piątek, 22 kwietnia 2016

Warszawski rokosz

Drodzy KOD-owcy wraz z przyległościami, aby wasza rewolta miała szanse powodzenia, musicie wiedzieć kilka rzeczy.

Ależ ten czas leci... Jeszcze nieco ponad rok temu Bronisław Komorowski szybował w sondażach nie mając z kim przegrać, prawicowi wyborcy przeżywali gorycz bezsilności po skandalicznych wyborach samorządowych, a prof. Andrzej Nowak szarpiąc brodę pisał rozpaczliwy list na konwencję wyborczą Andrzeja Dudy. Słowem – marazm, beznadzieja i przekonanie, że „oni” mogą sobie pozwolić na wszystko, z fałszowaniem wyborów włącznie, narodowi kondycja polskiego państwa wisi kalafiorem, zaś rządzący układ wsparty potęgą niemieckiego hegemona nigdy nie odda dobrowolnie władzy. Ja sam nie widziałem wyjścia innego, niż zorganizowanie antyplatformerskiego Majdanu – zresztą, tego typu głosy podnosiły się także w innych komentarzach po prawej stronie. Biorąc to wszystko pod uwagę, podwójne zwycięstwo, które nastąpiło raptem kilka miesięcy później, zakrawa na mały cud. Toteż nie dziwi, że zwolennicy konserwowania III RP wraz z jej licznymi, systemowymi patologiami, których albo nie chcą dostrzegać, albo wręcz czerpią z nich rozmaite korzyści, od tamtej pory zachowują się jak po ciężkim nokaucie, uparcie nie przyjmując do wiadomości zarówno tego co się stało, jak i przyczyn dla których to się stało. Oczadziali traktują zwycięstwo PiS jako zamach i nieuprawnioną uzurpację, a słynne miny państwa Wajdów uchwycone podczas wieczoru wyborczego 10 maja doskonale obrazują stan umysłów KOD-owskich uczestników weekendowych „spacerów nienawiści”.

Ba, odwrócenie ról jest dokładne aż do szczegółów – teraz to tamci patrzą ponuro na bezlitosne sondaże, wychodzą na ulice w pełnych frustracji demonstracjach, jakże odmiennych od „fajnopolackiej” przechadzki z czekoladowym „możełem”, to u nich można zaobserwować „moherową” średnią wieku, choć tu raczej mamy do czynienia nie tyle ze staruszkami z kółek różańcowych, ile z „resortowymi babciami”. To oni oburzają się, gdy padają pod ich adresem oskarżenia o warcholstwo i podpalanie Polski, choć sami wcześniej nie szczędzili tego typu przenikliwych diagnoz czy to uczestnikom okupacji siedziby Państwowej Komisji Wyborczej, czy nieco późniejszemu marszowi w obronie demokracji i wolności mediów. Są też podobnie podzieleni – z jednej strony KOD, z drugiej „Razem”, nie szczędzące sobie wzajemnie połajanek – zupełnie jak całkiem niedawno narodowcy skandujący „PiS-PO jedno zło” i pisowcy widzący w narodowcach „V kolumnę Putina”.

No i w końcu – teraz to oni mówią o „Majdanie w Warszawie”. Różnica jest taka, że prawica zaczęła przebąkiwać o „wariancie ulicznym” dopiero pod koniec ośmioletnich rządów Platformy, po serii punktowych represji skierowanych przeciw różnym środowiskom, pałowaniu uczestników Marszy Niepodległości, wyrokach za „Donald matole...” i sfałszowanych wyborach samorządowych. Dzisiejsi wyznawcy ancien regime'u wykazują się znacznie mniejszą cierpliwością. Drugą różnicą jest to, że wtedy do ukraińskiej rewolty nawiązywał nie tyle PiS, ile szeregowi wyborcy prawicy i niektórzy komentatorzy, dziś natomiast postulat ten zgłasza lider opozycyjnej partii, Grzegorz Schetyna.

Temat ten jest mi bliski o tyle, że właśnie na początku 2015 roku dość gruntownie go sobie przeanalizowałem i wyszło mi, że taki scenariusz jest w Polsce niesłychanie trudny do zrealizowania. Czegóż bowiem trzeba do wywołania „warszawskiego rokoszu”? Otóż, drodzy KOD-owcy wraz z przyległościami, aby wasza rewolta miała szanse powodzenia, musicie wiedzieć kilka rzeczy. Mianowicie, powinny być spełnione trzy podstawowe warunki: 1) odpowiednio wysoki i masowy poziom społecznej frustracji; 2) ustosunkowany i majętny sponsor zapewniający logistykę, wikt i opierunek, a także gotów w razie konieczności zwyczajnie opłacić demonstrantów; 3) wreszcie - wsparcie zagranicznego protektora zapewniającego międzynarodowy parasol ochronny, tak by „opinia światowa” uznała protest za „słuszny” i swoimi kanałami wymogła na rządzie oddanie władzy.

Z punktem trzecim zapewne nie byłoby problemów – Berlin, Bruksela, a nawet niektóre środowiska w USA, wręcz przebierają nogami by zmontować tu i wszechstronnie poprzeć jakąś „kolorową rewolucję”. Ale co z dwoma pierwszymi warunkami? Czy macie odpowiednio wielu zdeterminowanych ludzi gotowych tygodniami koczować pod namiotami? Przypomnę, że w Kijowie zaczęło się od młodzieży – jak tam u was z młodymi? Ilu z was będzie sobie mogło pozwolić na wielotygodniowy urlop? Prócz tego, macie kasę? Rewolucja jest droga. Jak głosi uporczywa plotka, majdan w Kijowie kosztował 750 tys. hrywien dziennie, co po ówczesnym kursie wynosiło jakieś 270 tys. zł. Po czterech dniach robi się z tego ponad milion, po ośmiu – ponad dwa miliony - i tak dalej. Macie takich sponsorów? Jeśli tak, to po pierwsze - gratuluję, po drugie - rad bym poznać nazwiska...

*

A poza tym:

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Na podobny temat:

http://blog-n-roll.pl/pl/polski-rokosz#.VQdTro6NAmw

http://blog-n-roll.pl/pl/skok-na-biereckiego

Zapraszam na „Pod-Grzybki” -------> http://warszawskagazeta.pl/felietony/gadajacy-grzyb/item/3667-pod-grzybki

Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 12 (25-31.03.2016)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz