niedziela, 7 czerwca 2015

„Kukiz, Kukiz, co z ciebie wyrośnie?”

By dopełnić konfigurację czasu zmiany nieodzowny jest trybun ludowy stojący na czele zrewoltowanych mas – i tutaj Kukiz spada PiS-owi jak z nieba.

I. Dziennikarska wścieklizna

„Kukiz, Kukiz, co z ciebie wyrośnie?” - chyba jakoś tak to szło w piosence śpiewanej przez żabę Monikę, rozpoczynającej popularny niegdyś program dla dzieci. Obecnie rolę zbiorowej żaby Moniki (nie mylić ze „Stokrotką”, choć w sumie, może...), pełnią media „nasze” i „nie-nasze” dywagując nad przyszłością niedawnego kandydata na prezydenta. Nowy bodziec rozważaniom dał niedawny sondaż pracowni Estymator dla „Newsweeka”, wedle którego przyszła formacja eks-rockmana zajmuje drugie miejsce (25%), za PiS (36%), a przed Platformą (20%). Jeśli dodać do tego, że wedle CBOS Kukiz jest liderem w rankingu zaufania (58%) przed obydwoma prezydentami (Komorowski i Duda zebrali po 54%), to albo mamy do czynienia z sondażowym „przestawieniem wajchy”, albo szykuje się polityczne trzęsienie ziemi. W przeliczeniu na mandaty okazałoby się bowiem, że PiS miałby w nowym Sejmie 209 posłów, Kukiz – 141, PO – 105, SLD – 5. Reszta stawki plasuje się poniżej progu wyborczego, choć założę się, że PSL jak zwykle uciuła swój rezultat.

Tomasz Lis postanowił na okoliczność powyższych wyników dostać ataku wścieklizny i wyznał, że o mało nie spadł z krzesła (uwaga! kołowacizna to jeden z syndromów choroby), gdyż w wypowiedziach Kukiza są podteksty „jawnie antysemickie”, a poza tym „wszystko w tym człowieku” budzi jego „nieufność” (toczenie piany i agresja – kolejne typowe objawy - ciekawe, czy ma już wodowstręt). Służby weterynaryjne powinny rozważyć rozrzucanie szczepionek w pobliżu redakcji w których bywa pan Tomasz. Na portalu „Dziennika Zachodniego” wyczytałem, że takowe szczepionki zatapiane są m.in. w przynęcie pod postacią małych brunatnych kostek o zapachu mocno zepsutej ryby, a Lisy wyczuwają ją z odległości ok. 800 metrów. Tylko, czy aby nie jest już za późno? I czy przypadłość nie zdążyła się udzielić pani Hani? Gdyby tak się stało obawiam się, że pozostała jedynie recepta Grzegorza Brauna – czyli prewencyjny odstrzał zarażonych dziennikarzy.

II. Program? A po co to komu?

W każdym razie, mediodajnie rozmaitej proweniencji uparły się, by biadolić, iż Kukiz nie dość, że nie stworzył jeszcze swej partii (pardon - „ruchu”), to na dodatek nie ma programu. PROGRAMU nie ma, powtórzę. Skandal. Drodzy Państwo – i co teraz? Co z tą Polską? Jak tu żyć?

A ja się spytam – po jaką cholerę Kukizowi program? Program zawsze może się komuś nie spodobać i spowodować odpływ elektoratu, to raz. Dwa – wszystkie partie mają swoje programy, deklaracje ideowe i całą resztę tej propagandowej makulatury, z której kompletnie nic nie wynika. Nawet Palikot miał program, choć w każdym miesiącu inny. Platforma też miała programy na różne okazje – choćby do ćwiczenia aktywu, jak wyznał niedawno w przypływie szczerości pan Olechowski - służące następnie za wkład do sejmowych niszczarek. PSL jak sądzę też ma jakiś „program”, w którym z pewnością nie ma nic o stołkach, synekurach i zagarnianiu pod siebie, czyli o tym, czym owo ugrupowanie tak naprawdę się trudni, podobnie jak PO. I co? Czujemy się przez to ubogaceni? Wzmożeni intelektualnie? No i wreszcie – czy wyborcy posyłają właśnie do wszystkich diabłów tę całą bandę malwersantów akurat dlatego, że nie realizowała jakiegoś „programu”? A skąd – posyłają ich w cholerę, bo już nie mogą patrzeć na te spasione, bezczelne ryje; bo tej czeredy złodziejskich sukinsynów mają powyżej kokardek i chcą, by ktoś wreszcie zafundował tałatajstwu porządnego kopa w cztery litery. Kukizowe JOW-y też im zresztą wiszą kalafiorem, jeśli już o sprawach programowych mowa. W ostatnich latach jedyną partią usiłującą w mniej lub bardziej kulawy sposób realizować program był PiS w okresie 2005 – 2007 – i kiepsko na tym wyszedł. Zobaczymy jak mu pójdzie drugie podejście, po jesiennych wyborach.

Słowem, wszyscy wokół wywijają programami, a ten się wyłamuje i nie ma. Laboga. Tyle, że w przeciwieństwie do napuszonej obłudy politycznego mainstreamu, Kukiz w swej programowej abnegacji jest przynajmniej szczery. W sumie, jakby wycisnąć jego przesłanie, to wyszłoby coś w rodzaju słynnego cytatu z marszałka Piłsudskiego: „Bić k...y i złodziei, mości hrabio”. I za to właśnie elektorat go wywindował tam gdzie jest teraz, obdarza zaufaniem i pewnie wprowadzi do Sejmu z dobrym wynikiem.

III. Klub generałów

No dobrze, tylko czy Kukizowi uda się w ogóle swój „ruch” stworzyć? Aby zbudować partię (niezależnie od tego jak z formalnego punktu widzenia ów byt polityczny będzie się nazywał) potrzeba kilku rzeczy, między innymi pieniędzy, ale nie tylko. Historia polityczna III RP uczy nas, że tworząc partię co to rzuci kraj w radosny wir odnowy, dobrze jest mieć swojego generała, błogosławiącego na nową drogę życia. Platforma miała w charakterze akuszera Gromosława Czempińskiego, przy narodzinach PJN asystował śp. generał Sławomir Petelicki, komunistom podczas przepoczwarzania się w „socjaldemokrację” patronował tabun czerwonej generalicji z Czesławem Kiszczakiem na czele – poza tym, „człowiek honoru” był ojcem chrzestnym całego postmagdalenkowego systemu politycznego III RP. Ludowcy zapewne też tam kogoś mieli, kluczyk w plecach wujka Bronka dzierży wprawną dłonią gen. Marek Dukaczewski, który prócz tego zasłużył się animowaniem Ruchu Palikota. Poparcie dla Bronisława Komorowskiego ze strony Klubu Generałów, w tym weteranów utrwalania władzy ludowej pokroju panów Kufla i Baryły wraz ze zbowidowskimi przyległościami pokazuje, że także stara gwardia na dźwięk trąbki odruchowo sięga po zetlałe onuce. Nawet narodowcy, szczególnie ci o post-paxowskiej orientacji spoglądali tęsknie ku lampasom generała Tadeusza Wileckiego, cenne rady admirała Marka Toczka również były z uwagą wysłuchiwane. Czy narodzinom PiS-u towarzyszył jakiś generał, tego nie wiem, być może generalski patronat nie jest warunkiem koniecznym, lecz niewątpliwie – sprzyjającym.

Zatem patrzmy, czy w otoczeniu Kukiza pojawi się jakiś mundur o odpowiedniej szarży, ze stażem wskazującym na moc kreowania wybrańców narodu. Póki co, odpukać, nikogo takiego nie ma, jednak sytuacja jest dynamiczna a do wyborów zostało pół roku, więc jeszcze wiele może się wydarzyć. Oczywiście, najazd różnych cwaniaków, karierowiczów stęsknionych za immunitetem, czy wręcz nasłanych agentów należy – jak już tu niedawno pisałem – założyć z góry i wliczyć w koszta, dlatego tak ważne jest, by ów ruch był możliwie najbardziej masowy i oddolny, wtedy możliwości działania agentury będą ograniczone. Ruchu Kontroli Wyborów nie udało się przejąć ani zdezawuować, jest więc nadzieja – wiele jednak będzie tu zależało od kręgosłupa i przytomności pana Pawła. Warto mieć też na uwadze, że zarejestrowanie list wyborczych w całym kraju jest procesem o wiele bardziej skomplikowanym, niż zdobycie 100 tysięcy podpisów pod prezydencką kandydaturą.

IV. Konfiguracja czasu zmiany

Trzymam za Kukiza kciuki, ponieważ przy obecnej tendencji jest on niezbędnym elementem koalicyjnej układanki. Dlatego nie przejmujmy się brakiem programu – program ma PiS, zaś rolą Kukiza z mojego punktu widzenia jest dostarczenie niezbędnych głosów, dźganie głównej (choć już nie bezalternatywnej, jak dotąd) siły opozycyjnej w kuper, tudzież utrzymywanie odpowiedniego ciśnienia radykalizmu przy realizacji postulatu przywracania Polski Polakom. Kukiz jest od wdrożenia hasła Wojciecha Cejrowskiego - „wszyscy won!”, zaś PiS, by zachować twarz, chcąc nie chcąc, przynajmniej w jakiejś mierze będzie musiał ów postulat zrealizować. Innymi słowy, o ile Kaczyński niegdyś, mówiąc Rymkiewiczem, „ugryzł żubra w d...ę”, o tyle teraz PiS-owi, który przez ostatnie lata ugrzązł w opozycyjnych ławach, przyda się ktoś, kto z kolei będzie gryzł w zadki zasiedziałych opozycjonistów.

Na szczęście, ostatnie wydarzenia i wygrana prezydencka batalia pokazują, że PiS zaczął uczyć się na błędach. Profesjonalna i dynamiczna kampania, czerpiąca jak się zdaje pełnymi garściami ze wzorów Obamy, połączona ze zmianą społecznych nastrojów nakręciła koniunkturę, jakiej prawa strona nie miała od czasów afery Rywina. Warto tu wspomnieć o ciekawej wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, że teraz centralną postacią polityki jest Andrzej Duda, zaś przyszły premier powinien złożyć w kancelarii prezydenta podpisany weksel in blanco w postaci swojej dymisji z pustym miejscem na datę. Tego jeszcze nie grali.

Podsumowując, by dopełnić konfigurację czasu zmiany, każdorazowo nieodzowny jest trybik w postaci trybuna ludowego stojącego na czele zrewoltowanych mas – i tutaj Kukiz spada PiS-owi jak z nieba. Właśnie ten naturszczyk może walnie przyczynić się do gruntownej odmiany oblicza Polski, zanim naturalną koleją rzeczy zużyje się jako kontestator i wsiąknie w system, wyląduje na aucie, bądź zajmie się czymś innym. To jest pięć minut, które należy wycisnąć do ostatka, bo na następne możemy czekać bardzo długo – tak długo, że za ileś lat przyszły elektorat protestu może zagospodarować ktoś o wiele, wiele gorszy.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Na podobny temat:

„Kukiz – polityk niepolityczny”

Artykuł opublikowany w tygodniku „Polska Niepodległa” nr 21 (03-09.06.2015)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz