środa, 22 lipca 2015

„Strategiczna cierpliwość” Pawła Kowala

Nie miejmy złudzeń. Polityka historyczna Kijowa absolutnie nie dąży do zmierzenia się z demonami przeszłości

W naszym światku polityczno-medialnym funkcjonuje sobie taki ukraiński lobbysta o nazwisku Paweł Kowal. Kojarzycie Państwo? Ten sam, co to po fiasku projektu Polska Jest Najważniejsza (a pomidorowa jest najsmaczniejsza) znalazł przytułek na łaskawym chlebie w programie kulinarnym ukraińskiej telewizji i z wdzięczności od tamtej pory w dwójnasób udziela się na różnych forach, urabiając polską opinię publiczną w proukraińskim duchu. Otóż rzeczony Kowal stwierdził w wywiadzie dla „wPolityce.pl” udzielonym przy okazji rocznicy Krwawej Niedzieli, iż w stosunku do Ukrainy czekają nas jeszcze lata „strategicznej cierpliwości”. Chodziło rzecz jasna o ukraińską niechęć do historycznych rozliczeń.

Przepraszam, ale ja już zwyczajnie nie mogę słuchać takich dyrdymałów. „Strategiczną cierpliwość” to my wykazujemy od czasów Giedroycia - czyli nazbierało się parę ładnych dziesiątków lat. Nawet biorąc pod uwagę samą III RP będzie już tego ćwierć wieku. Uznaliśmy jako pierwsi ukraińską niepodległość. Do niedawna chowaliśmy Wołyń pod sukno, by nie zadrażniać stosunków, a i obecnie stawianie tej kwestii przez polskie oficjalne czynniki polityczne, mówiąc łagodnie, dalekie jest od radykalizmu. Pogodziliśmy się z utratą Kresów i nie wysuwamy żadnych rewindykacyjnych postulatów. Ukraina natomiast w tym czasie oficjalnie gloryfikuje morderców z UPA. Może wystarczy tego dobrego?

Ukraińcom należy jasno powiedzieć, że czas bezwarunkowego poparcia ze strony Warszawy się skończył. Jeżeli dalej będziemy „dialogować” w stylu - „no, może łaskawie przyznacie, bracia Ukraińcy, że z tym Wołyniem to nie wszystko było w porządku”, to nigdzie nie dojdziemy. W przywołanym wywiadzie Paweł Kowal powiada: „musimy bardzo uważać, aby tego, co nas dzieli z Ukraińcami, ktoś nie wykorzystał przeciwko nam i przeciwko Ukraińcom”. Chodzi oczywiście o Rosję, która faktycznie chętnie widziałaby Polskę i Ukrainę rozdzielone murem nienawiści, bo to w oczywisty sposób gra na jej korzyść. Tyle, że do tego tańca trzeba dwojga, a tymczasem ukraińska delegacja do Zgromadzenia Parlamentarnego Polski i Ukrainy odmówiła potępienia ludobójstwa na Kresach i w Małopolsce Wschodniej. O jakim więc dialogu można tu mówić? Kowal sam przyznaje, że Ukraińcy nie dojrzeli jeszcze do odkrywania czarnych kart swojej historii i minie jeszcze wiele czasu „zanim dojdzie do tego, że sami Ukraińcy zaczną zajmować się swoją trudną przeszłością”. Chwila, moment – przecież państwo ukraińskie jest niemal równolatkiem III RP. Myśmy w tym czasie zdążyli przerobić całą upiorną „pedagogikę wstydu”, przyznając się hurtem do wszystkich popełnionych i niepopełnionych zbrodni – walono nas po łbie „antysemityzmem”, polityką narodowościową okresu międzywojennego, pogromem kieleckim, Jedwabnem, akowcami mordującymi Żydów w Powstaniu Warszawskim i cholera wie czym jeszcze. Wzięliśmy na siebie odium komunistycznej Akcji „Wisła”, nasze władze mówiąc o Wołyniu uznają „historyczną pamięć” strony ukraińskiej odnośnie działań odwetowych polskiego podziemia w wyniku których zginęło 2-3 tys. Ukraińców (na co najmniej 100 tys. zamęczonych ofiar OUN/UPA). I co, mamy ciągnąć to samobiczowanie i czekać następne 25 lat, zanim ktoś się tam wreszcie obudzi?

Nie miejmy złudzeń. Polityka historyczna Kijowa absolutnie nie dąży do zmierzenia się z demonami przeszłości. Przeciwnie – owe demony stają się na naszych oczach mitem założycielskim „samostijnej Ukrainy”. Wiem, mówi się nam, że współczesny neobanderyzm ma głównie oblicze antyrosyjskie. Może i tak, ale jest jedynie kwestią czasu i potrzeby politycznej, by i antypolska twarz tej spuścizny zafunkcjonowała z równą mocą na publicznej scenie. Opór przed uznaniem wołyńskiej zbrodni jest tego dobitnym potwierdzeniem.

Ludobójstwo na Kresach może podzielić los masakry Ormian. Turcja do tej pory wypiera się tamtego holokaustu i ostro interweniuje ilekroć ten temat ma szanse pojawić się na arenie międzynarodowej. Jeszcze trochę i podobnie będzie z Wołyniem i Ukrainą - ustawa „o bojownikach walk o niezawisłość Ukrainy” i penalizacja krytyki rezunów z UPA jest wyraźną wskazówką w którą stronę podąża polityka historyczna władz w Kijowie. To jest kalka działań putinowskiej Rosji karzącej za „rozpowszechnianie fałszywych informacji o roli Związku Radzieckiego w drugiej wojnie światowej”, czyli mówienie o sowieckich zbrodniach i kolaboracji Stalina z Hitlerem. Wektor inny, metoda ta sama.

Postawmy sprawę z głowy na nogi. Ukraina jest zagrożona przez Rosję, zgadza się? Toczy z Rosją krwawą wojnę, której stawką jest integralność terytorialna państwa, tak? Więc TYM BARDZIEJ Ukraińcom powinno zależeć na dobrych relacjach z Polską. Jeśli zamiast tego mamy ostentacyjne prowokacje w rodzaju wynoszenia na piedestał banderowców, to znaczy że na dobrych stosunkach z naszym krajem Ukrainie nie zależy. Przestańmy więc nadskakiwać Kijowowi, bo tylko się tym ośmieszamy.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Zapraszam na „Pod-Grzybki” ------->http://www.warszawskagazeta.pl/felietony/gadajacy-grzyb/item/2081-pod-grzybki-12

Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 29 (17-23.07.2015)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz