostu zachował się konsekwentnie i wziął broń do ręki.

III. Mordercy zza biurek

Ryszard Cyba, skazany został za czyn „popełniony z motywów politycznych, adresowany do jednej tylko partii (...) i z pobudek zasługujących na najwyższe potępienie” (wPolityce.pl). To jedna strona tej zbrodni. Druga strona, która wciąż czekana rozliczenie, to mordercy zza dziennikarskich biurek, wyrobnicy propagandowego frontu obozu beneficjentów i utrwalaczy III RP, którzy w strachu o stan politycznego posiadania nie cofnęli się przed żadną nikczemnością. Ich działalność można podsumować jako jedno nieprzerwane podżeganie do zabójstwa. Odczłowieczanie „pisowców”, przedstawianie ich jako groteskowego „bydła” i „watah” które należy „dorżnąć”, robienie tematu dnia z każdej obrzydliwości wydalonej z gardzieli Palikota, promowanie każdej zaplutej, nieprzytomnej tyrady Niesiołowskiego, każdego rechotu z „kartofla” – to wszystko sprawia, że klawiatury, kamery i mikrofony tego towarzystwa są dziś zachlapane krwią niewinnych ofiar. To „Wyborcza” z TVN-em i innymi pomniejszymi mediodajniami wręczyły Cybie pistolet i poszczuły na „Kaczora”.

Nie mam złudzeń. Nie wierzę, że w tych wyzutych z sumień łajdakach – tych wszystkich Czuchnowskich, Olejnikach, Kuczyńskich, Kuźniarach, ekipie „Szkła kontaktowego” i całej reszcie coś się obudzi, drgnie jakaś resztka poczucia przyzwoitości. Nie łudzę się, że dokonają jakiegoś rozliczenia, że przeproszą, że zdobędą się na chwilę autorefleksji. Zamiast tego, będą domagać się od reżimu któremu się wysługują ochrony należnej funkcjonariuszom państwowym, dającej komfort działania w ramach systemu kłamstwa.

Wszak nie na darmo nazywa się ich cynglami.

Gadający Grzyb

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz