piątek, 12 marca 2010

Trudne małżeństwo.


Relacja PiS – elektorat w kontekście przymiarek do koalicji z SLD. Próba analizy.



1) Futbolowo - małżeńska analogia.

Życie polskiego zwolennika prawicy jest jak życie kibica piłki nożnej – długie okresy cierpienia i przeżywania klęsk, przeplatane krótkimi chwilami euforii, gdy naszym patałachom uda się odnieść jakiś sukces.

Mimo to, kibic trwa z ukochaną drużyną – w doli i niedoli, w zdrowiu i w chorobie, w bogactwie i niedostatku. Innymi słowy – jeśliś, na swoje nieszczęście, Polaku, związał się emocjonalnie z jakąkolwiek emanacją swego patriotycznego jestestwa – czy to w formie futbolowej drużyny, czy też prawicowej partii politycznej - bądź przygotowany na najgorsze. Zawczasu możesz ustawić się w sytuacji żony poniewieranej przez męża - bydlaka, podpierającej się maksymą: „niechby pił, niechby bił, byle był”.

Ale, do jasnej, są granice. Taką granicę przekroczyli np. aktualni właściciele Legii Warszawa (ci od „ITI – sp…aj!”), co „zaowocowało” permanentnym kibicowskim bojkotem i postawiło pod znakiem zapytania opłacalność koncernowej inwestycji w klub z ulicy Łazienkowskiej – i to mimo niemal półmiliardowej dotacji otrzymanej od miasta rządzonego przez platformerską ekipę Hanny Gronkiewicz - Waltz. Bo nawet, gdy powstanie piękny stadion - któż go zapełni?

2) Aroganckie poczucie bezalternatywności.

Na podobnej granicy balansuje w tej chwili Prawo i Sprawiedliwość, wypuszczając kolejne balony próbne mające na celu wysondować, czy „twardy” elektorat zaakceptowałby mariaż z SLD. Nikt nie przekona mnie, że panowie Adam Hofman, Michał Kamiński, czy Adam Lipiński mówią to co mówią - ot tak, sami z siebie, bez wiedzy prezesa. Sądzę, że za wspomnianymi „balonami” stoi tyleż głębokie, co aroganckie przekonanie o „bezalternatywności” PiS dla prawicowego elektoratu, czego dowodem są cytowane przez Tomasza Sakiewicza słowa Adama Lipińskiego, że cokolwiek partia zrobi, to zwolennicy i tak na nią zagłosują, bo nie mają innego wyjścia. (niezalezna.pl/article/show/id/31458)

Najwyraźniej, PiS uznał, że ma na tyle mocną pozycję po „prawej stronie", by poczuć się władnym dyrygować swoim „zasobem elektoratu", który wszystko przełknie, wytłumaczy sobie, że tak być powinno, bo w imię wyższych celów i tak dalej… i pobieży do urny z kartką w zębach.

A to nie tak. Partia nie powinna dyrygować wyborcami, tylko wsłuchiwać się w ich głosy. Relacja partia - zwolennicy winna się ucierać na zasadzie wzajemności. Na tym (między innymi) polega demokracja. Aż wstyd to tłumaczyć.

Tymczasem wygląda na to, że Kaczyński za pomocą swych przybocznych sonduje, na ile może pograć ze swymi wyborcami w „salonowca”…

Powiem od razu: ze mną w taką gierkę nie pogra.

3) PiS nad Rubikonem.

Władze PiSu, rojąc o ewentualnym sojuszu z SLD, prześlepiają to samo, co prześlepiły władze ITI, kupując Legię Warszawa: wybudują stadion, który będzie świecił pustkami. Kibice się odwrócą. Bo zostali zdradzeni. W efekcie powstanie „piękny kościół, w którym nie ma Boga”, czyli prawdziwych – ideowych, a nie koniunkturalnych zwolenników. Prawo i Sprawiedliwość nie wyciągnęło żadnych wniosków z ostatnich lat. Albo inaczej: wyciągnęło, tyle że błędne.

Pisowscy decydenci pomyśleli sobie zapewne tak: „skoro wyborcy znieśli koalicję z LPR i Samoobroną, to znaczy że zniosą wszystko”. Otóż nie, nie zniosą. Wyborcy PiS już przy poprzednim mezaliansie zaciskali zęby i „wytrzymywali” ledwo – ledwo. Powyborczy sojusz z SLD na wzór tego z TVP, będzie przekroczeniem Rubikonu, za którym trzeba będzie pożegnać się z wszelkimi projektami uzdrowienia państwa, Czwartej Rzeczypospolitej, oczyszczenia życia publicznego z mafijno – peerelowskich złogów… Zostanie tylko bezideowa gra o władzę dla niej samej. Znikną wszelkie przyczyny dla których znaczna część wyborców głosowała dotychczas właśnie na a nie inną partię.

***

Wyciszenie na ostatnim zjeździe tradycyjnych, najmocniejszych PiSowskich tematów, jak walka z przestępczością (w tym z przestępczością zorganizowaną), czy z różnymi przejawami korupcji i zastąpienie ich retoryką typu „ciepła woda w kranach” (tu w wersji „wakacje w Egipcie”), można odczytywać nie tyle jako błąd, ile jako świadome ustawianie wizerunku pod przyszłą koalicję z SLD. Tak, by z kolei liderzy Sojuszu mogli wyjaśnić swojemu elektoratowi, że ten PiS, to już nie są żadni „prawicowi inkwizytorzy”, tylko dojrzała, nowoczesna i umiarkowana "partia środka".

Marnie to wróży.

4) PiS łaknie własnych „lemingów”.

Nawiązując jeszcze do futbolowej analogii: ITI postanowiło sobie wyhodować na Legii nowych kibiców – z lepszej komercyjnie grupy „targetowej”. Z kolei , Prawo i Sprawiedliwość, najwyraźniej postanowiło wyhodować sobie nowych wyborców – mniej ideowych, mniej niezależnych intelektualnie a przez to bardziej bezkrytycznych. Słowem, PiS postanowiło stworzyć własnych lemingów.

Sposób, w jaki traktowani są na Woronicza konserwatywni publicyści (Wildstein!), których podstawową wadą jest odporność na naciski i to, że nie są „na telefon”, daje do myślenia. W oczach partyjnych macherów ich niezależność przestała być atutem – stała się zbędnym balastem. Na mój nos, może stanowić to przedsmak zmiany nastawienia partii do konserwatywnej części elektoratu, która zaczyna zawadzać w zawiązaniu koalicji z postkomunistami. Patrząc pod tym kątem, wyborcy o wyrazistym profilu ideowym (patriotycznym, antykomunistycznym, cywilizacyjno - światopoglądowym) wraz ze swymi wymaganiami, zaczynają stanowić garb, którego partia może nie mieć ochoty dłużej nosić.

Jeżeli powyższe obawy się potwierdzą, pozostanie jedno – skonstatować, mówiąc językiem sądowym „ostateczny rozkład pożycia” w tym od początku trudnym małżeństwie.

5) Wyborca uprzedmiotowiony.

Nie ukrywam, że jako wyborca Prawa i Sprawiedliwości z każdym rokiem coraz bardziej czuję się uprzedmiotowiony – traktowany jak klient przez patrona, by nie rzec: jak mięso wyborcze, które według przytaczanych już słów Adama Lipińskiego i tak zagłosuje na PiS, bo nie ma innego wyjścia. Nie jest mi, delikatnie mówiąc, z tą świadomością komfortowo. Oczywiście, wyborcy PO nie są traktowani lepiej – tylko (jeszcze?) nie zdają sobie z tego sprawy, uwiedzeni zręczną propagandą i nękani widmem „kaczyzmu”.

Niemniej, jeżeli ów przedmiotowy stosunek partii do „elektoratu”, podszyty pogardą (bo czymże jest mruganie oczkiem do postkomunistów, jak nie wyrazem pogardy dla własnych wyborców) będzie narastał, to obawiam się, że PiS czeka przy urnach niemiłe rozczarowanie. I to niejedno.

***

Zakończę komentarzem, który zamieściłem pod wpisem Budynia78 (www.niepoprawni.pl/blog/3/koalicja-pis-sld-bez-sensu):

W piłkarskim slangu funkcjonuje takie pojęcie, jak „zadryblować się na śmierć". Koalicja z SLD byłaby właśnie takim „zadryblowaniem". "Dryblerzy" Hofman i Kamiński (plus Lipiński) – do drużyny rezerw!

Gadający Grzyb


P.S. Podczas pisania tekstu wykorzystałem swoje komentarze pod wpisami:

Chłodnego Żółwia - www.niepoprawni.pl/blog/94/pandemia-naszosci-wsrod-blogerow-i-dziennikarzy#comment-56305

Budynia78- www.niepoprawni.pl/blog/3/koalicja-pis-sld-bez-sensu#comment-57367

www.niepoprawni.pl/blog/3/koalicja-pis-sld-bez-sensu#comment-57480

P.S.2 Ilustracja nawiązuje do mojej poprzedniej „PiSowskiej” analizy (grudzień 2008) www.niepoprawni.pl/blog/287/czy-pis-ma-szanse-na-przyciagniecie-mlodych-ludzi

Nie bez przyczyny, niestety…

pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz