czwartek, 17 kwietnia 2014

Zmierzch sekty z ulicy Czerskiej

Oni nie mają już niczego, co pozwoliłoby przejąć im inicjatywę strategiczną, nie mówiąc już o potędze społecznego oddziaływania z czasów batalii o Krzyż.

I. Antysmoleńska drżączka

Jak co roku w okolicach 10 Kwietnia „sekta pancernej brzozy” z ulicy Czerskiej doznała antysmoleńskiego wzmożenia przejawiającego się publicystyczną drżączką. Niby nic nowego, ja jednak odnotowuję te podrygi, gdyż dają one obraz postępującej z roku na rok degrengolady i utraty wpływów gazetowyborczego środowiska. Przypomnijmy sobie, co działo się jeszcze niespełna cztery lata temu i nieco później. Wielka, polityczno-medialna ofensywa: począwszy od nagłośnienia protestu przeciwko pochówkowi Pary Prezydenckiej na Wawelu, poprzez systematyczne propagowanie kolejnych ruskich wrzutek, zadekretowanie „pojednania” z reżimem kremlowskiego czekisty, groteskowa akcja palenia świeczek na grobach krasnoarmiejców, pomnik dla bolszewickich najeźdźców w Ossowie przy osobistym zaangażowaniu arcyboleśnie prostego prezydenta... W międzyczasie zaś operacja socjotechniczna na ogólnopolską skalę mająca na celu rozpętanie zimnej wojny domowej i rozbicie Polaków na dwa zwalczające się obozy – smoleński oraz antysmoleński plus zobojętniałą większość kontentującą się grillem i ciepłą wodą w kranie.

Nad tą operacją warto zatrzymać się przez chwilę, pokazuje ona bowiem jak pod lupą ojkofobię salonowszczyzny - strach przed własnym narodem, który jawi się jej niczym wrogi, obcy motłoch. Na widok tłumów na Krakowskim Przedmieściu gremia uzurpujące sobie rolę przewodników nadwiślańskiego stada zawyły ze zgrozy, zdawał się bowiem spełniać ich najgorszy koszmar: naród zjednoczony na bazie zwalczanych przez nie wartości – patriotyzmu, tradycji, poczucia własnej wartości i narodowej samoidentyfikacji. Propagandowa machina, napędzana obsesyjnymi lękami ruszyła z kopyta. Jęki o „kulcie Tanatosa”, „mesjanistycznych oparach”, „demonach polskiego patriotyzmu”... Lecz to wszystko było mało, antynarodowym łże-elitom grunt usuwał się spod nóg, potrzeba było mocniejszego uderzenia, zorganizowanego przy ewidentnym udziale służb.

II. Ostatnia ofensywa

Takim uderzeniem stała się „akcja Krzyż” zapoczątkowana niesławnym wywiadem Bronisława Komorowskiego dla „Gazety Wyborczej”. Napędzono ni z tego ni z owego stado młodocianych barbarzyńców pod wodzą niezrównoważonego wioskowego głupka, Dominika Tarasa. W ten sposób rozpętała się wielomiesięczna orgia ohydy na Krakowskim Przedmieściu, kiedy to pijani zwyrodnialcy atakowali modlących się obrońców Krzyża przy nakazanej odgórnie bierności policji i przy aktywnym udziale zmobilizowanej agentury. Dwa najbardziej jaskrawe przykłady prowokatorów, to Zbigniew S. pseudonim „Niemiec” - król warszawskich sutenerów, oskarżony w sprawie szantażu senatora Piesiewicza, zawsze obecny, gdy trzeba było w godzinach nocnych podgrzać atmosferę, oraz niejaki Andrzej Hadacz, zwany „Andrzejem spod krzyża” - istne utrapienie obrońców, zawsze wpychający się przed kamery by wykrzykiwać jakieś nieprzytomne, kompromitujące brednie, a który koniec końców objawił się u boku Palikota („konstrukt służb”) na gej-paradzie. Wszystko zaś było podawane medialnymi pasami transmisyjnymi monopolizującymi wówczas społeczny przekaz. Efektem tej socjotechnicznej operacji jest obecny podział, nie do zasypania na przestrzeni pokolenia.

Była to jednak ostatnia ofensywa. Od tamtej pory, wraz z kolejnymi kompromitacjami antysmoleńskich „wrzutek”, jak choćby tej o pijanym gen. Błasiku w kokpicie tupolewa, sekta pancernej brzozy krok po kroku traciła teren. Ogromną rolę odegrał tu Zespół Parlamentarny pod kierunkiem Antoniego Macierewicza, który mimo iż nie ustrzegł się potknięć, walnie przyczynił się do odkłamywania w społecznej świadomości oficjalnych ustaleń raportów Anodiny-Millera. Do tego gwałtowny rozwój antysalonowych mediów, najbardziej widoczny w segmencie prasowym i w internecie, ze szczególnym uwzględnieniem prawicowej blogosfery. Nagle patriotyzm przestał być w powszechnym odbiorze obciachem, czego żywym świadectwem stały się wielotysięczne rzesze na kolejnych Marszach Niepodległości w trakcie których, prócz narodowców, spotykały się różne odłamy szeroko rozumianego obozu patriotyczno-niepodległościowego.

III. Dinozaury z Czerskiej

Jak sytuacja wygląda w roku 2014? Mainstreamowi symbolizowanemu przez dwie „gwiazdy śmierci” z Czerskiej i Wiertniczej pozostało bezsilne ujadanie i propagowanie nieudolnych krętactw Laska, czy prokuratora Szeląga. W zasadzie jedyne na co dziś stać „Wyborczą”, to kuriozalny cykl „Smoleńskie dzieci”, napisany charakterystyczną manierą – tak by nie skłamać i prawdy nie powiedzieć. Jak napisałem na wstępie, publicystyczna drżączka i to o coraz bardziej kurczącym się wraz ze spadkiem nakładu „GW” zasięgu, sprowadzająca się do dętych zarzutów o robienie polityczno-medialnego biznesu na Tragedii Smoleńskiej, okraszonych ploteczkami o wzajemnych animozjach w środowisku prawicowych mediów.

Proszę spojrzeć, jakie to słabe. Oni nie mają już niczego, co pozwoliłoby przejąć im inicjatywę strategiczną, nie mówiąc już o potędze społecznego oddziaływania z czasów batalii o Krzyż. Została im tylko ordynarna, toporna parodia i prymitywna szydera skierowana do najbardziej zakutych lemingów. „Agenda" sekty z Czerskiej jest typowo reaktywna: a to opędza się przed Macierewiczem, to usiłuje się odgryzać patriotycznym mediom, to znów buduje nastrój grozy przed kolejnymi Marszami Niepodległości - i tak w kółko. Gdy zaś próbuje zrobić cokolwiek sama z siebie, kończy się blamażem, o czym świadczy chociażby fiasko zeszłorocznej akcji z czekoladowym „możełem". Dziennik z Czerskiej przed bankructwem ratują już tylko transfery finansowe ukryte pod pozorem płatnych ogłoszeń różnych publicznych instytucji. Wyobcowane, kawiarniane lewactwo z „Krytyki Politycznej”, które ostatnio skolonizowało ideologicznie „Wyborczą”, funkcjonuje jedynie dzięki grantom i dotacjom. Słowem - to oni są dziś w sytuacji „dorzynanych watah” i to oni wraz z postępującym uwiądem skazani są na wymarcie „jak dinozaury”.

Gadający Grzyb

Artykuł ukazał się w tygodniku „Polska Niepodległa” nr.15-16 2014

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz