sobota, 26 marca 2011

Pod-Grzybki (odc.8)


Jak znam życie, to z Jaśnie Oświeconej Platformy wykiełkuje wkrótce nowy byt polityczny: Ruch Poparcia Rozwarcia.



Witam, po dłuższej przerwie powracam z co-jakiś-tam-czasową rubryką „Pod Grzybki”. Od ostatniej odsłony minęło trochę czasu, więc niektóre mini-notki będą tyczyły wydarzeń, biorąc pod uwagę blogerską perspektywę, dość zamierzchłych. Jeżeli jednak do nich wracam to ze względu na ich niepospolitą urodę, której grzechem byłoby nie uwiecznić. Zatem do dzieła!


I. Z kręgów rządowo-salonowych:


Taka platformiana wyborcza tradycja: przed poprzednimi wyborami Schetyna wycinał z list ludzi Rokity, a teraz z kolei Tusk wraz ze „spółdzielnią” Grabarczyka wycina z list wyborczych ludzi Schetyny. Jest na to rada, dość drastyczna, ale zawsze: niech schetynowcy zmienią płeć. Załapią się na parytety.


***


Tenże Tusk nieco wcześniej zaapelował do Polaków o zwiększenie dzietności, bo to panie dzieju, pogłowie strzyżonego przez władzuchnę do gołej skóry bydełka spada i nie będzie komu utrzymywać emerytów. Jak znam życie, to z Jaśnie Oświeconej Platformy wykiełkuje wkrótce nowy byt polityczny: Ruch Poparcia Rozwarcia.


***


Reżimowy satyryk Jacek Fedorowicz jak wiadomo dzieli swój geniusz między udzielaniem się w „Wyborczej” i „POglosie”. Zwłaszcza w tym ostatnim daje z siebie wszystko. Rany, czego tam nie ma! JF tnie brzytwą satyry Kaczyńskiego, pisiorów, Martę Kaczyńską, Dubienieckiego, oszołomów od Smoleńska (bo Małysz zaliczył upadek w Zakopanem i, he he, trzeba sprawdzić kto go naprowadzał – taka próbka poczucia humoru pana Jacka)... Słowem, bezkompromisowy niczym satyrycy wczesnego PRL-u wyśmiewający londyńską „reakcję”, korzystający przy tym ze sprawdzonych, sowieckich wzorców. Tylko „Krokodiła” już nie wydają. „Szpilek” i „Karuzeli” również. Taki talent musi na starość marnować się w partyjnym pisemku, które czytają tylko dziennikarze i blogerzy gdy poszukują tematu do krotochwil. A duch wciąż ochoczy...


***


No dobra, wiem że Jacek Fedorowicz w PRL-u był pełnokrwistym satyrykiem, jednym z najlepszych i „jechał” po ówczesnej władzy. Tym bardziej ponurym widokiem jest jego obecne przestawienie wektorów i dokopywanie najbardziej dziś wykluczonej grupie społecznej: „moherom” oraz ich reprezentacji politycznej, a wszystko to po salonowej linii i na równie salonowej bazie. Pisałem to już niegdyś (TU ), dziś napiszę po raz kolejny: jak to jest, że nawet w miarę sympatyczni i – zdawałoby się – pozbawieni agresji przedstawiciele tzw. Salonu prędzej czy później zamieniają się w ociekających jadem, zacietrzewionych staruchów? Fatum jakieś, czy co?


***


A skoro już jesteśmy przy komediantach... Krakowski wyskok aktora Globisza przyjąłem bez ekscytacji, podobnie jak uniżone skamlenie, gdy o sprawie zrobiło się głośno. Po prostu wyczaił (tacy jak on zawsze wyczajają), że już można, że „waadza” chwilowo nie być trendy i za podśmiechujki nie grozi, przynajmniej w tej chwili, krakówkowy ostracyzm, za to można zebrać środowiskowe plusiki za „nonkonformizm”. Potem jednak przestraszył się, biedak, że przegiął i „odkręcił” skandalik. A ja, ponieważ mam niezłą pamięć do szumowin, pamiętam Globisza, jako jeden z głosów „przemysłu pogardy” - lektora czytającego w pewnej nadającej z Krakowa szczekaczce pseudosatyryczne wypociny niejakiej Klary Weritas („Łabędzi śpiew Gąsiora” - he, he), w których szczytem wyrafinowanego humoru było naigrawanie się z, cytuję, „dziecięcych proporcji ciałka” Lecha Kaczyńskiego i ogólnej kurduplowatości, hehe, „Gąsiorów”. Ale beka. MWzDM tarzali się ze śmiechu przy odbiornikach a kilka lat później pod przewodem Dominika Tarasa poszli na Krakowskie Przedmieście z ukrzyżowanym pluszakiem, przeczołgać niedobitki kaczystowskich moherów. Nie widzicie związku? Ja widzę.


***


Jak wiadomo, niegdyś Bronisław Wildstein opublikował słynną „listę”, za co Grzegorz Gauden, ówczesny naczelny „Rzeczpospolitej”, sczyścił na życzenie „Wyborczej” Bronisława Wildsteina z listy płac. O tym, że rewolucyjna czujność i czystość ideowa Gaudena Grzegorza nie osłabła mogliśmy się przekonać, gdy kierowane przez niego gremium sczyściło z listy dotowanych tytułów nieprawomyślne czasopisma społeczno-kulturalne szerzące nienawiść, oraz generalnie wykazujące się niewłaściwą postawą wobec zadekretowanej 20 lat temu rzeczywistości (wszak samo istnienie „Frondy” czy innych „Arcanów” jest obrazą dla każdego lojalnego obywatela III RP). Bo Gauden lubi czyścić i to na dowolnym odcinku, na jaki tylko zostanie oddelegowany. Dziś robi na ten przykład za kaowca i dba o czystość przekazu społeczno-kulturalnego. Podjął się niewdzięcznej roli takiego salonowego MPO. Niech co gaudenizm kulturalny? Niech żyje!


II. Z kręgów opozycyjno-opozycyjnych:


Co tam panie u Kluzików? Ano, dobrze jest proszę Państwa, a nawet nie beznadziejnie. Kluziki rosną jak na drożdżach, a konkretnie – rozmnażają się przez pączkowanie. Ostatnio wypączkował z dzieży Adam Bielan unosząc ze sobą wartościową część kluzikowego kodu DNA. A nie, przepraszam, chodziło o kody do strony internetowej za pomocą której PJN zamierzał komunikować się z elektoratem, odnieść miażdżący sukces wyborczy i zmienić Polskę. W koalicji z Platformą. I z Palikotem za plecami. Bo Polska Jest Najważniejsza.


***


Póki co jednak, zanim „pjonki” odniosą miażdżący sukces, zmienią kraj i tak dalej, to Kluzikowej ubyła jedna spin-ka, wskutek czego partia się jakoś nie dopina. Ponoć Bielana wypączkowano z PJN za jakąś przerażającą nielojalność. To ci kraina politycznej łagodności – żadni tam pisowscy zamordyści, którzy wywalają za jakieś głupie konszachty z Palikotem. Podobno Michał Kamiński też długo nie wytrzyma, na koniec zaś pani Joanna wypączkuje z siebie i stanie obok, za nią zaś Wierna Elżbieta i Waleczny Ornitolog. Następnie dokonają wiekopomnej fuzji z prorokowanym powyżej prorodzinnym Ruchem Poparcia Rozwarcia i w ten oto sposób otrzymamy wyczekiwaną z utęsknieniem Nową Jakość w Polskiej Polityce.


***


Tylko Bielana szkoda, bo Jarosław Okrutny kazał mu ustami któregoś ze swych przybocznych wracać do PiS-u w worku pokutnym. No i jest problem, bo pan Adam przywykł w Brukseli do luksusów, wydelikacił się, a poza tym – od kiedy to Gucci czy inny Armani szyje pokutne wory? To gdzie on ma ten worek kupić – w Biedronce?


III. Wieści z dworu Jego Wspaniałości Prezydenta Bredzisława „Panie Kochanku” Bul-Komorowskiego, pana na Obornikach, Ruskiej Budzie, et caetera, et caetera, et caetera...


Jaruzelski niestety nie będzie obecny na beatyfikacji Jana Pawła II. Jak wieść niesie, Jego Wspaniałość, prezydent Bredzisław „chrabia” Bul-Komorowski szlocha z tego powodu po nocach w poduszkę i moczy nad ranem prześcieradło. Zżera go stres, bo a nuż w tym całym Watykanie trzeba się będzie znowu wpisywać do jakiejś księgi i myśli na papier przelewać. Podobno Jaruzelski (po przedwojennym gimnazjum księży marianów) błędów nie robi i zawsze w razie czego szepnąłby na ucho „Bronek, nie tak”... A tu co? Anka, cholera, wszystko przecież widziała i nie powiedziała nawet słowa. Kujonica nieużyta.


***


Moje blogerskie śledztwo wykazało, że po wiadomej profanacji ortograficznej uskutecznionej w gmachu ambasady Cesarstwa Japonii (a może Japoni? Cholera wie...) nastąpiła wymiana depesz:


Depesza nr1: „Naród Cesarstwa Japonii łączy się z narodem polskim w bulu i nadzieji, że dla nikogo nie jest za późno na korepetycje.”


Depesza nr2: „Naród polski odpowiada narodowi japońskiemu, że Bigosław to swój chłop, nie wymądrza się ortograficznie, nie pokazuje że niby lepszy i prosi by odfajkować się od Bigosława!”


***


Stan umysłu lemingów na chwilę obecną (cyt. z internauty na portalu TVN24): „Czytam te wpisy i robi mi się smutno. Prezydent popełnił błąd ortograficzny? Popełnił. No ale co z tego?! Każdemu się zdarzyć może i tyle! Poza tym nie bezbłędne pisanie czyni prezydenta kompetentnym swojego stanowiska. (...)”


***


Zastanówmy się zatem – skoro nie ortografia, to cóż może czynić prezydenta „kompetentnym swojego stanowiska”? Może rozsądna polityka historyczna? Taka, która każe stawiać bolszewickim najeźdźcom pomnik i ze strachu przed spadkobiercami tychże najeźdźców blokować do ostatniej chwili wmurowanie tablicy upamiętniającej pomoc jaką okazało nam zaprzyjaźnione państwo, byśmy mogli się przed agresorami obronić? Bardzo chciałbym móc szanować prezydenta mojego kraju. Ale cóż począć, kiedy widzę zwasalizowanego mentalnie namiestnika postkolonialnego kondominium?


Zostawiam Was z tą niewesołą refleksją do następnych „Pod-Grzybków”.


Gadający Grzyb

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz