piątek, 1 listopada 2013

O niższości Halloween

Implementacja Halloween na polskim gruncie w ramach „modernizacji przez kserokopiarkę” chyba zakończyła się fiaskiem.

I. Klapa

Proszę o wybaczenie, że poruszam temat już po fakcie, tzn. po wigilii Wszystkich Świętych, zwanej w ramach nowej świeckiej tradycji Halloween. Miałem napisać ten tekst kilka dni temu, no ale histeria anty-smoleńska wywołana zdjęciem Tuska i Putina miała pierwszeństwo. W każdym razie, chodzi mi o to, że implementacja Halloween na polskim gruncie w ramach „modernizacji przez kserokopiarkę” chyba zakończyła się fiaskiem.

Nie mam wprawdzie pewności, jak to wygląda w tzw. „dużych ośrodkach”, gdyż sam mieszkam w „ośrodku” dość niewielkim, ale w tym roku nie zaobserwowałem jakoś dzieci włóczących się po domach i nastręczających się ludziom grepsami podpatrzonymi w amerykańskich filmach – jeszcze dwa-trzy lata temu się zdarzało, ale wzięło i zdechło. Można odnieść wrażenie, że „święto duchów” funkcjonuje głównie w wiodących mediodajniach, no ale one programowo zaprzedane są służbie złu, zatem promocja satanizujących zabaw jest akurat w ich przypadku jak najbardziej na miejscu. Co jeszcze? Może w klubach odbyło się kilka okolicznościowych imprez na których biedne lemingi poprzebierane w bógwico nie bardzo wiedziały co ze sobą zrobić – i to w zasadzie wszystko.

II. Satanistyczna „gwiazdka”

Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że intensywna promocja Halloween ma cel podwójny: kulturowy i komercyjny. Wszystkich Świętych nie jest dla sieci handlowych dobrym świętem, no bo w końcu ile można w supermarkecie sprzedać tych zniczy i chryzantem, tym bardziej, że wielu ludzi woli w ten dzień dać zarobić swoim – i kupić znicze oraz kwiaty na stoiskach pod cmentarzami. Co innego Halloween – tutaj pole sprzedażowe związane z różnego rodzaju gadżetami otwiera wielkie perspektywy, szczególnie jeśli chodzi o dzieci, które jak wiadomo są najwdzięczniejszym targetem sprzedażowym. Potencjalnie, można tu wykreować rynek wręcz na miarę jakiejś satanistycznej „gwiazdki”.

W wymiarze kulturowym natomiast mamy do czynienia z kolejną odsłoną prób dechrystianizacji Polski, która koniecznie ma być „kolorowa”, nawet jeśli przy okazji Halloween miałby to być kolor czarny, ew. przeplatany krwistymi zaciekami. Bo to jest czerń postępowa, słuszna i wesoła, w przeciwieństwie do czerni zacofanej, niesłusznej i smutnej, rozświetlonej ponurym blaskiem religianckich zniczy. No cóż, przyznam się, że sam kupiłem akurat w Halloween dwie dynie, ale - zapewne ku zmartwieniu społecznych reedukatorów - muszę ze wstydem przyznać, iż nie były to radosne, postępowe dynie do palenia w nich świeczek, tylko obskuranckie dynie przeznaczone na przetwory – a konkretnie na marynaty mające urozmaicić zimowe obiady.

III. Z dwojga złego – Walentynki...

Pisząc o Halloween nie sposób nie odnieść się do drugiego święta z importu, Walentynek mianowicie. Te z kolei wzięły Polskę szturmem, choć przypuszczam, że gdyby o sprawie mieli decydować faceci, to na te całe Walentynki machnęliby ręką. Tak się jednak składa, że niemal każdy facet, przynajmniej na pewnym etapie, ma tę jedną-jedyną, która ma się rozumieć nie przepuści żadnej okazji, by ten jeden-jedyny miał szansę okazać jak bardzo mu na swej jednej-jedynej zależy. W związku z powyższym, ci biedni faceci w zasadzie nie mają wyjścia, więc posłusznie kupują te szklarniowe tulipany i idą do kina na jakąś badziewną komedię romantyczną, licząc w skrytości ducha na alkowianą nagrodę ze strony swych jednych-jedynych. Tutaj już nic się nie da zrobić.

Rzecz jasna, jestem świadom iż 14 lutego jest katolickim dniem Świętego Walentego i Kościół stara się o tym fakcie swym owieczkom przypominać. Nie oszukujmy się jednak – jest to święto komerchy, niemniej, dzięki sympatycznemu przesłaniu jest w odróżnieniu od Halloween do przełknięcia. Choć z drugiej strony, te nieszczęsne, obowiązkowe komedie romantyczne mogą nieść ze sobą poziom makabry w wymiarze estetyczno-intelektualnym nie gorszy niż halloweenowe horrory. Ale, z dwojga złego, niech lepiej już będą te Walentynki... a tym, którzy pozwalają swoim dzieciom w wigilię Wszystkich Świętych plątać się po obcych mieszkaniach, dedykuję kawałek Spirit of 84 „Cukierek lub numerek”.

 

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

PS. Tekst „Cukierek lub numerek”

utwór rekomendowany osobom powyżej 16 roku życia ;)

 

Choć Polska lubi czuć się przedmurzem chrześcijaństwa

Co roku trwa tu festyn komercji i pogaństwa

Zamiast odwiedzać groby, atakują mieszkania

Banda paskudnych gnoi, bez śladu wychowania

 

Przylazła również do mnie dziewczynka, co ma pecha

Cukierek lub numerek, w moich drzwiach się uśmiecha

Oceniam sytuację, przyglądam się dziewczynie

Ktoś musi ją wychować, podejmę ten wysiłek

 

Żeby ten wieczór, dziewczę, dla ciebie był nauką

Dziś wybieram numerek, pod ścianę, pod ścianę!

Starczy pogańskich bredni, odechce ci się głupot

Dziś wybieram numerek, pod ścianę, pod ścianę!

 

Szlajanie się po nocy może być niebezpieczne

Metody wychowawcze brutalne lecz skuteczne

Gdy lekcję zapamięta, to może się nauczy

Odechce się dziewczynie po obcych domach włóczyć

 

Gdy trafi w dobre ręce, dziewczynka co ma pecha

Cukierek lub numerek, wie, po co się uśmiecha

Nie ma się po co szlajać, gdy noc październikowa

Gdy cukier zęby psuje, grunt, żeby panna zdrowa

 

Żeby ten wieczór, dziewczę, dla ciebie był nauką

Dziś wybieram numerek, pod ścianę, pod ścianę!

Starczy pogańskich bredni, odechce ci się głupot

Dziś wybieram numerek, pod ścianę, pod ścianę!

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz