czwartek, 16 lipca 2015

„Orbanomika” po polsku

Widać wyraźnie, że węgierskie doświadczenia zostały w PiS oraz jego zapleczu eksperckim przyswojone i wyciągnięto z nich odpowiednie wnioski.

Za nami programowa konwencja Prawa i Sprawiedliwości „Myśląc Polska”, która odbyła się w dn. 3-5 lipca w Katowicach. Sądzę, że warto zwrócić szczególną uwagę na propozycje gospodarcze, bowiem jeżeli zostaną one wcielone w życie, to polski model „transformacji” wdrożony przez Leszka Balcerowicza – Hilarego Minca polskiego łże-liberalizmu - nieodwołalnie odejdzie do lamusa. Obecnie polska gospodarka przypomina kolonialny folwark – z nieuzasadnionymi przywilejami dla największych graczy, wyprowadzaniem kapitału za granicę, konkurencyjnością bazującą na taniej sile roboczej, co skutkuje strukturalnym ubóstwem wielu Polaków i innymi patologiami. Nie jesteśmy tu wprawdzie wyjątkiem, bo analogiczny model niby-rozwoju, który widać jedynie w cyferkach PKB, jest charakterystyczny generalnie dla krajów postkomunistycznych, zupełnie jakby pisano go w tym samym centrum decyzyjnym – ale to żadne pocieszenie.

Jako pierwszy w naszym regionie postanowił z opisanym tu chorym wzorcem zerwać Viktor Orban, zaś jego reformy doczekały się miana „orbanomiki” (w nawiązaniu do „reaganomiki”, czyli reform zaprowadzonych w USA przez Ronalda Reagana) – i wywołały wściekłość międzynarodowych potentatów. Wspólną cechą posunięć Orbana było nastawienie prospołeczne i wspieranie rodzimych przedsiębiorstw. Po wystąpieniu Beaty Szydło na konwencji PiS widać wyraźnie, że węgierskie doświadczenia zostały w środowisku opozycyjnym oraz jego zapleczu eksperckim przyswojone i wyciągnięto z nich odpowiednie wnioski. Spójrzmy.

Obietnica 500 zł na każde drugie i kolejne dziecko jest zmodyfikowanym rozwiązaniem węgierskim. Tam zasiłki otrzymuje się już od pierwszego dziecka i konsekwentnie rosną z każdym następnym. Prócz tego funkcjonują ulgi podatkowe, urlop macierzyński w wysokości 70% ostatniego wynagrodzenia, ulgi dla przedsiębiorców zatrudniających kobiety powracające po urlopie do pracy, dopłaty do wyżywienia w szkole itd. Ogółem Węgry wydają na politykę prorodzinną 3,11% PKB, co doprowadziło do zahamowania spadku demograficznego.

Podniesienie kwoty wolnej od podatku do 8000 zł. Wreszcie! Obecnie w Polsce kwota ta wynosi 3091 i plasuje się poniżej minimum socjalnego, co sprawia, iż duża grupa Polaków płaci de facto „podatek od nędzy”. Na Węgrzech kwota wolna wynosi dwukrotność średniego miesięcznego wynagrodzenia w gospodarce i jest dodatkowo podwyższana wraz z każdym kolejnym dzieckiem, w efekcie czego znaczna część węgierskich rodzin nie płaci w ogóle podatku dochodowego. Obowiązuje tam stawka liniowa 16%, która od 2016 ma zostać obniżona do 15%.

Wspieranie polskiej przedsiębiorczości i opodatkowanie sektora bankowego oraz sieci sklepów wielkopowierzchniowych. Tu również widoczne są węgierskie inspiracje. Orban wprowadził najniższy CIT w Europie – 10% dla małych i średnich przedsiębiorstw, jest również możliwość przejścia na podatek ryczałtowy. Natomiast na sektory: bankowy, energetyczny, telekomunikacyjny i sieci handlowe – czyli branże opanowane przez międzynarodowe koncerny nałożono specjalny podatek obrotowy, bądź od aktywów (banki), zapobiegający m.in. ucieczce nieopodatkowanego kapitału za granicę. Warto nadmienić, że PiS już w 2012 proponował wprowadzenie podatku od aktywów instytucji finansowych w wysokości 0,39% zamiast podwyżki VAT do 23%, co przyniosłoby 5 mld zł rocznie budżetowi państwa. Wówczas minister Rostowski – banksterski lobbysta na stołku wicepremiera – grzmiał z mównicy sejmowej, iż „pomysły rodem z Budapesztu tutaj nie przejdą”. Jak w soczewce widać tu różnice priorytetów.

Nastawienie proinwestycyjne i prorozwojowe. Polska ma dążyć do zwiększenia udziału inwestycji w PKB i odejścia od schematu „montowni Europy” bazującej na taniej sile roboczej. Viktor Orban również prowadzi politykę utrzymaną w tym duchu – prócz podatków dla sektorów „pasożytniczych” (banki, sieci handlowe) stara się jednocześnie zachęcić do inwestowania w przemysł na Węgrzech – czyli realną produkcję w miejsce spekulacji, co widać choćby na przykładzie branży motoryzacyjnej (np. fabryki Daimlera, Audi, Suzuki) dającej ok 22% węgierskiego PKB.

Na koniec słowo o PO straszącej „drugą Grecją”. Otóż scenariusz grecki mielibyśmy, gdyby obecna ekipa pozostała na kolejną kadencję przy władzy. To za rządów PO Polska została zadłużona na niemal drugie tyle, co za wszystkich poprzednich ekip po '89 razem wziętych. Transferowanie kapitału za granicę wywindowało nas na 18 miejsce w świecie (średnio - 5,312 mld USD rocznie, dla porównania, w 2006 – jedynym pełnym roku rządów PiS - transfer kapitału wyniósł... zero), a ściągalność podatków spadła o 4 punkty PKB, co przekłada się na kilkadziesiąt miliardów rocznie. Słowem – jak w Grecji, która tuż przed krachem również – jak my - chwaliła się zielonym „słupkiem” wzrostu PKB. Dlatego warto trzymać kciuki, by nadwiślańska wersja „orbanomiki” proponowana przez Beatę Szydło zdała egzamin równie pomyślnie co nad Balatonem.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Zapraszam na „Pod-Grzybki” -------> http://www.warszawskagazeta.pl/felietony/gadajacy-grzyb/item/2044-pod-grzybki-11

Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 28 (10-16.07.2015)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz