czwartek, 17 marca 2011

Drzemiący restrykcjonizm


Skoro były już dwa zamachy na wolność internetu, to będą i kolejne, gdyż mnożenie regulacji daje władzy naturalną przewagę nad obywatelem.



I. Bat na malkontentów.


W zamierzchłych czasach peerelu, kiedy jeszcze Jacek Fedorowicz był pełnokrwistym satyrykiem, a nie reżimowym clownem produkującym się na łamach partyjnej gazetki Jedynie Słusznej Siły Politycznej, wspomniany autor napisał znakomity tekst (nie pamiętam niestety tytułu) w którym zanalizował mechanizm tworzenia przez państwo różnych bzdurnych i sprzecznych ze sobą przepisów, których nie sposób nawet wszystkich poznać, nie mówiąc już o zastosowaniu się do rozlicznych zakazów i nakazów. Otóż przepisy te, jak wywodził ów niegdysiejszy satyryk, tworzone są z pełną premedytacją, tak by nie sposób było ich przestrzegać, by „waadza” miała na każdego haka i by w konfrontacji z „aparatem” poddany (bo przecież nie obywatel) stał na z góry przegranej pozycji.


Oczywiście, mechanizm represji nie trwonił sił i środków na ustawiczne ściganie każdego – dopiero gdy poddany-obywatel zaczynał szurać, fikać i kwękać, że coś mu się w przodującym ustroju nie podoba, wyciągano na delikwenta odpowiedni paragraf: a to że „spekulował” na targu pietruszką, to znów że coś tam sobie „załatwił” na boku, czy postawił w ogródku huśtawkę dla dziecka bez odpowiedniego zezwolenia. Ci co pamiętają wiedzą, a tym którzy nie pamiętają polecam filmy Barei z zaznaczeniem, że oddają ówczesne realia w stopniu nie mniejszym niż dzisiejsze fabularyzowane dokumenty.


II. Drzemiący restrykcjonizm.


Na własny użytek nazywam takie relacje na linii państwo - obywatel drzemiącym restrykcjonizmem, a wspominam o tym dlatego, że z czymś w tym guście mamy do czynienia w przypadku głośnego projektu ustawy medialnej nakładającej na polski internet potencjalny knebel nie znany w żadnym cywilizowanym kraju, związany m.in z obowiązkiem zgłaszania treści audiowizualnych do Krajowej Rady Radiestezji i Telekinezy (© Ludwik Dorn) i podporządkowania ich takim samym wymogom, jakie muszą spełniać tradycyjne telewizje. Cały myk polega właśnie na potencjalności owego knebla, gdyż na wpół zdechłe państwo zwane III RP nie ma możliwości, by na bieżąco śledzić wszystkie serwisy internetowe, ale wciąż może uderzać punktowo, wybiórczo – i po to właśnie jest ta ustawa.


Jeżeli bowiem wejdzie ona w życie w obecnym kształcie, to stworzy w odniesieniu do polskich portali i stron internetowych opisaną wyżej sytuację drzemiącego restrykcjonizmu. Idę o zakład, że na codzień żaden urzędas nie będzie ślęczał w sieci sprawdzając, czy aby jakiś portalik nie wrzucił filmiku bez powiadomienia, zapisy pozostaną w drzemce, z której jednak w każdej chwili będą mogły zostać wybudzone by uderzyć z całą mocą i w majestacie prawa, gdy jakaś banda malkontentów zacznie „waadzy” fikać, bruździć i ogólnie robić wbrew. Coś w tym guście próbowano już przeforsować przy okazji ustawy hazardowej, teraz obserwujemy drugie podejście.


Na szczęście, podobnie jak w przypadku ustawy hazardowej, wokół sprawy zrobiła się draka i premier Tusk zgrywając pierwszą naiwną (jedyne co mu naprawdę wychodzi) zapewnia nas teraz, że absolutnie, w życiu i nigdy nie miał intencji by cokolwiek kneblować a wszelkie cenzorskie zapędy są mu z gruntu obce. W ekspresowym tempie powołano zespół pod przewodnictwem ministra Bogdana Zdrojewskiego, tego samego który dosłownie wczoraj nie widział w ustawie niczego złego, by oczyścić projekt z zamordystycznych przepisów i poprawić go na etapie prac Senatu. Muszą się chłopaki uwijać, bo Bruksela ciśnie i grozi karami za niewdrożenie dyrektyw dotyczących rynku audiowizualnego (ustawa powinna była zostać uchwalona już dwa lata temu). Słowem, burdel i jaja – jak zwykle.


Nie łudźmy się jednak – skoro były już dwa zamachy na wolność internetu, to będą i kolejne, gdyż mnożenie regulacji daje władzy naturalną przewagę nad obywatelem.


III. Knebel ponad podziałami.


Ale kit w ucho Platformie, po niej nie można było się spodziewać czegokolwiek innego. Najbardziej przygnębiającym elementem tej ponurej hecy jest postawa Prawa i Sprawiedliwości celnie wypunktowana przez Budynia78 w tekście „Panie posłanki, panowie posłowie”. Co powodowało politykami ugrupowania roszczącego sobie pretensje do reprezentowania patriotycznej i konserwatywnej opcji polityczno-światopoglądowej? Opcji konsekwentnie spychanej w głównonurtowym przekazie na margines, dla której internet stał się niemal ostatnim miejscem nieskrępowanego głoszenia poglądów, organizowania się, prowadzenia dyskusji? Nawet idiota wie, że przy obecnym układzie władzy odzwierciedlonym w KRRiTv to właśnie PiS i jego sympatycy padliby jako pierwsi ofiarą zamordystycznych obostrzeń.


Czy posłowie z PiS-u potraktowali ustawę „z automatu”, tak jak głosuje się większość ustaw dostosowujących nasze prawo do unijnego? Nie wiedzieli? Wiedzieli, lecz przeważyły urazy wywołane internetową działalnością platformerskich trolli? Uznali, że to rozwiązanie się przyda, jak osławiony art.212 KK, którego nie rusza żadna władza, bo to poręczny bat na niewygodnych dziennikarzy? Wreszcie, powtórzę za Budyniem78 – są idiotami, czy może idiotami i zdrajcami chroniącymi kastowe interesy „klasy politycznej”, porzucając własnych zwolenników?


IV. Czy PiS potrzebuje internautów?


Niezależnie od motywów, zaufanie do PiS-u zostało nadszarpnięte i nie pomogą tu żadne tłumaczenia, tym bardziej, że przy internetowej słabości partyjnych „struktur” to niepokorni blogerzy, internauci samorzutnie i oddolnie prowadzili w sieci orkę tysiącami wpisów, inicjatyw, wychodząc z tymi inicjatywami w „real”... Kiełkuje we mnie podejrzenie, że właśnie owa spontaniczna oddolność, siłą rzeczy nie poddająca się sztywnej politycznej kontroli, może budzić niepokój zhierarchizowanych partyjnych struktur. Poza oficjalnymi i zdawkowymi wyrazami uznania wyczuwam postawę typu „Murzyn zrobił swoje...”. Szkoda słów. No chyba, że Jarosław Kaczyński i jego otoczenie uznało, że wystarczy im „Gazeta Polska” i media okołoradiomaryjne.


A, właśnie... Zaglądam na internetową wizytówkę tworzonej wokół „GP” Strefy Wolnego Słowa – portal niezalezna.pl. O ustawie cisza. Strefa Wolnego Słowa nie widzi powodów do obaw. Przy całym szacunku dla dokonań i zasług Strefy – chowanie głowy w piasek dyktowane mądrością etapu to nie jest dobre rozwiązanie.


Gadający Grzyb

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz